Dawno mnie nie było, to prawda. Powiem szczerze, że pisanie tego rozdziału zajęło mi masę czasu i dopiero wyjazd do Stanów (również do Studia Harr'ego Pottera) sprawił, że w końcu dokończyłam tą notkę i muszę przyznać, że jestem z niej dość zadowolona.
Życzę miłego czytania i pamiętajcie o zasadzie CZYTAM - KOMENTUJĘ
Daje mi to niezmierną motywacje do pisania :)
Hermiona
nigdy nie przypuszczała, że cokolwiek jest jeszcze w stanie ją
zaskoczyć. W przeciągu 6 lat w Hogwarcie przeżyła masę
niebezpiecznych przygód oraz doświadczeń. Każdy rok szkolny
przynosił coś nowego, co jeszcze bardziej utwierdzało ją w
przekonaniu, że teraz, w wieku 17 lat, będzie gotowa stawić czoło
prawie wszystkiemu.
Niestety
musiała stwierdzić, że gorzko się pomyliła. Klęcząc nad ledwo
co żyjącym Ślizgonem dopiero
teraz zrozumiała, iż życie przyszykowało dla niej jeszcze masę
niespodzianek, które kiedyś, o ile dożyje, będzie wspominała z
nikłym cieniem przerażenia.
-
Błagam Malfoy obudź się – szeptała w
kółko, raz co raz spoglądając na
nieprzytomnego chłopaka. Oczywiście od
razu wysłała patronusa do Snape'a, lecz wątpiła by nauczyciel
zdołał zjawić się tak szybko we Wrzeszczącej Chacie.
Nie mogła jednak
sama
przetransportować go do Skrzydła Szpitalnego, więc
od kilku minut
starała się usunąć jakiekolwiek mniejsze
uszkodzenia na jego ciele. O dziwo, udało jej się to bez żadnych
problemów. Trudno było jej więc pojąć,
czemu arystokrata dalej się nie budził.
Jego
oddech był płytki aczkolwiek stabilny. Gdy przetransportowała go
za pomocą czarów na starą kanapę, raz po raz wydawał z siebie
jęki czy też szeptał w agonii imię matki. Poczuła jak ciężar
odpowiedzialności i żalu spływa na nią z podwójną siłą.
Przecież to ona przyczyniła się do zaistniałych wydarzeń. Gdyby
nie ona, blondwłosy nigdy nie musiałby znosić takich katuszy.
„Może
dostał jakimś poważniejszym
zaklęciem” - ta nieproszona myśl
wdarła się do jej podświadomości jak grom z jasnego nieba. Jak na
zawołanie od razu po ciele przeszły ją dreszcze. Mimo dzielącej
ich nienawiści, która powoli znikała, nigdy nie będzie w stanie
wybaczyć sobie, że przyczyniła się do
cierpienia Malfoy'a.
Nieświadoma
swoich czynów, przejechała swoją dłonią po policzku chłopaka. W
tej chwili wydawał jej się tak bezbronny i niewinny, że nigdy nie
posądziłaby go o bycie wrednym Ślizgonem, który niszczył jej
życie od ponad sześciu lat. Nie wiedzieć czemu, wspomnienia
zaczęły napływać do jej głowy. Pierwsze spotkanie w pociągu,
ciągłe prowokowanie, wyzwiska, kpiny, obelgi, aż w końcu ich
potyczka w jednym z przedziałów. Wtedy przecież prawie nie użył
na niej zaklęcia Cruciatus. Na chwilę ponownie ogarnęła ją
złość. Dopiero po chwili zdołała przywołać się do rozsądku.
To wydarzenie zdawało się mieć miejsce wieki temu. W końcu
chłopak uratował jej życie i to nie raz.
Nie mogła być egoistką, musiała mu
pomóc. Z resztą, nigdy nie zastanawiała się, jak wyglądałoby
jej życie, gdyby na świecie zabrakło Dracon'a Malfoy'a. Owszem,
tysiąc razy życzyła sobie, by zniknął na dobre, lecz doskonale
zdawała sobie sprawę, że to tylko puste słowa.
Teraz
gdy zagrożenie wydawało się tak blisko poczuła przez chwilę
pewny rodzaj smutku, przeszywający jej serce. Nie chciała by
Ślizgon umarł i to w dodatku z jej winy. Wiedziała, że
najzwyczajniej w świecie by za nim tęskniła.
Łzy aż
same cisnęły jej się do oczy, gdy ponownie spojrzała na blondyna.
Włosy, zazwyczaj ułożone w artystycznym nieładzie, teraz sklejone
od brudu i potu, przylegały do jego twarzy, na której widniał
mały, lecz bardzo widoczny grymas bólu.
-
Obudź się Draco – ponowiła swoją prośbę łamiącym
się głosem, po czym leniwie oparła głowę o jego tors. Nie miała
pojęcia czemu zdobyła się na na tak gwałtowny i niepodobny do
niej upust emocji. Chciała po prostu, by wszystko wróciło do jak
najlepszej normy. Wolała już znosić chore wyzwiska oraz zagrywki
niż żyć z wyrzutami sumienia. Na swój
własny sposób potrzebowała tej fretki w swoim życiu. Westchnęła
cicho, czując jak ogarnia ją bezradność.
Dopiero
teraz zaczęła rozumieć Harry'ego, który raz po raz tracił swoich
najbliższych. Nie mogła sobie wyobrazić, jaki ból musiał nosić
w sobie Wybraniec. Przyrzekła sobie w duchu, że przy najbliższej
okazji spędzi więcej czasu ze swoim najlepszym przyjacielem. Przez
całą sytuację wreszcie uświadomiła sobie, że musi cieszyć się
każdym dniem, który jej jeszcze został.
Teraz
jednak niczego nie pragnęła tak bardzo, jak pobudki Malfoy'a.
Niestety nie pozostało jej nic innego, jak czekać.
~Draco~
Draco
był zazwyczaj bardzo odporny na jakikolwiek rodzaj bólu. Spędzając
całe dzieciństwo w Malfoy Manor, gdzie zaklęcia Cruciatus oraz
katusze były normalnością, zdążył przyzwyczaić się do
cierpienia oraz znosić kary bez żadnych skarg, Z
czasem przeniosło się to również na jego życie emocjonalne.
Nigdy nie przejmował się nikim i niczym. Lubił gnębić innych po
to, by inni nabrali do niego odpowiedniego
szacunku.
Nigdy nie myślał o uczuciach, czy poczuciu winy. Stał się prawie
idealną kopią swojego ojca. Zimny i wyrafinowany Draco Malfoy.
Dziedzic wielkiej
fortuny oraz przyszły Śmierciożerca, który nie boi się niczego.
Tak przynajmniej myślał.
Teraz
jednak miał wrażenie, że każda komórka jego ciała wręcz płonie
Nie był w stanie otworzyć oczu, czy też wydać choćby
najmniejszego dźwięku, świadczącego o tym, że zdołał przeżyć.
Uczucie przerażenia jak i bezradności ogarnęło go całkowicie,
sprawiając, iż znowu poczuł się jak 11 letni chłopczyk,
próbujący dopasować się ze strachu swojemu ojcu. W
gruncie rzeczy dalej tak było. Zgodził się zostać Śmierciożercą
tylko ze względu na swoją rodzinę. Oczywiście z całych
sił starał przyzwyczaić się do swojej nowej pozycji, lecz czasami
przychodziło mu to z trudem. Ciągły strach o własne życie wcale
nie polepszał całej sytuacji.
Biorąc
pod uwagę ostatnie wydarzenia, miał wrażenie, że jego dni są już
policzone. Przez głowę zaczęły przelatywać mu wspomnienia z
ostatnich dwóch tygodni. Katusze, tortury, wrzaski… wszystko
zdawało się zlewać w jedno. Jęknął donośnie. Dlaczego musiał
to wszystko znosić? Co zrobił, że Czarny Pan postanowił go tak
okrutnie ukarać? I chociaż doskonale znał odpowiedź, dalej po
prostu nie chciał w nią uwierzyć.
- Obudź
się Draco – usłyszał, po czym poczuł jak nieznany mu ciężar
opada na jego klatkę piersiową. Przeklął w myślach, starając
się za wszelką cenę doprowadzić do jakiekolwiek ruchu. W
momencie odwagi, spróbował unieść się do pozycji siedzącej. Nie
spodziewał się, że jego działania naprawdę odniosą skutek, więc
gdy nagle poczuł zbyt gwałtowny ruch swojego ciała na moment
stracił równowagę.
Zaczerpnął
głęboko powietrza z całej siły próbując nie zakrztusić się
za dużą dawkę tlenu. Miał wrażenie, jakby jego płuca paliły
się od środka.Nie pamiętał kiedy najmniejszy ruch sprawiał mu
tyle bólu.
Dopiero
po chwili, gdy jego ręce przestały panicznie drżeć z wysiłku,
rozglądnął się po pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka trudno było
mu rozpoznać to miejsce. Mimo powoli ogarniającej go ciemności,
doskonale widać było porządek oraz czystość. Nawet półka na
książki, która zdawała się być stara jak świat, błyszczała
świeżością. Zajęło mu to kilka sekund, by końcu rozpoznać w
tym miejscu Wrzeszczącą Chatę. Naprawdę nie miał pojęcia, kto
był na tyle zawzięty, by postawić ten rozpadający się dom na
nogi. I nagle go oświeciło.
Dopiero
teraz zdał sobie sprawę z obecności Granger w pokoju. Skierował
na nią swoje rozkojarzone spojrzenie. Pierwsze co zauważył na jej
twarzy to zaschnięte łzy na policzku oraz niepewność, która po
chwili zmieniła się w ulgę. Stała niepewnie zaledwie kilka kroków
od niego, zapewne próbując pojąć jego nagłą pobudkę i
gwałtowne zachowanie.
-
Granger – szepnął cicho – Czemu płaczesz? - spytał, wyraźnie
zszokowany. Nienawidził patrzeć na czyjeś łzy. Był to dla niego
nieznany rodzaj bólu, który na swój sposób go przerażał.
Ponadto w brązowych oczach młodej Gryfonki zdołał odczytać
wszystkie emocje skrywające się na dnie jej nienaruszonej duszy.
Już prawie zapomniał jak działały na niego jej tęczówki.
-
Żyjesz – powiedziała łamiącym się głosem, po czym bez żadnego
ostrzeżenia, rzuciła mu się na szyję.
Poczuł
ukłucie w okolicach żeber a każda komórka jego ciała wręcz
błagała swojego właściciela o szybkie oddalanie się od nieznanej
osoby, sprawiającej mu tyle bólu. Mimo to, nie zrobił nic, by
odgonić od siebie Gryfonkę. Gdy tylko poczuł ciepło jej ciała,
automatycznie przyciągnął ją bliżej, dając ponieść się
własnym emocjom. Serce zabiło mu gwałtownie w klatce piersiowej,
gdy jego ręce powoli gładziły jej plecy, rozkoszując się przy
tym zapachem jej włosów.
Jeszcze
nigdy w życiu nie pozwolił sobie na tak zwyczajny, ludzki gest,
mający na celu ukazanie wsparcia oraz pociechy. Prawda była taka,
że zawsze uważał ten odruch za punkt słabości oraz głupoty.
Teraz
jednak miał ochotę już nigdy więcej nie wypuszczać Granger ze
swojego stalowego uścisku. Potrzebował jej bardziej niż
kiedykolwiek. Czuł, jak powoli zaczyna dopuszczać do siebie od lat
skrywane emocje. Smutek, bezradność a jednocześnie złość i
szczęście jeszcze nigdy nie były tak wyraźne niż teraz.
Gwałtownie zakręciło mu się w głowie od nadmiaru zdarzeń oraz
nieznanych uczuć. Nie rozumiał czemu akurat teraz, trzymając tą
brązowowłosą Gryfonkę w ramionach zdołał się całkowicie
otworzyć, chociażby na moment.
Odrobinę
powiększył dystans między nimi, by móc po tak długim czasie
spojrzeć jej w oczy. Mimo nienawiści, która dzieliła ich od ponad
6 lat nigdy nie miał problemu, by rozszyfrować dziewczynę.
Dokładnie wiedział, kiedy sprawiał jej najwięcej przykrości albo
jakie emocje targały nią na daną chwilę. Brązowe tęczówki
Hermiony zdawały się teraz emanować dziwnym nieznanym mu uczuciem
oraz pewnym rodzajem szczęścia, które tak rzadko gościło w jego
życiu.
Mały,
lecz bardzo wyraźny uśmiech zawadniał na twarzy Dracon'a. Pierwszy
raz naprawdę czuł się...kochany? Nie, to uczucie dalej było mu
nieznane, zresztą to tylko Granger. Mimo to, sam fakt, że
ktokolwiek tak bardzo cieszył się na jego widok, sprawiał go w o
wiele lepszy nastrój.
„Warto
było tyle cierpieć” - ta nieproszona myśl pojawiła się w
jego głowie, lecz z całej siły starał się ją zakłócić.
- Nie
miałem zamiaru umierać Granger – wyszeptał, intensywnie
wpatrując się w oczy Gryfonki. Doskonale mógł zauważyć rumieńce
pojawiające się na jej bladej twarzy pod wpływem jego słów. Z
niewiadomego mu powodu, bardzo mu to schlebiło.
-
Przepraszam – gdyby nie znajdował się tak blisko niej, zapewne
nie dosłyszałby jej cichego pomruku, który z siebie wydała. Serce
ponownie zabiło mu szybko na dane słowa a wspomnienia zaczęły
napływać do jego umysłu szybciej niż by się spodziewał.
Stanął
w obronie Granger. Walczył z Dołohow'em, by uratować swoją matkę.
Sam Czarny Pan torturował go przez dobre 2 tygodnie. Jak to możliwe,
by jedna drobna osóbka wywołała aż tyle zamieszania w jego życiu.
Skrzywił
się nieznacznie, czując jak złość zaczyna przejmować nad nim
kontrolę. Jednym ruchem, odepchnął delikatnie dziewczynę od
siebie, przybierając swój typowy ironiczny uśmiech.
- Stało
się – odparł jak gdyby nigdy nic, choć w środku miał ochotę
dyszeć z wściekłości. Nie rozumiał, czemu przez cały czas
towarzyszyło mu poczucie,że musi bronić tą głupią Gryfonkę.
Nic między nimi się nie zmieniło. Dla niego dalej była głupią
szlamą, która nie umiała poradzić sobie w najprostszej
sytuacji.Mimo to, nie chciał widzieć, jak cierpi przez takiego
imbecyla jak Dołohow. Miał ochotę jęknąć z bezradności.
- Jak
się tu dostałeś? - spytała Hermiona, zupełnie nie zdając sobie
sprawy z wewnętrznej walki, którą właśnie prowadził. Nie
wyglądała na zdziwioną. Wręcz przeciwnie. Niczego innego się nie
spodziewała. W końcu, Malfoy dalej był Malfoy'em. Jego reakcje
były nieprzewidywalne, co sprawiało, że zawsze była przygotowana
na wszystkie możliwości.
Draco
skrzywił się nieznacznie, przypominając sobie z jaką zażartością
próbował deportować się z Malfoy Manor. Miał dopiero 16 lat i
mocno powątpiewał w swoje umiejętności jeżeli chodziło o tego
rodzaje magię. Niemniej jednak, udało mu się. Wyobrażenie
brązowych tęczówek Granger oraz opuszczonej Wrzeszczącej Chaty z
każdą sekundą wydawało mu się bardziej realne.
Dopiero
teraz zrozumiał, czemu deportacja wymagała takiego skupienia. Gdy w
końcu dotarło do niego, iż po raz pierwszy w życiu udało mu się
okiełznać tak trudne i wymagające zaklęcie, poczuł niesamowity
przypływ dumy.
-
Deportowałem się – mruknął, a następnie powoli, tym razem
uważając na każdy swój ruch, spróbował wstać. Nie minęła
nawet sekunda, gdy pomieszczenie przeszył jego cichy jęk bólu.
- Czyś
ty zwariował Malfoy! - krzyknęła Hermiona. Dopiero teraz, gdy
chłopak odzyskał przytomność, zauważyła jego obrażenia na
klatce piersiowej. W dodatku, blondyn wyglądał na wycieńczonego.
Była pewna, że przy jego stanie, nigdy nie da rady sam iść –
Usiądź z powrotem – rozkazała ponownie zbliżając się do
chłopaka.
- Nie
będziesz mi rozkazywać – warknął w odpowiedzi. Gdyby jego stan
fizyczny mu na to pozwalał zareagowałby jeszcze bardziej
gwałtownie. Nienawidził być do czegoś zmuszany. W dodatku przez
Granger. Biorąc pod uwagę wydarzenia, które wydarzyły się tylko
i wyłącznie z jej winy,
powinna zostawić go w świętym spokoju. W końcu już raz,
niespełna miesiąc temu, był w stanie rzucić na nią Cruciatusa.
Przez
chwilę znieruchomiał, przypominając sobie swój czyn. Co jak co,
ale teraz, po torturach jakie sporządził mu sam Czarny Pan brzydził
się zaklęciami niewybaczalnymi bardziej niż kiedykolwiek.
Wiedział, że prędzej czy później, należąc do szeregów
Sam-Wiesz-Kogo, będzie musiał ich użyć, lecz na daną chwilę
przyrzekł sobie w duchu, iż z
całej siły będzie starał się unikać czarnej magii przynajmniej
przez miesiąc, nie ważne jak bardzo Granger będzie go wkurzać.
Młoda
Gryfonka prychnęła głośno, po czym jednym gwałtownym ruchem
zmusiła Dracona, by ponownie usadowił się na starej sofie.
- Jak dziecko – syknęła wyraźnie podirytowana. Podświadomie
jednak uśmiechnęła się w duchu. Wolała już kłócić się z
Malfoy'em niż codziennie zamartwiać się o jego życie. Dopiero
teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo przyzwyczaiła się do jego
towarzystwa.
Draco popatrzył na nią z czystą odrazą w oczach, lecz postanowiła
zgrabnie zignorować ten fakt i bez zbędnych komentarzy, obejrzała
jego ranę na podbrzuszu. Głębokie, świeże rozcięcie wyglądało
poważniej niż się spodziewała.
- Kto ci to zrobił? - wyszeptała pełna przerażenia. Blondyn
jednak milczał jak zaklęty. Nie chciał spowiadać się Gryfonce o
swoich przeżyciach. Nie chciał przyznać się do tego, że jego
własny ojciec, który od lat był dla niego przykładem,
własnoręcznie oddał go w ręce Voldemorta, tylko po to, by ocalić
swój własny tyłek. Nie potrzebował współczucia. Jedyne czego
teraz pragnął był spokój.
- A jak myślisz Granger – odparł w końcu. Jego głos był
przesiąknięty dawką cynizmu – Dumbledore nie może obronić nas
przed całym złem na świecie – dodał. Czuł jak emocje ponownie
biorą nad nim górę. Ten rok szkolny nie miał tak wyglądać.
Wszystko powinno być takie jak kiedyś. Granger dalej powinna
zajmować się swoim głupim Potterem, a on, jak przystało na syna
Lucjusza Malfoy'a, powinien przygotowywać się do roli
śmierciożercy. Zamiast tego, prawie wszystko wywróciło się do
góry nogami.
Syknął głośno, gdy koniec różdżki Hermiony dotknął jego
piersi.
- Nie ruszaj się – powiedziała jak gdyby nigdy nic a następnie
zaczęła szeptać nieznane mu zaklęcie. Po raz pierwszy w życiu
dziękował jej za bycie aż tak wielką kujonicą. Poczuł jak
nieznane ciepło ogarnia całe jego ciało a ból, który towarzyszył
mu od kilkunastu już minut zaczyna powoli znikać.
Odetchnął z ulgą. Teraz w końcu będzie mógł stanąć o wlanych
siłach. Mimo to nie miał najmniejszego zamiaru podziękować
brązowowłosej za udzielenie mu pomocy. W końcu to ona przyczyniła
się do zbiegu wszystkich wydarzeń, które zmusiły go do podjęcia
takich, a nie innych decyzji.
- Od kiedy to umiesz rzucać zaklęcia Granger? - rzucił złośliwie.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że dziewczyna poczuje się przez
niego upokorzona. W końcu nie łatwo było jej wyrzuć ten przykry
scenariusz z głowy, gdzie Draco Malfoy uratował jej życie.Jak na
zawołanie, Gryfonka zarumieniła się delikatnie, po czym ukryła
twarz w swoich brązowych lokach. Ślizgon zaśmiał się ironicznie
na ten widok.
- Ciesz się, że w ogóle tu jestem – odburknęła siląc się na
pewność siebie. Prawda była jednak taka, że w duchu przyznała
szarookiemu rację. Miał prawo naśmiewać się z jej
nieodpowiedzialności. Z resztą, jak w ogóle mogła dopuścić do
tego, by ona, Hermiona Granger, nie była w stanie obronić samej
siebie. To było takie nie w jej stylu! Miała ochotę wyć z
bezradności, która opętała jej ciało.
Z drugiej strony jednak, gdyby nie jej zachowanie nigdy nie poznałaby
Malfoy'a z tej drugiej, lepszej strony.
Doskonale pamiętała jego przerażony wzrok, gdy tylko Dołohow
wspomniał o Narcyzie oraz troskę, która zagościła na jego
twarzy. Jeszcze niecały rok temu nigdy nie pomyślałaby, iż
Ślizgon jest zdolny do takich emocji. Ba! Sam fakt, że Draco
odbiera jakieś inne uczucia niż nienawiść, był jak cud z nieba.
Teraz jednak wszystko nabrało zarówno dla niej jak i dla niego,
innego znaczenia. Oboje nie wiedzieli jeszcze czy zmiany jakie zaszły
między nimi były dobre.
- Uwierz mi, gdybym mógł teleportowałbym się gdzie indziej –
prychnął. Oczywiście kłamał. Brązowe tęczówki Granger
prześladowały go od chwili, w której udało mu się odzyskać
przytomność. Nie rozumiał tego i chyba nawet nie chciał pojąć.
Przekręcił leniwie głową a następnie po raz pierwszy przyglądnął
się z dokładnością danemu pomieszczeniu.
Nie było ono zbyt duże. Kanapa na której się znajdował, stała
przy ścianie, którą ozdabiały stare obrazy nieznanej mu czwórki
przyjaciół oraz kilku dość przerażającym fotografiom wilkołaka.
Przypatrując się młodym czarodziejom machającym śmiało do
kamery, rozpoznał…
- Potter? - sam nie wierzył w swoje słowa. Przecież to było nie
możliwe. Jakim cudem Bliznowaty znajdował się na fotografii, która
na jego oko miała ponad 20 lat. Dopiero po chwili pojął iż
przypatruje się w prawie idealną kopię Wybrańca.
- To ojciec Harr'ego – powiedziała Hermiona, również wpatrując
się w młodego czarodzieja – Chciałam przekazać mu to
własnoręcznie, ale zaklęcie przylepca robi swoje – westchnęła.
Draco postanowił zignorować jej wypowiedź. Ponownie spojrzał na
fotografię, tym razem skupiając się na innych postaciach. Chłopak
po lewej stronie, był w pewnym stopniu podobny do niego. Jego
uśmiech był szarmancki a zarazem tajemniczy. Draco mógł się
założyć, że w tamtych czasach, połowa dziewczyn wzdychała na
jego widok.
Jedną ręką czochrał włosy odrobinę niższemu czarodziejowi,
który z wyglądu bardziej przypominał bezdomnego niż ucznia.
Podkrążone oczy, zmęczona twarz, lekko podarta szata oraz stare
jak świat książki nie nadawały mu tytuły przystojnego mężczyzny.
Wręcz przeciwnie, chłopak wyglądał jakby miał za chwilę paść
z przemęczenia.
Malfoy prychnął pod nosem. Tak właśnie kończą ludzie, którzy
całe życie poświęcają nauce. Najlepszym przykładem była
właśnie Granger. Był pewny, że również ona kiedyś skończy
gorzej niż marny przyjaciel Potter'a.
Zajęło mu to dobre kilka sekund, by rozpoznać na zdjęciu jeszcze
jedną postać. Schowany za swoimi znajomymi, stał jeden, dość
grubowaty chłopaczek. Jego twarz była nietypowo okrągła, lecz
malutkie oczy oraz haczykowaty nos nadawały mu wygląd szczura.
I wtedy Draco zrozumiał.
-
Peter Petigrew – wyszeptał wręcz z kpiną. Nigdy nie przepadał
za tym marnym sługom Czarnego Pana. Oczywiście
każdy znał historię o przywróceniu Voldmoerta, właśnie dzięki
pomocy tego małego gada, lecz nikt nigdy nie traktował go jak
jednego ze Śmierciożerców. Malfoy mógł śmiało powiedzieć, że
nie spotkał w swoim bardziej tchórzliwej osoby. Glizdogon był w
jego oczach nikim.
-
Zdrajca – mruknęła cicho
Hermiona ponownie przyciągając uwagę Dracona. Chłopak spojrzał
na nią ze zdziwieniem i przymrużył oczy.
Skąd
ona wiedziała o istnieniu tego parszywca?
Z tego co opowiadał mu ojciec, były przyjaciel Potter'ów, ukrywał
się latami tylko po to, by po wielu nieudanych próbach odnaleźć
Czarnego Pana z obawy, że ktoś w końcu odkryje jego sekret.
Najwidoczniej
Granger zdążyła już zapoznać się z tą gadziną.
-
Nie każdy Gryfon musi chcieć ratować świat Granger. Czasami
trzeba martwić się o siebie - prychnął złośliwie. Dziewczyna
już otwierała
buzię, by odpyskować blondynowi,
lecz ten uciszył ją machnięciem dłoni. Nie miał zamiaru
prowadzić dalszej dyskusji. Ponadto
bał się, że może palnąć ponownie jakąś głupotę, która
zdradziłaby jego przynależność do Śmerciożerców.
Hermionę
jednak wcale nie zdziwił fakt, iż Draco tak dobrze orientował się
w towarzystwie sług Sami-Wiecie-Kogo. Nie była głupia i umiała
dodać jeden do jednego.
Mimo
świadomości,
że powinna trzymać się jak najdalej od Ślizgona, w głębi serca
wiedziała, że teraz, po wielu dniach zamartwiania się, nie
potrafiła już odpuścić.
Draco
doskonale wdział zaciętość w jej oczach. Z jednej strony bardzo
mu to imponowało. Jeszcze nikt nigdy nie starał się go rozgryźć,
a tu proszę! Zwykła mugolaczka miała by to nagle zmienić?
Z
drugiej strony jednak, czuł że złość oraz duma nie daje mu
spokoju. Nie powinien
nigdy ratować tej kujonowatej Gryfonki ani pozwolić jej na
wtargnięcie
w jego życie. Burzyło to bowiem wszystkie wartości jakie wyznawał.
W
duchu poprzysiągł sobie, że najbliższej przyszłości będzie
bardziej uważał na swoje czyny związane z Granger.
-
Chodźmy już – odparł w końcu, po czym ruszył bez zastanawiania
w kierunku ukrytego wyjścia.
-
Ale Snape…- Hermiona dalej nie dawała za wygraną.
-
Naprawdę myślisz, że przyjdzie uratować zdrajcę? - Malfoy ledwo
co trzymał swoje nerwy na wodzy. Czy ta dziewczyna w ogóle miała
pojęcie o prawdziwym życiu?
Granger
westchnęła głęboko, czując nutkę zażenowania oraz
rozczarowania. Nie ważne jak bardzo starała się dopasować do
danej sytuacji, Ślizgon nadal miał pozostać dla niej zagadką nie
do rozwiązania.
~Harry~
Mimo
faktu, że Harry wychował się w zupełnie niemagicznej rodzinie
Dursley'ów, który najchętniej oddaliby go do domu dla wariatów,
nigdy nie czuł pociągu do jakiegokolwiek przedmiotu w mugolskiej
szkole. Ten czas zresztą wspominał jako horror, który teraz mógł
spokojnie porównać z lekcjami Obrony Przed Czarną Magią.
Snape
jako nowy nauczyciel, zadbał już o to by Gryffindor został ukarany
nawet za najmniejsze przewinięcie. Nie było godziny, w której jego
dom nie stracił chociażby 25 punktów
za niekompetentne wypowiedzi Nevill'a,
czy też bezsensowne komentarze
Weasley'a.
Sam
Harry ledwo co umiał siedzieć spokojnie w klasie z naucxycielem,
którego nienawidził jeszcze bardziej niż Malfoy'a. Zazwyczaj
starał się siedzieć cicho i studiować w spokoju podręcznik
eliksirów, który zawierał
tak cenne wskazówki od Księcia Półkrwi.
Tym
razem jednak wchodząc do klasy na trzecim piętrze, wraz z Ronem i
Hermioną u boku, wiedział, że lekcja okaże się makabrą.Na
jednoosobowych stolikach czekała już na nich sterta kartek oraz
jedno pióro. Ron jęknął głośno.
-
Czy ten nietoperz musi psuć nam humor? - mruknął w stronę
Pootter'a i Hermiony.
-
Snape zapowiadał ten test od ponad tygodnia Ronaldzie. Zamiast
narzekać powinieneś się bardziej przyłożyć – prychnęła, po
czym zajęła swoje miejsce.
Harry
uniósł lekko brwi ze zdziwieniem przypatrując się
swojej przyjaciółce. Ostatnio ciężko
było rozgryźć jej humor. Często niespodziewanie milkła,
odpływając daleko w tylko sobie znane miejsce. Powoli
zaczynał się o nią martwić.
-
Miejmy to już za sobą – mruknął, po czym zdecydowanym krokiem
podszedł do jednych z pustych ławek, a
następnie usiadł,
wzdychając lekko.
-
Cześć 'arry – usłyszał szept przy swoim uchu. Z zaskoczenia aż
podskoczył do góry, co kilka Ślizgonów, z którymi dzielili
lekcje, zaśmiało się perfidnie.
Poczuł
jak powietrze wokół
niego na sekundę staje się cięższe.
-
Co tu robisz Fleur? - spytał uśmiechając się od uch do ucha.
Widok dziewczyny znacznie poprawił
mu humor. Od momentu ich niefortunnej lekcji, ich relacje znacznie
się polepszyły.
On,
dzięki swojej cierpliwości był w stanie powoli utemperować
charakterek Francuzki. Czasami jednak potrafili przegadać całe ich
spotkanie, nawet nie myśląc o prawdziwym celu w jakim tu przybyli.
-
McGonagall przydzieliła
mnie dzisiaj do zajęć z profesorem Snap'em – powiedziała, po
czym usiadła tuż za Harrym.
-
w takim razie powodzenia – odparł próbując
zignorować dreszcze, które przeszły po całym jego ciele.
Gdy
napotkał pytający wzrok Hermiony wzruszył jedynie ramionami Jego
przyjaciółka bowiem dalej nie miała zielonego pojęcia o łączącej
go relacji z Fleur. Westchnął cicho, czując jak powoli przytłacza
go zachowanie tego sekretu dla siebie.
-
Macie 60 minut – monotonny głos Severusa przywrócił
go na ziemie – Zaczynajcie.
Sprawdzian okazał się być kompletną katastrofą. Nawet Hermiona, która zawsze była pewna swoich odpowiedzi teraz wyglądała jakby znowu spotkała przyrodniego brata Hagrida.
- Chyba to zawaliłam
– jęknęła do Harry'ego,
gdy ten
postanowił zaczekać na
przyjaciółkę, która jako z nielicznych nie oddała testu
przedwcześnie.
- Za bardzo się przejmujesz –
powiedział, po czym, by dodać jej otuchy objął ją ramieniem, na
co dziewczyna odpowiedziała mu pełnym wdzięczności uśmiechem. Na
pierwszy rzut oka, można było poznać,
że Gryfonka jest wycieńczona. Jej oczy wydawały się tracić
iskierki, a policzki wydawały się zapadać. Okularnik przyrzekł
sobie w duchu, że przy następnej lepszej okazji wyciągnie ją na
przynajmniej jedno kremowe piwo.
Nagle, nie wiedząc kiedy,
nieznana mu przez pierwszą
chwilę postać, przecisnęła się między nimi, lekko popychając
ich na bok. Ciężar książek, niesionych przez Hermionę sprawił,
że jego przyjaciółka
straciła równowagę i runęła głośno na ziemię. Ślizgoni
wybuchli śmiechem, a Potter dopiero teraz zauważył kto
był sprawcą całego zamieszania.
- Uważaj jak chodzisz Malfoy –
warknął w kierunku swojego wroga, który tylko wymownie przekręcił
oczami.
- Nie widziałem tu nikogo oprócz
żałosnego, pożal się boże, Wybrańca i jego szlamowatej
przyjaciółki – zakpił.
Przed wyciągnięciem różdżki
w stronę tej parszywej fretki, powstrzymało go gwałtowny uścisk
Hermiony.
- Nie masz prawa mnie tak nazywać –
jej słowa aż ociekały złością oraz jadem. Dziewczyna wpatrywała
się w Malfoy'a z taką nie chęcią, że sam blondyn prawie
niezauważalnie cofnął się o krok do tyłu.
- Nikt mi nie zabroni nazywania
rzeczy po imieniu – powiedział spokojnie.
Wszyscy uczniowie wpatrywali
się w
nich napięcie, czekając na dalszy rozwój akcji.
- Jesteś pewien Malfoy? - spytała
Hermiona a w jej oczach zalśniły pierwsze łzy. Widać było, że
walczy sama z sobą, by zachować jeszcze resztkę swojej
cierpliwości. Potter przez chwilę miał wrażenie, że słowa jej
przyjaciółki dotarły do Dracona ze zdwojoną siłą – Jesteś
nic nie wartym tchórzem – dokończyła, pewna swoich słów.
Tego było już za wiele dla obu
stron. Malfoy wyciągnął swoją różdżkę z kieszeni, celując ją
prosto w Gryfonkę. Harry doskonale wiedział, że w końcu musi
interweniować.
Zarówno on, jak i Zabini stanęli
między Hermioną a Dracon'em, próbując załagodzić sytuacje.
- Spadaj stąd Malfoy, bo inaczej
nie skończy się tylko na słowach – warknął Harry. Ślizgon
wpatrywał się w Gryfonkę, czekając na jej reakcje, a Okularnik
przez chwilę mógł ujrzeć w jego oczach coś na kształt zdumienia
oraz rozczarowania.
- Pilnuj lepiej swojej dziewczyny
Potter – odparł tylko, po czym, posyłając szybkie spojrzenie w
kierunku Blaise'a, oddalił się w kierunku lochów.
Potter nie tracąc ani jednej
minuty, położył
rękę na ramieniu Miony.
- Wszystko w porządku? - spytał,
wyraźnie zmartwiony.
- Jak najbardziej - odparła
natychmiast – Wybacz Harry, ale wolałabym być teraz sama.
Zobaczymy się później – dodała, po czym zarówno jak Malfoy
kilka sekund temu, znikła mu z pola widzenia.
Wiedział, że nie ma sensu za nią
gonić. Mimo to , czuł się za nią odpowiedzialny i nie chciał by
jakakolwiek krzywda
spotkała ją ponownie ze strony Malfoy'a.
- Nie martw się o nią – głos
Fleur znowu wprawił
go w osłupienie – Oni już
tak mają – powiedziała uśmiechając się lekko.
- Co masz na myśli? - spyta
wyraźnie zaskoczony, co Francuzka
skwitowała śmiechem.
- Ach wy Anglicy, zawsze
dostrzegacie
wszystko
później – odpowiedziała, klepiąc chłopaka po ramieniu.
~Draco~
- Co to była za akcja? -
oskarżycielski
głos Zabiniego dotarł
do Dracona odrobinę później niż powinien. Blondyn
bowiem ledwo co trzymał swoje emocje na wodzy. Złość,
upokorzenie, ale również i wstyd prawie brały nad nim górę.
Obiecał
sobie trzymać się z dala od Gryfonki
i zrezygnować z jakichkolwiek zaczepek w jej kierunku. Udawało mu
się to nawet podczas ich wspólnych szlabanów,
które teraz przebiegały w pełnej napięcia ciszy, która czasami
była wręcz nie do zniesienia.
Wiedział jednak, że nie może
pozwolić sobie na jakąkolwiek chwilę słabości.
- O
co ci chodzi? – mruknął ponuro,
dając Zabiniemu wyraźnie do zrozumienia, że nie chce pogłębiać
tego tematu. Sam ledwo co rozumiał swoje zachowanie. Zazwyczaj
ciężko było wyprowadzić go z równowagi, szczególnie teraz, po
spędzeniu tylu dni w katuszach.
Nawet gdy Snape w końcu zawitał do
jego dormitorium informując go, że jeżeli chce zachować swoją
rodzinę przy życiu lepiej, żeby nie pokazywał się w najbliższym
czasie w Malfoy Manor, nie poczuł nic poza ogarniającym go
strachem. Czarny Pan bowiem dalej nie wybaczył mu jego
zachowania.Mmimo tego, udało mu się dalej zachować zimną postawę
i rzadko co dopuszczał do siebie negatywne myśli.
A teraz? Widok Granger w ramionach
Pottera wręcz wzbudził w nim furię, która kumulowała się w nim
od kilku dni. Sam nie wiedział co wkurzyło go bardziej. Czuły
wzrok Gryfonki
w kierunku Poterr'a, czy fakt, z jaką odrazą wypowiadała słowa w
jego kierunku.
- Nie powinieneś tego mówić –
głos Blaise'a był spokojny, lecz stanowczy – Nie po tym , jak
dziewczyna zamartwiała się przez tygodnie, gdzie się podziewałeś
– dokończył, krzyżując ręce w oczekiwaniu na jego reakcje.
- O czym ty mówisz Diable? -
autentyczne zdziwienie na twarzy Malfoy'a wywołało uśmiech na
twarzy jego przyjaciela.
- Nie
było dnia, w którym Granger przegapiłaby
okazję, by razem ze mną spróbować rozgryźć twoje nagle
zniknięcie – powiedział jak gdyby nic – Może i jest
mugolaczką,
ale martwi się o ciebie jak cholera. Nie wiem jak to w ogóle jest
możliwe, ale dokonałeś cudu – dodał kierując swój wzrok na
jeden z portretów
wiszącym przy wejściu do pokoju wspólnego Puchonów. Nie
mieli pojęcia jak się tu znaleźli, lecz miejsce emanowało
dziwnym spokojem, szczególnie w tych godzinach.
Dziewczyna z potretu spojrzała na
czarodziejów z wyraźną odrazą, po czym szybko zniknęła im z
oczu.
Przez chwilę Zabini miał wrażenie,
że rozpoznał
w owej postaci Lucy, lecz odgonił od siebie tą myśl. Nie widział
dziewczyny od ponad miesiąca, a przecież obiecała mu jakieś
słowa wyjaśnienia!
By pozbyć się uczucia bezradności skupiał teraz całą uwagą na
szkole dręczeniu pierwszoroczniaków oraz zamartwianiem się o
przyjaciela, który kilka tygodni temu tak niespodziewanie ponownie
pojawił się w zamku. Wiedział, że nie zmusi smoka do rozmowy,
dlatego też cierpliwie czekał, by ten poruszył temat
jego zniknięcia.
Teraz jednak wiedział, że
Draconowi po prostu zabrakło słów.
Twarz Malfoy'a nie wyrażała
żadnych emocji, lecz w jego głowie panował zamęt. Czemu ta
cholerna Gryfonka nigdy mu o tym nie wspomniała. Z resztą co ją
obchodziło jego los? Byli wrogami, a przynajmniej tak mu się
wydawało.
Mimo to, coś w jego sercu lekko
drgnęło na wiadomość, żę Granger naprawdę się o niego
martwiła. W dodatku widok jej łez wcale nie sprawiał, że czuł
się lepiej. Wręcz przeciwnie, w jednej chwili zalało go poczucie
zażenowania,
- Nie powinna mieszać się w nie
swoje sprawy – mruknął w końcu.
Zabini westchnął
głęboko.
- Może i racja.- powiedział w
zadumie - Ale
doceń
to, że przynajmniej ona w jakimś stopniu szczerze się o ciebie
troszczy – dodał, po czym na moment uśmiechnął się tajemniczo
– Coś czuję, że potrzebujesz ogromnej ilości Ognistej Whisky.
No w końcu! :3
OdpowiedzUsuńBardzo wciągająca historia. Przeczytałam wszystkie rozdziały i podoba mi się to, że bohaterowie nie zmieniają się od razu. Mam na myśli tutaj to, że czytelnik wraz z czytaniem każdego kolejnego rozdziału, dostrzega stopniową przemianę postaci. Zaintrygowała mnie również postać Lucy - kim jest i co robi w Hogwarcie. Dawno nie było nowego rozdziału, mam nadzieję, że wkrótce się pojawi, bo naprawdę wciągnęła mnie ta historia.
OdpowiedzUsuńZauważyłam też, że przesunęły się odnośniki do komentarzy i autora. Nie przeszkadza to bardzo, ale trochę dekoncentruje. Może to tylko jednorazowe.
Mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejna część.
Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
http://wbrew-wszystkim-dhl.blogspot.com/
Witaj, z tej strony administratorki Katalogu Granger.
OdpowiedzUsuńWraz z nadejściem wakacji, na naszym katalogu nadeszły porządki. Z racji tego, że na Twoim blogu nie pojawił się żaden post od ponad pół roku, został on przeniesiony do zawieszonych. Gdy powrócisz do publikowania, poinformuj nas o tym w zakładce ZMIANY, a Twój blog powróci do aktualnych opowiadań.
Pozdrawiamy,
Administratorki Katalogu Granger
Bardzo ciekawy wpis :)
OdpowiedzUsuń