MINIATURKA „Słodka Zemsta”
"Spotkanie po latach"
PROLOG
PROLOG
Młoda Gryfonka stała w pokoju blondwłosego chłopaka.
Wsłuchiwała się w wypowiadane z pogardą słowa Ślizgona. Nie potrafiła uwierzyć
w to, co mówił. Nie chciała w to wierzyć… Zapomniała, jak się oddycha, a nogi
ugięły się pod nią. Serce waliło jak oszalałe, a gorące łzy spływały po
policzkach dziewczyny. Z wściekłością chwyciła się za burzę swoich bujnych
włosów. Dyszała ciężko, jak groźny pies. To nie do pojęcia… Jak on mógł jej coś
takiego zrobić?
-Chcesz mi powiedzieć… Że… Że… Nic do mnie nie czujesz? Że
to wszystko zakład?- głos jej się załamał.
Nie dostrzegła w oczach i postawie tlenionego nutki żalu i
załamania. A może ogromnego żalu… Wierzyła tylko temu, co powiedział.
-Oczywiście. Myślałaś, że na poważnie związałbym się z
szlamą? Że zhańbiłbym miano arystokrackiej rodziny Malfoyów? Jesteś idiotką,
Granger.- prychnął ukazując swoją wyższość i obojętność, choć coś rozrywało go
od środka. Ten cholerny ból.
-Nie wierzę… To… Dlaczego? Dlaczego ja?!- wrzasnęła z
płaczem osuwając się na podłogę i opierając pod ścianę.
Draco pragnął cofnąć słowa, które powiedział, lecz wiedział,
że nie mógł. Najchętniej podszedłby do niej i mocno przytulił, ale musiał
zachować zimną krew… Zażegnać związek z Gryfonką, wspomnienia, uczucia do niej…
Czas żyć tak jak dawniej. Przed zawarciem zakładu z Blaise’em i Nottem.
To wszystko wymknęło się z pod kontroli. Malfoy pomimo
młodego wieku w niezwykły sposób przyciągał do siebie dziewczyny. Opierała mu
się tylko ta jedna- Hermiona Jean Granger, która zawsze stanowiła dla niego
zagadkę. Koledzy chłopaka należeli do spostrzegawczych. Więc gdy tleniony
porzucił Cho Chang, znajomi podpuścili go, żeby rozkochał w sobie Granger’ównę.
Na początku stanowczo zaprotestował, bo w końcu poniżyć się do tego stopnia?
Spoufalać się z szlamą? Ale w końcu zmięknął… Chciał rozgryźć tę dziewczynę i
udowodnić, i sobie, i kolegom, że może mieć każdą. Nawet tę dziwną Gryfonkę. W
nagrodę Blaise z Nottem mieli załatwić mu wejściówkę na domówkę jednego z
Puchonów.
Zrobił to, lecz nie spodziewał się, że może się w niej
zakochać…
Potem było tylko gorzej. Snape o rzekomym romansie doniósł
Lucjuszowi, który zabronił spotykać mu się z Granger. Inaczej, konsekwencje
bycia z nią mogłyby być straszne.
- Stanowiłaś ciekawe doświadczenie, Granger. Nie ma się co
łamać. Nie ty pierwsza i nie ostatnia zostałaś przeze mnie rzucona. Pozbierasz
się kiedyś i pewnie zwiążesz się z Potterem. Ups, to chyba za wysoka liga… Może
z wieprzlejem?- rzekł z nonszalancją, lecz nawet nie zorientował się, gdy
dziewczyna wstała, podeszła i wymierzyła mu dwa razy siarczyste ciosy, w oba
policzki. Z jednej i drugiej dłoni, na przemian.
-Nienawidzę cię, Malfoy. Oby to dziewczyny bawiły się w
przyszłości tobą.- wysyczała dobitnie patrząc mu prosto w oczy, po czym
odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju zatrzaskując drzwi.
Draco opadł bezwładnie na łóżko wgapiając się w sufit. Nie
opuszczało go poczucie, że postąpił niesłusznie, źle. Bolało go to, że ta
przygoda z Hermioną zakończyła się w taki, a nie inny sposób… Wtedy nie
wiedział jednak, jak bardzo będzie mu jej brakować w przyszłości.
Piątoklasistka natomiast biegła korytarzami Hogwartu
pozwalając dać upust emocjom. Nie ukrywała łez. Wbiegła do swojego dormitorium
rzucając się na łoże. Serce pękło na tysiąc drobnych kawałeczków, których nie
była w stanie pozbierać. Wiedziała, że nie mogła tu dłużej zostać i przez
następne lata patrzeć na kolejne podboje Ślizgona.
~*~
Po tygodniu wzajemnego unikania się z Gryfonką, Draco Malfoy
wszedł na śniadanie do Wielkiej Sali. Mimowolnie jego wzrok powędrował ku
stołowi Gryfonów. Ujrzał doprawdy niecodzienny widok. Harry siedział bawiąc się
widelcem, zupełnie osowiały. Nawet Weasley’owi nie wchodziło jedzenie, więc
tylko gapił się przed siebie. Tleniony zauważył, że kogoś brakuje, a mianowicie
Granger. Nie było jej koło przyjaciół, nie dyskutowała z nimi zawzięcie na
różnorakie tematy, po prostu… Zniknęła. Skotłowało się w nim przeczucie, że coś
tu nie gra, lecz zbagatelizował to wmawiając sobie, że nic się pewnie nie
stało.
W końcu zasiadł na miejsce. Koledzy popychali go i
szturchali, a Pansy stale go zagadywała. Po chwili w sali zapanowała głucha
cisza. Wszyscy słuchali przemowy Dumbledora o przeniesieniu się uczennicy
Gryffindoru – Hermiony Granger.
Momentalnie świat Malfoya rozpadł się na miliony drobnych
kawałeczków. Wiedział już, że nic nie będzie takie, jak dawniej. Jak z nią…
CZĘŚĆ 1
-Nie wierzę, że tu wróciłam.- zachichotała odstawiając
ostatni karton.
Stanęła kładąc dłonie na biodrach i zbadała wzrokiem całe
mieszkanie, urządzone w nowoczesnym, mugolskim stylu. Wyłożone było czarną
cegłą i szarą tapetą ścienną w salonie, natomiast kuchnia i łazienka czarnymi
płytkami ściennymi. Ściany w sypialni zdobiła czerwona tapeta, a na środku
stało wielkie łoże z czarnymi pościelami. W całym mieszkanku porozstawiała
zdjęcia z jej najlepszymi latami szkolnymi. Świeciły się też fioletowe świeczki
zapachowe, które właśnie przestawiała za pomocą różdżki.
Wtem do salonu, rześkim krokiem wkroczył pewien brunet.
Jednym ruchem różdżki rozpakował z kartonu rzeczy. Pluszowy miś, zegar,
bursztynowy słoik grający kołysanki, poduszki i inne przedmioty poleciały w
górę, a po chwili zostały ustawione na szafkach i białych skórzanych kanapach.
Chłopak podszedł do brunetki, po czym zmysłowym ruchem objął
ją w talii i wpił się w usta dziewczyny. Ta odwzajemniła pocałunek, lecz z
uśmiechem odepchnęła mężczyznę od siebie. Zaczęła poprawiać mu kołnierz
koszuli. Spojrzała w jego jasne oczy.
-Na pewno tego chcesz? Być tu… Ze mną?- wyszeptała niepewnie
przygryzając dolną wargę.
-Wątpisz w to?- odgarnął jej kosmyk włosów za ucho.
-Wiesz, to w końcu Londyn… Trzeba podjąć pracę w
Ministerstwie Magii… Są tu inni czarodzieje, to nie Francja. No i… Co jeśli nam
się nie uda?- wydukała cicho spoglądając w jego oczy.
-Hermiono, nie boję się zmian, szczególnie, kiedy ty mi
towarzysz. Poradzimy sobie. Uda nam się. Zobaczysz.- pogładził policzek kobiety,
uśmiechając się promiennie.
-Jest w tobie tyle entuzjazmu… Nie wiem, jak poradziłabym
sobie bez ciebie.- wtuliła się w bruneta mocno.
-Wiem, kochanie, że ta przeprowadzka wiele cię kosztuje, ale
nie zniechęcaj się. Jesteśmy tu razem. Ułożymy sobie wszystko.- przytulił ją
mocniej, jakby chcąc dać jej poczucie bezpieczeństwa.
Stali tak chwilę, aż Granger odsunęła się od Gabriela.
Uśmiechnęła się słabo biorąc do ręki woreczek z proszkiem Fiuu. Pomachała nim
mężczyźnie przed oczyma.
-Już czas udać się do Ministerstwa.- rzekła odwracając się
na pięcie.
Podeszła do kominka wraz z Gabrielem. Chwyciła go za rękę i
sypnęła proszek do kominka. Buchające płomienie zmieniły kolor na szmaragdowy.
Para weszła w nie wypowiadając głośno „Ministerstwo Magii!”. Szybko zamknęli
usta i oczy.
Po chwili stali już w określonym miejscu. Odkaszlnęli kilkakrotnie
i unieśli powieki. Hermiona otrzepała sukienkę z kurzu, po czym ruszyła dumnie
przed siebie. Przystanęła tylko na moment odwracając się do Gabriela. Szepnęła
„powodzenia” i zniknęła mu z pola widzenia.
Maszerowała ze stukotem szpilek. Mijała masę ludzi, których
nigdy nie widziała na oczy, albo których kojarzyła ze szkoły. W końcu dotarła
do Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Ujrzała smukłą sekretarkę z
twarzą mopsa. Oczywiście, nie mógł być to nikt inny, prócz Pansy Parkinson.
Granger przewróciła oczami podchodząc do kobiety.
-Jestem umówiona na spotkanie z szefem.- rzuciła wyniośle.
-Oczywiście. Panna…?- domagała się danych dawnej uczennicy
Gryffindoru, której Pansy nie poznała.
-Hermiona Jean Granger.- odparła, a Parkinson zamarła.
Brunetka zlustrowała Granger spojrzeniem, od góry do dołu, a
potem jeszcze raz od dołu do góry. Oczom nie wierzyła. Przecież Hermiona nie
mogła wyglądać tak olśniewająco pięknie. Zawsze była totalnym bezguściem. Dawna
Ślizgonka przeżyła szok, pomieszany ze złością i zazdrością.
-Proszę, niech „pani” wejdzie.- warknęła złośliwie z pogardą
wypowiadając „pani”.
Niezrażona Granger’ówna weszła do środka. Za biurkiem
siedział starszy blondwłosy mężczyzna. Widać, że zmęczenie dawało mu się we
znaki. Ciemne, podkrążone oczodoły nie przynosiły dobrego efektu. Zerknął na
Mionę bystrym wzrokiem i uśmiechnął się leniwie. Przywitał się i kazał jej
usiąść. Hermiona podała mu niezbędne papiery, które szybko przejrzał. Przybrał
kamienny wyraz twarzy. Nie umiała wyczytać z niej jakichkolwiek emocji. W końcu
zadowolony rzekł, iż Granger to idealna kandydatka i z miłą chęcią zacznie z
nią współpracę. Kobieta była zszokowana, że wszystko przebiegło tak szybko. Dał
jej umowę, z którą się zapoznała i podpisała. Była bardzo usatysfakcjonowana.
Miło pożegnała się z dyrektorem i opuściła biuro. Za
drzwiami podskoczyła z radości, nucąc sobie pod nosem jakąś pioseneczkę. Gdy
się opanowała, ujrzała drwiącą, ale i rozgniewaną minę Pansy. Hermiona lekko
zarumieniła się. Mogła zachować te emocje dla siebie, lecz nie chciała dać
satysfakcji dawnemu wrogowi. Uniosła dumnie podbródek i wymaszerowała z
pomieszczenia.
Zobaczyła, że po lewej stronie znajduje się wejście do
kuchni. Stwierdziła, że napiłaby się wody i poszła do wskazanego miejsca.
Kiedy nalewała sobie napoju, ktoś szturchnął ją za ramię.
Wystraszona, niemalże podskoczyła. Instynktownie odwróciła się i w tym momencie
zamarła.
Usta przybrały kształt litery „o”. Aby nie zemdleć, oparła
się dłońmi o blat za nią. Chciała wierzyć, że to tylko halucynacja, sen… Zły
sen. Pomrugała kilkakrotnie oczami, lecz wcale się nie obudziła. Zalała ją fala
gorąca. Czuła się jak myszka, która zobaczyła kocura. To przeszło jej
najśmielsze oczekiwania.
Przed nią stał perfekcyjnie zbudowany blondyn o
nienaturalnej, tlenionej barwie włosów. Jego stalowoszare oczy przenikały jej
duszę na wylot. Czarny ubiór idealnie kontrastował z bladą cerą mężczyzny.
To był on.
Ten, którego chciała raz na zawsze wymazać z pamięci… Pozbyć
ze swojego życia.
Ten, który wyrządził jej tak wielką krzywdę…
Ten, który rozkochał ją w sobie, a potem złamał serce…
Ten, dzięki któremu zrozumiała, co to miłość…
Ten, dzięki któremu doświadczyła cierpienia…
Ten, dzięki któremu jest teraz zupełnie inną osobą…
Ten, którego nienawidziła, lecz w tym momencie nie mogła
pozbyć się dziwnej iskierki radości ze swojego serca…
To on – Draco Lucjusz Malfoy.
Serce waliło jej jak szalone. Czuła, jak traci kontrolę nad
swoim ciałem, które zaczynało cierpnąć. Nie miała czucia. Mało brakowało, a
przewróciłaby się.
Nie wiedziała, co ma zrobić. Stresowała się jak na klasówce-
przed klasówką umiała wszystko, lecz na niej nerwy wymazały wiedzę z jej
pamięci. Bała się uczynić cokolwiek. To takie nierealne zobaczyć go po
niecałych dziesięciu latach…
-Witam- rzekł miłym tonem.- Jesteś tu nowa?- zaczął w miarę
spokojnie, wciąż mierząc ją wzrokiem.
Przełknęła głośno ślinę. Jeszcze nigdy nie znalazła się w
tak pokręconej sytuacji. Zaniemówiła, więc tylko pokiwała twierdząco głową.
-Czy my się nie znamy? Naprawdę, bardzo mi przypominasz…
kogoś.- spytał podejrzliwie.
Widziała zniecierpliwienie, obawę, ale jakby nadzieję w jego
spojrzeniu.
Nie mogła mu się przyznać, że jest Hermioną Granger. Skoro
nie pamiętał jej na tyle dobrze… Po co wracać do przeszłości?
-Wydaje mi się, że nie.- wydukała cicho.
-Ah tak…- mruknął pod nosem.- W takim razie, jestem Draco
Malfoy, widocznie będziemy razem pracować.- posłał jej swój nonszalancki uśmiech,
przez który ciepło rozeszło się po całym ciele kobiety.
Serce biło jej tak szybko, że nie umiała racjonalnie myśleć.
Zaczynała wątpić w prawdziwość tego zdarzenia.
-A ty? Jak się nazywasz?- spytał widząc, że przez dłuższą
chwilę oniemiała.
To pytanie totalnie ją skołowało. Coś w niej pękło. Łzy
mimowolnie cisnęły jej się do oczu. Naprawdę nic dla niego nie znaczyła? Aż
tak, żeby o niej zapomniał? W głębi duszy pragnęła wykrzyczeć mu, kim jest, jak
bardzo cierpiała przez te lata, ile dla niej znaczył… W głowie Granger pojawiła
się jednak niewidoczna bariera, która zabroniła to zrobić. Zdruzgotana kobieta
z trudem stłamsiła w sobie silne emocje i udawała obojętną.
-Jestem Jean…- zaczęła, ale w tym momencie ktoś wszedł do
kuchni.
Pospiesznie odwróciła się w stronę swojego wybawiciela i to,
kogo ujrzała przyniosło jej niewyobrażalną ulgę. Kochany Gabriel stał w
drzwiach uśmiechając się do Hermiony. Draco mógł niemal zobaczyć, jak mięśnie
brunetki rozluźniły się i usłyszeć, jak wypuściła powietrze. Szybko podeszła do
ukochanego skradając mu buziaka w policzek.
-Do zobaczenia.- rzuciła Draconowi na pożegnanie i szybko
zniknęła mu z pola widzenia.
Partner wziął ją pod rękę i zaczął opowiadać o spotkaniu w
Biurze Wyszukiwania i Oswajania Smoków. Granger jednak odpłynęła całkowicie z
nurtem, zalegających jej głowę myśli.
Nigdy nie przypuszczała, że ponownie spotka Dracona.
Wykluczała ten scenariusz od kilku lat, aczkolwiek trudno było jej pohamować
marzenia o zaistniałym wydarzeniu. Ułożyła sobie życie. Ma cudownego chłopaka,
który kocha ją nade wszystko i troszczy się o nią; ma dom, pracę; ukończyła
szkołę… Przeszłość związaną z Malfoyem oddzieliła grubą kreską, a bynajmniej
tak jej się dotychczas wydawało. Ilekroć przypominała sobie jakieś zdarzenie,
związane z nim, ledwo udawało jej się powstrzymywać łzy. Nie opowiadała tego
jednak Gabrielowi, gdyż nie powracała do przeszłości. Liczyła, że w końcu sama
upora się z bólem, który przeszywał ją na wskroś. Grała perfekcyjnie- lepiej,
niż niejedna aktorka. Tłumiła w sobie rozpacz nawet w chwilach tragicznych.
Szczerze? Ciężko było jej połapać się w dzisiejszym świecie.
Czuła się jakby najlepszy i najckliwszy etap w jej życiu został zamknięty, lata
temu, w Hogwarcie. Teraz? To dziwne, ale kobiecie wydawało się, że ostatnimi
czasy stała z boku boku i obserwowała, co działo się z jej egzystencją.
Wszystko przemijało tak szybko… Żyła z dnia na dzień czekając, aż ten dobiegnie
końca. A to wszystko przez jej złamane serce.
~*~
Ktoś zasłonił jej oczy dłońmi. Od razu rozpoznała ten
ciepły, kojący dotyk i chłód, który wzbudził u niej ciarki.
-Draco, wiem, że to ty.- zachichotała odwracając się ku
chłopakowi.
Zatopiła się w stalowoszarych oczach tlenionego. Uśmiech
mimowolnie zagościł na jej twarzy. Przy nikim nie czuła się bezpieczniej i
bardziej radośnie, niż przy nim.
Tego dnia był jednak jakiś nieswój. Dostrzegła w jego
spojrzeniu jakby ból, który rozrywał go gdzieś od środka. Pogładziła delikatnie
jego policzek.
-Coś się stało?- spytała cichutko, jakby bojąc się
odpowiedzi.
Wziął jej dłoń w swoją, po czym zaczął jeździć po niej
palcem. Wbił w nią wzrok i przez chwilę milczał.
-Wiesz, różnie to bywa. Pewnego dnia może zabraknąć mnie
koło ciebie… Nigdy nie wiadomo, kiedy Sama-wiesz-kto rozpęta piekło w
Hogwarcie. Ale wiesz?- tutaj przypatrzył się uważnie twarzy Miony.- Moja
wymarzona małżonka ma piękne, duże oczy o kolorze czekolady, tak słodkiej i
prawdziwej, że można w niej utonąć. Jej wargi są wyraziste i kształtne oraz
idealnie pasują do moich. Nosek jest mały i zgrabny. I nie idzie pomylić jej z
nikim innym, przez charakterystyczną burzę brązowych włosów. Zawsze nad swoje
życie stawia innych. I chcę, aby ta właśnie osoba wiedziała, że naprawdę,
bardzo, ale to bardzo ją kocham. Cokolwiek się wydarzy…- wyszeptał.
Przyjemne ciepło rozeszło się po ciele Gryfonki. Zanim
zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, bądź też wydać z siebie jakikolwiek dźwięk,
jego usta przyległy do jej, po czym zatopili się w namiętnym pocałunku. Objął
ją w talii i mocniej przytulił do siebie. Pragnęła, aby ta chwila trwała
wiecznie.
~*~
Wierzyła Malfoy’owi. Każde słowo, każdy gest uważała za
niepodważalną prawdę. Pragnęła spędzić z nim resztę życia. Nie obchodziło ją,
że różni ich status krwi, rodziny i domy, gdyż on był dla niej całym światem i
zrobiłaby wszystko, by mogli być razem. Potem jego słowa okazały się obłudnym
kłamstwem… Ciężko przechodziła przez tę sytuację. Nawet w nowej szkole ledwo
sobie radziła. Przyzwyczaiła się do obecności Ślizgona, przez co cholernie jej
go brakowało. Lubiła się z nim drażnić, przekomarzać, a nawet sprzeczać.
Uwielbiała, kiedy okazywał zazdrość. Czuła się wtedy taka ważna i kochana…
Miała pewność, że zrobiłby dla niej wszystko. Zawsze spoglądali na siebie w
Wielkiej Sali i posyłali sobie uśmiechy. Wychodzili na wieczorne spacery i
rozmawiali o życiu… Myślała, że wie o nim wszystko. To uczucie wydawało się
takie realistyczne, jak żadne inne. Wcześniej przez myśl by jej nie przeszło,
że to tylko zakład… Potem jednak musiała przyjąć te obłudne kłamstwo do swojej
świadomości.
-Hermiona, słuchasz mnie w ogóle?- spytał chłodno Gabriel.
Granger wyrwała się z zamyślenia. Widocznie chłopak się
zdenerwował, skoro użył jej pełnego imienia. Przez tyle czasu nadal nie
przywykła, że Gabe nazywa ją po imieniu. Malfoy zawsze wołał ją po nazwisku…
Tak szelmowsko, przekornie, a zarazem strasznie słodko.
Skupiła na partnerze uwagę.
-Tak, jasne.- skłamała niepewnie.
-Tak więc co o tym sądzisz?- chciał sprawdzić wiedzę
dziewczyny.
-Sądzę o czym?- wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
-O wyprawie…- westchnął znużony, przeciskając się przez
grupkę czarodziejów.- Herm, coś się stało? Zachowujesz się naprawdę
niepokojąco.- chwycił ją za ramiona spoglądając w oczy.
Poczuła się bardzo niekomfortowo. W tym momencie przekroczył
jej psychiczną barierę. Po spotkaniu z Draconem dotyk Gabriela spowodował u
niej odrazę. Pragnęła, by jak najszybciej się odsunął. Ledwo co pohamowała
wylew łez.
-Wszystko w porządku. Po prostu natłok wspomnień, ludzie…
którzy mnie nie poznali…- odparła z lekka drżącym głosem.
-Chodzi o tego tlenionego?- spytał bez żadnych ogródek
przyglądając się jej twarzy.
Spojrzała mu prosto w oczy. Tak bardzo pragnęła przestać
tłumić w sobie emocje, wybuchnąć płaczem, wyżalić mu się i wtulić się w jego
ramiona… Ale nie mogła. To zbyt wiele, dla niej, jak i dla Gabe’a. Musiała się
jakoś opanować.
-Ah, on też mnie nie poznał, racja… I sekretarka mnie nie
poznała… Nieważne, to nic takiego, naprawdę nic mi nie jest. Wracajmy już do
mieszkania.- wysiliła się na lekki uśmiech.
Po chwili, ponownie przez sieć Fiuu, deportowali się do
mieszkania. Hermiona była na skraju załamania nerwowego. Usiadła na kanapie
chowając twarz w dłoniach.
Chciała zacząć tu wszystko od nowa. Jej mur, który budowała
przez te lata zaczął się powoli kruszyć. Przeklinała w myślach los za to, że
Dracon znowu pojawił się w jej życiu. Niemniej jednak obiecała sobie, że tym
razem nie stchórzy i nie ucieknie. Poradzi sobie. Malfoy przecież nie wie, kim
naprawdę jest i wcale nie musi się dowiedzieć. Ograniczy kontakty do minimum.
Jakoś to będzie… Musi być.
Gabriel nie spuszczał wzroku z dziewczyny. Doskonale zdawał
sobie sprawę z tego, że go kłamie. Widział, w jakim była stanie. Miał też
pojęcie, że jeśli Miona nie chce mu powiedzieć o swoich problemach, to mu tego
zwyczajnie nie powie, nie ważne jakby naciskał. Tak więc wyszedł z mieszkania
wystukując numer do Grace, najlepszej przyjaciółki Granger. Poprosił, aby
przyszła do dziewczyny, gdyż dzieje się z nią coś złego. Sam zaś wybrał się do
Hogsmeade na piwo kremowe.
Wtem czas Hermiona podążyła do sypialni. Malutkie wróbelki
fruwały po pokoju i ścieliły jej łóżko. Jeden z kolei układał ubrania w szafie
dziewczyny. Drugi natomiast posypał płatkami róż jej łoże. Wyciągnęła z buta
różdżkę, po czym zamachnęła się kilka razy odprawiając wróbelki do salonu. Sama
zaś rzuciwszy się na posłanie, wdała się w głośny szloch. Wtuliła twarz w
mięciutką podusię.
Miała wszystkiego dość. Przestała radzić sobie z emocjami.
Wystarczył jeden, krótki moment, by wywołać falę wspomnień i uczuć.
Przepełniały ją różne odczucia. Z jednej strony była cholerne wściekła, za to,
że Draco jej nie poznał. Co jak co, ale w końcu spędzali ze sobą mnóstwo czasu.
Jak to możliwe, że nie zapamiętał Granger nad wyraz dobrze? Oburzenie kipiało z
kobiety i powoli zaczynało brać górę nad rozsądkiem. Poderwała się z miejsca,
ponownie wyciągając różdżkę. Otworzyła szufladę, zawzięcie czegoś szukając.
Znalazła. Ruchoma fotografia, na której znajdowała się z Malfoyem na błoniach.
Wisiała mu na szyi, skradając buziaka w policzek. Wypowiedziawszy „Wingardium
Lewiosa”, rzuciła zdjęciem o ścianę. Ramka pękła w pół, przy czym słychać było
odgłos łamanego patyka. Upadła na podłogę. Miona wydając z siebie skowyt
wściekłego wilka, wymówiła zaklęcie. Fotografia podpaliła się. Buchały gorące
płomienie. Hermiona ze zgrozą i rządzą mordu patrzyła na to „ognisko”.
Drzwi od sypialni otwarły się z takim hukiem i siłą, że aż
przywarły do ściany. Granger aż podskoczyła. Zszokowana wbiła wzrok w przybyłą
postać. W progu stała kobieta o figurze modelki, z krótkimi blond włosami,
sięgającymi za ucho. Obijała różdżką o lewą dłoń. Przez przejrzystą, białą
bluzkę z krótkim rękawkiem szło dostrzec stanik, w tej samej barwie. Obcisła,
wykonana z śliskiego materiału, przylegająca do ciała spódnica, w identycznym
kolorze, jak bielizna, kończyła się za kolanami. Wzrostu dodawały jej szpilki,
o śniegowym zabarwieniu.
Jednym machnięciem różdżki ugasiła pożar. Pięknie umalowana
kobieta, spojrzała karcąco na Hermionę spod mocno podkreślonych rzęs. Podeszła
do niej i bez owijania w bawełnę wymierzyła siarczysty cios w policzek. Zapłakana
Granger zawyła z bólu, odchylając głowę. Raptownie dotknęła obolałego miejsca
usilnie je rozmasowując. Przeszyła blondynkę złowrogim spojrzeniem.
-Zwariowałaś?! Co ty tutaj robisz, Grace?!- wrzasnęła nieźle
zirytowana.
Blondyna przekręciła swoimi szarawozielonymi oczami
wzdychając głośno.
-Gabriel oświadczył mi, że coś jest z tobą nie tak. To chyba
oczywiste, że przybyłam.- odparła z nutką rozżalenia.
Zrezygnowana Miona opadła bezwładnie na łóżko chowając twarz
w dłoniach. Co ona wyprawiała? To niedorzeczne. Poczuła się taka bezsilna…
Grace spoczęła obok Granger. Przewiesiła rękę przez jej
szyję i przytuliła kobietę do siebie. Pogładziła ją delikatnie po włosach,
niczym niemowlę.
-Okej. A teraz powiedz, na Merlina, co jest grane?- zażądała
wyjaśnień.
-Będę pracować razem z Malfoyem.- rozpłakała się jeszcze
bardziej.
-Oh… To ten parszywy gnojek, który był z tobą dla zakładu?-
Granger w odpowiedzi pokiwała twierdząco głową.- Biedactwo… Jak się zachował, gdy
cię zobaczył?- spytała z zainteresowaniem.
-Nie poznał mnie!- wydukała gniewnie przez łzy.- Tyle czasu
razem… Tyle chwil razem… A on mnie po prostu nie poznał!- wrzasnęła
roztrzęsiona.
-Żartujesz? Co za idiota… Co zrobił jak się dowiedział, że
to ty… Granger?- drążyła dalej.
-Nie dowiedział się… Powiedziałam mu, że jestem Jean…-
odpowiedziała wyrywając się z uścisku dziewczyny.
Wyczarowała sobie chusteczkę, w którą wydmuchała nosek.
Zdawała sobie sprawę z tego, że musiała wyglądać żałośnie.
-Dlaczego?- to brzmiało, jak oburzenie.
-Skołowało mnie… Nie byłam gotowa, na oficjalne spotkanie po
latach z chłopakiem, który tak mnie upokorzył.- mruknęła niechętnie.
Grace podniosła się z posłania. Jej drobną twarzyczkę
przyozdabiał promienny uśmiech. Położyła dłonie na biodrach. To znaczyło, że na
coś wpadła.
-I bardzo dobrze, że tak zrobiłaś. Możesz to wykorzystać.-
klasnęła w dłonie, przy czym przygryzła seksownie wargę.
-Ale jak? Co masz na myśli?- spytała z niezrozumieniem.
-Oh, Granger, Granger, Granger…- zanuciła przeskakując z
nogi na nogę.- Skoro Malfoy nie wie, kim naprawdę jesteś, możesz się nieźle
zabawić. Zrobisz to, co on zrobił kiedyś tobie. Rozkochasz go w sobie, do
szaleństwa, a potem porzucisz.- oznajmiła dumnie.
Miona parsknęła śmiechem. Z początku wydawało jej się to
niedorzeczne.
-Grace, nie zapomniałaś o czymś? Mam chłopaka.- przypomniała
zerkając znacząco na przyjaciółkę.
-Oh, niby tak, ale on przecież za kilka dni wyruszy polować
na smoki. Będziesz miała wolną rękę. A przede wszystkim, wolne mieszkanie.- po
wypowiedzeniu ostatniego zdania, w którym kryło się ukryte znaczenie, blondynka
dostała z poduszki w twarz.
-Przestań. To nie fair w stosunku do Gabriela.- zaparła się
Granger.
-Miona, kto powiedział, że Draco zostanie twoim stałym
kochankiem, albo narzeczonym? To będzie przelotna znajomość. Dasz mu nauczkę i
tyle. To w ogóle nie dotyczy Gabe’a. Daj spokój, Granger, jesteś młoda. Masz
prawo robić, co ci się żywnie podoba, a nie siedzieć na uwięzi, jak stara,
zamężna baba.- wygłosiła swój przekonujący wywód.
Hermiona zawahała się. Nie chciała zranić Gabriela. Zależało
jej na nim. Pragnęła pozostać mu wierną, a nie skakać z kwiatka na kwiatek.
Wiedziała, że on nigdy jej nie skrzywdzi. Jednakże perspektywa zemsty na
Malfoyu korciła ją do tego stopnia, że gotowa była odsunąć w kąt swoje zasady
moralne. Może Grace miała rację? W końcu Gabe wyruszy w wyprawę…
Nie! To nie w jej stylu! Pozbawione skrupułów, dumy i
honoru!
Ale za to jak kuszące…
- szeptał jej mały diabełek w główce.
Zaklęła w duchu.
-Nie wiem, Grace… Boję się.- wystękała niepewnie.
-Czego? Wyrzutów sumienia? Uwierz, będziesz czuła tylko
słodką satysfakcję.- kusiła ją Grace.
Herm była na skraju. Z ściskiem w żołądku spojrzała na
przyjaciółkę.
-Dobra, zgadzam się. Ale jeśli coś przebiegnie niezgodnie z
planem, to ty poniesiesz konsekwencje i to ty będziesz się płaszczyć przed
Gabrielem.- pogroziła blondynie palcem.
-Okej, umowa stoi.- klasnęła w dłonie, wykonując drobny
piruet.
W głębi duszy Miona czuła, że to nie jest najlepszy pomysł.
Ale… Odegra drobne przedstawienie. Pokaże mu, co to prawdziwe cierpienie.
Miniaturka zapowiada się ciekawie, czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńNiesamowite. Nieźle się zatopiłam w Twojej lekturze. Ta historia bardzo mnie wciągnęła i kiedy dotarłam do końca, to się nagle wszystko skończyło. Muszę przyznać, że pomysł był niezły, o ile się Pansy nie wyklepie kim ona naprawdę jest. Jestem bardzo ciekawa kontynuacji, ale mam nadzieję, że nie każesz nam długo czekać.
OdpowiedzUsuń:oo
OdpowiedzUsuńFantastyczna. Wow uwielbiam to jak piszesz. Jejku pięknie
Pozdrawiam
Charlotte Petrova
świetne. Już się nie mogę doczekać następnej części :D
OdpowiedzUsuńFajne ;) Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następna część? :)
OdpowiedzUsuńKocham tego typu opowiadania. Liczę, że mnie nie zawiedziesz. Czekam na next.
OdpowiedzUsuń