wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 2 "Człowiek zgorzkniały życiem, sta­je się zakład­ni­kiem złych emocji. "

~Draco~

- Jak było? - spytał od razu jeden z nielicznych przyjaciół Dracona Malfyoa.
- A jak myślisz? - warknął Ślizgon,próbując się uspokoić. Mimo, iż jego twarz nie wyrażała żadnych zbędnych emocji, oczy cisły pioruny na każdego ucznia, który miał czelność na niego spojrzeć. Tak również było w przypadku Zabiniego, lecz chłopak za dobrze go znał, by bać się takich odruchów. Blondyn przed pójściem na ten piekielny podwieczorek opowiedział swojemu współlokatorowi o zajściu w jednym z przedziałów. 
O dziwo ten wtedy tylko wybuchnął szczerym śmiechem, nie rozumiejąc czemu szarooki robi z tego taką aferę. Granger może i była nic nie wartą szlamą, ale Blaise był pod wrażeniem, zapału Gryfonki. Nie widział jej już 2 miesiące, ale z dzisiejszego zachowania, wywnioskował, że dziewczyna ma pazurki.
- Źle? - spytał sarkastycznie i po chwili uniósł szybko ręce w geście obrony. 
- Po prostu się zamknij! - ryknął Draco, przyspieszając kroku. Rok szkolny się jeszcze nie zaczął, a on już miał załatwiony kilku miesięczny szlaban. 
W dodatku we Wrzeszczącej Chacie! Kto normalny wysyła arystokratę do nawiedzonego domu?!  Ta szlama może sobie na to zasłużyła ale on? Draco Malfoy? 
Gdyby ojciec się o tym dowiedział"- pomyślał chłopak, ściskając pięści ze złości. 
- Uspokój się! - zgoniła go tym razem Pansy, uśmiechając się krzepko. 16 latek spojrzał na nią spod byka sugerując, że jeśli chce żyć, powinna się zamknąć. Oczywiście Parkinson nic sobie z tego nie robiła i położyła swoją dłoń na jego ramieniu. 
Blondyn z prędkością światła strzepnął jej rękę i westchnął głęboko. Zrozumiał, że jeżeli się nie odezwie i nie powie prawdy (a przynajmniej części) to Pansy  jak i upierdliwy Zabini nie dadzą mu spokoju.
- Dostałem szlaban - wycedził oddychając głęboko. 
- Z Granger? - zgadł drugi Ślizgon. 
-Nie, z krasnoludkami geniuszu - odparł sarkastycznie, łapiąc się za głowę. 
- Spokojnie Draco, myśl pozytywnie! Będziesz mógł na niej ćwiczyć Cruciatusa - przymilała mu dziewczyna. 
- Żeby to było takie łatwe - mruknął niechętnie. Przeklinał siebie w myślach za to, co niedawno zrobił. Mimo iż nie było mu głupio ani wyrzuty sumienia go nie zżerały, to czuł, że zrobił źle. Mógł przez swoje zachowanie wydać swoje przynależenie do śmierciożerców i wylecieć ze szkoły. 
Nigdy więcej zaklęć niewybaczalnych na tej szlamie" -przyrzekł w duchu. 
Zapewne  Gryfonka teraz spowiada się Potterowi, który jako bohater i Wybraniec, postara się by Malfoy zapłacił za swoje czyny. Przecież przyjaźnił się z tą zdrajczynią krwi. Tak jak prawie i wszyscy.
Nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak parszywie.Gdyby tylko lepiej kontrolował swoje wybuchy złości! Ale przecież Granger sobie zasłużyła.Wyzwała go jak i jego rodzinę i w dodatku złapała go za mroczny znak. Skrzywił się na samo wspomnienie, lecz na szczęście reszta pomyślała, że to z odrazy do brązowowłosej. 
W pięćdziesięciu procentach mieli rację. Draco z każdą chwilą coraz bardziej nienawidził tej dziewczyny za to, że jako jedna z nielicznych zadała mu ból. Fizyczny jak i psychiczny. Wcześniej osobami, które miały czelność ujrzeć go tak bezsilnego byli Czarny Pan jak i jego ojciec. Nikt więcej…a teraz? Teraz nic nie warta kujonka, niespełna kilka godzin temu przypatrywała mu się z otwartymi oczami, podczas go on walczył z sobą by nie uronić łez. 
Nie patrzył wtedy na nią, ale czuł, że właścicielka brązowych, gęstych loków jest zmieszana zaistniałą sytuacją.
- I powinna - syknął tym razem na głos Ślizgon, wracając  na ziemię.
- Kto wyznaczył wam szlaban? - spytał Zabini, zupełnie niewzruszony zaistniałą sytuacją. 
- Jakiś Slughorn - burknął, unosząc oczy w górę. Słońce już dawno zaszło a ciemność ogarnęła Hogsmede i drogę do Hogwartu. 
Byli już spóźnieni na wielką ucztę, ale jakoś nic sobie z tego nie robili. Chyba każdy uczeń w zamku zdawał sobie sprawę, że  ta trójka przez rozpoczęciem roku szkolnego zatrzymywała sie na chwilę u Madame Rosmerty by wypić po jednej szklance ognistej.
- Lepsze to niż Snape - pocieszył go przyjaciel, klepiąc mocno po plecach. 
- Snape by przynajmniej nie wysłał mnie i tą plugawą szlamę do Wrzeszczącej Chaty -wydusił z siebie. Miał ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy już tu nie wracać.  
- Że co? - krzyknęli obydwoje w tym samym momencie. Draco mimowolnie zachichotał nerwowo. 
- To co słyszeliście - wywinął się.
- Żartujesz - wmawiała sobie ślizgonka. 
- Chciałbym Parkisnon, ale to prawda, więc przestań mi tu gadać, że mam być spokojny -syknął i już nie zważając na pomruki Blaise i Pansy, brnął w ciszy do Hogwartu.
Chciał już znaleźć się w swoim wygodnym łóżku i zapomnieć o tym dniu jak najszybciej. 
- Stary, nie wiedziałem - mruknął do niego Zabini, gdy wchodzili po schodach.
- Zapomnij - nakazał mu Malfoy, sugerując zmianę tematu. Blaise pokiwał energicznie głową, uśmiechając się ironiczniej, jak to miał w zwyczaju.
- Jedyne co ci mogę poradzić w tak beznadziejnej sytuacji, to jedno. Zostaw Granger w  tej starej dziurze, i zablokuj wyjście - ślizgoni parsknęli głosnym śmiechem, a atmosfera od razu się polepszyła. I to własnie najbardziej cenił sobie Draco w Zabinim. Nie ważne jak beznadziejna wydawała się sytuacja, ten chłopak potrafił wszystkich odprężyć swoim podejściem do życia. 
- Uwierz mi, przeszło mi to już przez myśl - odpowiedział mu pewnie blondyn, teatralnie wzdychając. 
Po tej miłej"wypowiedzi Malfyoa, zapadła tymczasowa przyjemna cisza, która nikomu z zebranych nie przeszkadzała. Każdy był teraz w swoim świecie i wyobrażał sobie, jak ten rok na nich wpłynie. 
Pansy jako swój cel wybrała sobie uwodzenie Dracona i niejakiego Notta a jednocześnie, dręczenie małych i nic nie wartych zdrajców krwi, więc nie zamierzała sie nudzić. 
Blaise, co do szóstego roku w Hogwarcie miał inne wyobrażenie niż dotychczas. 
W jego życiu przez te dwa miesiące stało się dużo rzeczy, za które sam siebie w jakimś stopniu nienawidził. Ale czemu to on miał się winić? 
Przecież to była ewidentna wina jego matki. To ona wyszła za mugola. To Patric sprawił, iż Zabini zaczął wątpić w swoje uprzedzenia do szlam jak i niemagicznych istot. Spędził naprawdę miłe wakacje w towarzystwie swojego nowego ojczyma  i co najgorsze...polubił go.
Tak, w tej całej chorej sytuacji to go najbardziej dziwiło. Nigdy jeszcze żaden człowiek nie okazał mu tyle dobra jak i zrozumienia. Mimo tego, że nowy kochanek nie miał nic wspólnego z magią, sprawiał wrażenie..normalnego? Tak można było to nazwać. Zabini czuł, iż  jego matka pierwszy raz w życiu się zakochała, a on, jako przykładny syn, nie miał zamiaru stawać na drodze do jej szczęścia. Jedyne co go głębiło to strach, iż jakikolwiek śmierciożerca dowie się o poczynaniach tej kobiety. Jeżeli by tak było, cała jego rodzina, Patric  jak i on sam, Blaise Zabini byliby po 10 sekundach martwi. 
Czarny Pan przecież nie znosił mugoli i zdrajców krwi, więc tutaj nie zrobi żadnego wyjątku. 
Właśnie dlatego obiecał sobie  i swojej mamie, że nikomu nie wyda jej związku, by nie przynieść hańby sobie jak i całemu rodu "Zabini". A gdyby nawet odważył się powiedzieć  komukolwiek, nawet Draconowi, miał pewność, że zostałby wyśmiany i upokorzony. 
Wolał nie tracić zaufania wobec Malfoya, ponieważ to właśnie ten blondyn był jego jedynym oparciem  i przyjacielem. Już sobie wyobrażał oburzenie szarookiego, gdyby mu powiedział, iż jego matka się zakochała. I tu za dużo się nie mylił. Draco albowiem, bez najmniejszego wahania wydałby Penelopę Voldemortowi, skazując ją na wieczne cierpienie. 
Taki już był szarooki i nic ani nikt nie mógł go zmienić. Zdawał sobie sprawę z tego, jak zimnym i okrutnym człowiekiem jest, ale nie przeszkadzało mu to. Wolał być egoistycznym dupkiem, niż taki Potterem, który wiecznie uważał się za pokrzywdzonego. 
Gdyby ten cały Wybraniec wiedział, ile arystokrata musiał przejść, na pewno nabrałby chociaż trochę szacunku do niego. Malfoy prychnął cicho pod nosem, wyobrażając sobie "Chłopca,Który Przeżył" rzucającego Cruciatusa na niewinnych ludzi. 
- Czarny Pan przydzielił ci już jakieś zadanie? - mruknął do niego Blaise, gdy przechodzili przez jedno z tajemnych przejść, by móc niepostrzeżenie wejść do Wielkiej Sali. 
- A co cię to obchodzi? - odpowiedział pytaniem na pytanie - Może tak, może nie. Z resztą nie twój interes - dodał. Ślizgon parsknął cichym śmiechem. 
- Czyli nie - skwitował odpowiedź przyjaciela. 
- Czemu ty zawsze musisz wszystko wiedzieć? - jęknął Draco, pocierając się nerwowo o mroczny znak. Jeszcze by tego brakowało, by brunet dowiedział się o naznaczeniu. 
- Przede mną niczego nie da się ukryć- chłopak puścił mu oko, uśmiechając się łobuzersko-Po za tym, widzę, że nie jesteś sobą - zauważył trafnie. 
- Zabini, może zainteresowałbyś się swoim losem, a nie moim co? - zaproponował arystokrata. 
- Jak chcesz - w odpowiedzi, drugi przekręcił oczami i po chwili, w mgnieniu oka przeszedł przez obraz Mrocznego Rycerza. 
Nikt nawet nie zauważył, że właśnie jeden z portretów otwiera się z lekkim skrzypnięciem i przepuszcza troje uczniów do wielkiej sali. 
W takich momentach naprawdę cieszyli się, iż odkryli to przejście, ponieważ nie raz, nie dwa pomagało im się wyrwać z opresji. Tym razem też tak było. 
Gdy po niecałych kilku sekundach siedzieli już przy stole Ślizgonów, nikt nawet nie był zdziwiony ich nagłym pojawieniem się. Każdy kto znał Blaise i Malfoya wiedział, że pojawiają się i znikają w najmniej spodziewanym momencie.
Pansy nawet nie zważając na chłopaków, wdała się w konwersację z naprzeciwko siedzącą dziewczyną, a Zabini po prostu udał, że słucha Dumbledora, który jak co roku przemawiał. Tym razem jednak, staruszek mówił o zaufaniu jak i jedności ze względu na trudne czasy jakie nastały. 
Draco miał ochotę wyjść z tej sali tak szybko, jak tu przyszedł. Nienawidził, gdy Drops ględził bezsensu o miłości  i oddaniu. To co dla siwowłosego była najważniejsze, dla arytsokraty zupełnie się nie liczyło. Wręcz przeciwnie. Te cechy właśnie uważał za słabe punkty w człowieku i nie mial zamiaru zmieniać zdania. Nawet sam Dumbledore go do tego nie przekona. 
Niestety wydawało się, że nikt inny nie uważa tak samo jak młody Malfoy, ponieważ nawet niektorzy Ślizgoni słuchali starca z wielkim zainteresowaniem.W szczególności Gryfoni, którzy wpatrywali się w niego jak w obrazek. Chłopak gdy tylko to zauważył, prychnął głośno, lecz na jego szczęscie nikt go nie usłyszał. Nie rozumiał, jak wychowankowie Godryka Gryfindora mogą tak bezgranicznie ufać człowiekowi, który miał już ponad sto lat. 
Znudzony tym zachowaniem, zaczął mierzyć wzorkiem każdego ucznia na tej sali. Nagle jego wzrok zatrzymał się na Granger. Przeklął cicho pod nosem, uśmiechając się w jej stronę szyderczo. Ona o dziwo nie patrzyła się ani na niego, ani na Dumbledora.
Wydawała się być w swoim własnym małym świecie. Co chwile mruczała coś do siebie, jakby gorączkowo rozmyślała nad zaistniałą sytuacją. Zmarszczyła lekko czoło, a oczy wpatrywały się w niewiadomy punkt. 
Draco musiał przyznać sam przed sobą, że mimo iż  dziewczyna była nic nie wartą szlamą, to w ciągu tych 2 miesięcy zmieniła się. Szata, którą miała na sobie wydawała się być bardziej dopasowana a twarz pokrywał lekki makijaż. Malfoy skrzywił się lekko, uświadamiając sobie, że przypatruje się w tą zdrajczynię krwi z zainteresowaniem. Mimo to i tak dla niego była tylko szlamą i nie miał zamiaru zmieniać swojego zdania. 
Ciekawiło go tylko jednak, czy święta kujonka już raczyła poinformować pana Pottera o niedoszłych celach swojego wroga.A może ma zamiar poczekać i wykorzystać to w odpowiednim momencie? To by było bardziej w jej stylu, lecz nigdy nic nie wiadomo. 
W każdym razie on był gotowy na najgorsze. Nie obawiał się "Wybrańca" ani jego gróźb. I tak mu nikt nie uwierzy i uzna go za wariata. Niczym niespełna rok temu. 
Nagle, zupełnie nieoczekiwanie Granger podniosła swój wzrok i spojrzała prosto na Malfoya. 
Blondyn zauważył zdziwienie Gryfonki, gdy dotarło do niej , że on, egoistyczny rasista i arystokrata, wpatruje się w nią niczym zaklęty, ale nie dała tego po sobie poznać.
Zarówno on  i ona wymienili mordercze spojrzenia, pełne wrogości jak i nienawiści. Szarooki pozwolił sobie jeszcze na ironiczny uśmieszek, który mimowolnie pojawił się na jego twarzy. Myślał, że wtedy kujonka speszy się i szybko przestanie miażdżyć go wzrokiem, lecz najwyraźniej ta nie miała takiego zamiaru.
Boisz się Granger?"- pomyślał, kpiąco. - Zabawa się dopiero rozpoczyna".

~Fleur~

Gdy Draco i Hermiona miażdżyli się spojrzeniami, w tym samym czasie, młoda, piękna dziewczyna właśnie przekraczała próg Hogwartu, nerwowo rozglądając się za sobą.
- Nie masz się czego obawiać - powiedziała w jej stronę profesor Mcgonagal, która niezauważalnie wymknęła się z wielkiej sali, by móc doprowadzić do niej bezpiecznie Fleur Delaour.
- Łatwo pani mówić - powiedziała czarownica z francuskim akcentem. 
Prawda była taka, że właściwie nie chciała tu być, ale nie miała innego wyjścia. Już w czwartej  klasie, Hogwart nie przypadł dziewczynie za bardzo do gustu, a w dodatku to miejsce niosło ze sobą masę bolesnych wspomnieć. Jedynym z nich był Cedrik Digory.
Ale teraz, gdy śmierciożercy odkryli, iż jest posłanniczką z zakonu Feniksa, nie miała wyjścia. Gdyby tego nie zrobiła, jej matka jak i młodsza siostra byłyby w niebezpieczeństwie.
Wolała, żeby po całej Francji, rozeszły się plotki o jej śmierci, niż fakt, że ucieka przed Voldemortem. Jęknęła w myślach, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.Przecież teraz naraża cały Hogwart na niebezpieczeństwo!
- Nie mogę! - powiedziała pewnie nagle stając. Mcgonagal przekręciła tylko oczami. Słyszała te słowa już zbyt często z ust dziewczyny.
- Panno Fleur niech się pani nie wygłupia. Dumbledor bierze panią pod opiekę, ponieważ ma do tego powody. Niech Pani teraz nie robi niepotrzebnych awantur - zgoniła ją szorstko nauczycielka.
- Ale... - blondynka nie miała zamiaru się poddawać, lecz sam wzrok profesorki sprawił, że kobieta od razu się powstrzymała.
- Bez dyskusji - powiedziała jeszcze Minerwa.
Fleur miała ochotę uciec stąd jak najdalej i nigdy nie wracać. Najchętniej cofnęłaby się w czasie i zaszyła we Francji tak, by Czarny Pan oraz reszta jego zwolenników ją nie ścigali.
Nie mogła nic na to poradzić, że miała dobre serce i chciała za wszelką cenę pomóc zwalczyć zło.
Może kiedyś wydawała się arogancka i zbyt pewna siebie, ale w jej życiu nastały diametralne zmiany, które wiązały się z takimi konsekwencjami jak zamieszkanie w Anglii, a dokładniej w Hogwarcie.Gdyby ktoś powiedział jej 2 lata temu, iż będzie szpiegowała śmierciożerców, zapewne wyśmiałaby go i kazała się leczyć. Jak widać, los potrafi nie źle namieszać w życiu, nawet tak "perfekcyjnej" osoby.Prychnęła cicho ze swoich głupich myśli.
Teraz akurat nie było czasu  na użalanie się nad sobą. Musiała być silna, jeżeli nie dla siebie, to dla rodziny i Dumbledora, który jej zaufał. Jak już miała znajdować się w tym zamku, to nie będzie bezczynnie siedzieć.
 Chciała doskonalić swoje umiejętności w rzucaniu zaklęć niewerbalnych,więc potrzebowała miejsca do ćwiczeń i dobrego nauczyciela. Przyrzekła sobie,że w najbliższej okazji, poprosi dyrektora szkoły o pomoc w tej ważnej dla niej sprawie. Jeżeli ktoś myślał, że młoda Francuska teraz spocznie na laurach i przestanie przejmować się losami, jakie dzieją się  na całym świecie, to był w okropnym błędzie. Blondwłosa zmieniła się i naprawdę była zadowolona z tego faktu.
Mimo pozorom, gdy tylko przypomniała sobie, jaka kiedyś była, mały grymas pojawiał się na jej twarzy. Niespełna kilka lat temu liczył się tylko wygląd i przyszłość w Ministerstwie. 
A teraz? Teraz wszystko znacznie się pokomplikowało i zmieniło.
 Dzięki temu, na dany moment, była tym, kim chciała być. Nie musiała udawać damy, chodzić wdzięcznie po swoim rodzinnym miasteczku i ogłaszać światu jaka to idealna jest jej rodzina. Nareszcie czuła się wolna oraz miała wrażenie, że robi w końcu coś dobrego. I co najważniejsze, z własnej woli.
- Na chwilę obecną, będziesz musiała zamieszkać w jednym z dormitoriów - powiedziała  po namyśle, lekko rozkojarzona Mcgonagal - Dyrektor, w najbliższym czasie, postara załatwić Ci miejsce, w którym swobodnie będziesz mogła mieszkać - nauczycielka uśmiechnęła się lekko do wychowanki Beauxbatons. Minerwa naprawdę martwiła się o tą dziewczynę i nigdy nie chciała zmuszać do niczego Fleur, lecz w tych czasach było to koniecznie. Zapewne, gdyby nie interwencja Dumblerodra, francuska dawno byłaby już martwa. Obie kobiety miały do tego staruszka niesamowity szacunek.
- Mogę sobie wybrać dormitorium? - spytała z nadzieją, modląc się w duchu, by profesorka odpowiedziała twierdząco.
- Nie -odparła krótko, a uśmiech automatycznie znikł z przemęczonej twarzy. Fleur mimowolnie przeklęła w duchy. Jeżeli znowu trafi pod skrzydła Ravenclowu nie daruje sobie tego.
Podczas rocznej wizyty niecałe dwa lata temu, dziewczyna miała przyjemność gościć w ich dormitorium i delikatnie mówiąc, nie przepadała za tymi dziewczynami. Gdy z nimi przebywała czuła się jak idiotka. Uczennice bowiem, wymądrzały się na każdym kroku, informując wszystkich, że to one tutaj mają władzę, jaką była ich wiedza.
 Miała tego dość. Już wolała znaleźć się w domu węża, niż przeżyć jeszcze raz ten koszmar.
-trudno. - wzruszyła ledwo zauważalnie ramionami i nabrała dużą dawkę powietrza.
-Jesteś gotowa? - spytała dla upewnienia, Mcgonagal.
-Tak. - powiedziała pewnie i nie zważając już na nic, weszła stanowczym krokiem do sali wypełnionej po brzegi uczniami.


 ~Harry~


Wybraniec uważnie słuchał mowy profesora Dumbledora. Uśmiechał się na jego niektóre słowa. „Jedność i zaufanie” - to coś, co łączyło jego, Hermionę i Rona. Z biegiem czasu zdał sobie sprawę, że gdyby nie oni, mógłby już dawno nie żyć. Tylko dzięki nim wytrzymał tę całą presję i miał siły, by walczyć. Spojrzał teraz kątem oka, na pannę Granger i ich rudowłosego przyjaciela. Szczerze dziękował losowi, że mógł ich poznać.
 Ich przyjaźń przeżywała wzloty i upadki, ale przetrwała. Oni nie opuścili go w trudnych chwilach, gdy potrzebował pomocy, czy też wsparcia. Zawsze byli przy nim- i za to będzie im wdzięczny do końca życia. 
Zorientował się, że gdy profesor wygłaszał tę mowę, ukradkiem spoglądał na ich nierozłączną trójkę, zupełnie jakby kierował te słowa do nich. Harry posłał staruszkowi lekki, lecz szczery uśmiech, pełen wdzięczności. 
Po skończonej przemowie wszyscy zabrali się za jedzenie. A Harry zastanawiał się, jak potoczy się jego życie . 
Z rozmyślań wyrwał go huk otwierających się drzwi. W pomieszczeniu zapanowała wielka cisza. Uczniowie od razu zaprzestali pochłanianiu żywności. Zaintrygowany spojrzał w stronę wejścia. Przez Wielką Salę przechodziła profesor Mcgonagal, która prowadziła jakąś dziewczynę. Gdy się jej przyjrzał, coś ukuło go w serce. Jakby już ją kiedyś spotkał. A może spotkałem? - przeleciało mu przez myśl. W głębi ducha wiedział, że ją zna, ale nie potrafił jej rozpoznać. „Czyżbym miał, aż taką sklerozę?”. 
- Ron, co to za dziewczyna?- zagadał rudzielca, który nie przejął się zaistniałą sytuacją i jadł placek jak świnia. 
- Jak to? Nie kojarzysz? To przecież Fleur Delacour. Teraz poznajesz?- Ron zdawał się być zdziwiony słabą pamięcią przyjaciela. 
No tak. Fleur Delacour. Nigdy nie pomyślałby, że aż tak się zmieniła. Znacznie wyładniała. Wybraniec od razu przypomniał sobie francuską czarodziejkę. Reprezentantka swojej szkoły Beaxubatos w Turnieju Trójmagicznym. 
Obrazy Francuzki z czwartej klasy przeleciały Potterowi przez głowę. Jak mógł się nie zorientować, że to ona?  Nawet Weasley ją poznał, co było wyjątkowo dziwne. Cóż, Harry zrzucił winę na swój słaby wzrok i na okulary, które w końcu trzeba było zmienić. 
Ale wracając… Ciągle nie dawało mu spokoju to, co dziewczyna robi w Hogwarcie. Jej obecność wydawała mu się bardzo nietypowa. Wiedział, że ta szkoła nie przypadła blondynce zbytnio do gustu. Poza tym, ona była od niego starsza, o trzy lata! Sprawa wydawała się być coraz bardziej podejrzana. Czuł, że nadchodzą jakieś poważne problemy. 
- Drodzy uczniowie- zaczął ponownie Dumbledor.- Chciałbym oficjalnie powitać i przedstawić nową uczennicę Hogwartu, pannę Fleur Delacour. Wielkie brawa- w Sali rozległy się oklaski - A teraz, niech Tiara Przydziału przydzieli panienkę do odpowiedniego domu- dodał, zwracając się w szczególny sposób do Francuzki. 
Dziewczyna usiadła na krześle. Profesor Mcgonagal założyła na jej głowę Tiarę Przydziału, która jak zwykle, zaczęła się krzywić i mruczeć coś pod nosem. 
- Hm, zmieniłaś się, Delacour - mruknęła Tiara - Nie powiem, nie powiem… Zmiany są dość duże… -ciągnęła dalej- Nie jesteś już taką arogantką, masz dobre serduszko, ale…- zaśmiała się gromko - Większość cech pozostało na swoim miejscu… O tak… Ta pewność siebie, upór, spryt, ambicja, dominacja, wiara w własne możliwości i zadziorność, a na dodatek czystość krwi…- mruczała dalej, co Fleur działało strasznie na nerwy.- Slytherin.- ogłosiła decyzję, na co dziewczyna zaklęła w duchu. 
-Dzięki bardzo.- warknęła z ironią, cichutko do Tiary, po czym usiadła przy stole ślizgonów. 
-Mam nadzieję, że w naszej szkole będzie ci dobrze, Fleur.- ponownie zwrócił się do niej Dumbledor.- A teraz wróćmy do uczty!- dodał na odchodne. 

~Hermiona~

Po uczcie Granger pospiesznie opuściła Wielką Salę. Jej głowę zaprzątała tylko jedna myśl „Jak wymigać się od szlabanu z Malfoyem?”. Była pewna, że nie zniesie jego obecności, przez taki szmat czasu. 
Mało tego, utwierdziła się w przekonaniu, iż Slughorna to  bardzo bawi. To wszystko przez tego durnowatego Ślizgona. Gdyby nie on i te jego głupie przygaduszki, nie musiała by teraz truć się w myślach, że przez resztę roku szkolnego będzie musiała znosić Malfoya. 
Tak bardzo pogrążyła się w swych przemyśleniach, że nie słyszała nawoływania Rona, który cały czas za nią biegł. W końcu zdołał ją dogonić. Zagrodził jej drogę, dysząc ciężko. Gryfonka spojrzała na niego zdziwiona analizując zaistniałą sytuację. Dopiero teraz dotarło do niej, że przyjaciel ją wołał. 
- Czy ty robisz to celowo? - wysapał ciężko, z trudem łapiąc oddech. - Ale, Hermiona…Chodzi o to, że ja… No… Chciałem cię przeprosić. Nie miałem okazji… Masz rację, ja… Nie powinienem się wtrącać w twoje życie...- wydukał z trudem, patrząc błagalnie na Hermionę. 
Dziewczyna spojrzała na Weasleya. Niby chciała mu przebaczyć, ale gdy przypomniało jej się wydarzenie z peronu, miała ochotę go zabić. Przygryzła lekko wargę, tupiąc nerwowo butem. Musiała podjąć szybką decyzję. Jeszcze raz przyjrzała się twarzy rudzielca, aż w końcu nie wytrzymała. 
- Ostatni raz ci daruję, Ron. - wysyczała cicho - Ale jak to się powtórzy… - zagroziła mu palcem przed nosem. 
- To co? Rzucisz na niego Cruciatusa?- zaśmiał się pogardliwie głos za nią. Nawet nie musiała się odwracać, by stwierdzić, że to ten głupek, Malfoy. 
- Czy ty nigdy nie dasz mi spokoju? - jej nerwy sięgały kresu wytrzymałości. Draco stanął przy Ronie. 
- Jak widać, przez ten głupi szlaban, NIE - wysyczał uśmiechając się do niej złowrogo. Wymienili nienawistne spojrzenia. - A co? Twój rycerzyk z kulawą nogą nadal zakazuje ci umawiać się na „r a n d k i”? - wybuchł szyderczym śmiechem, gdy pomyślał sobie, że taka szlama mogłaby iść z kimkolwiek na randkę. 
- Po pierwsze, TO NIE JEST MÓJ RYCERZYK, po drugie, ON NIE MA PRAWA NICZEGO MI ZABRONIĆ, a po trzecie, TO   T W O J A  KRÓLEWNA, Z PTASIM MÓŻDŻKIEM TRZYMA CIĘ NA KRÓTKIEJ SMYCZY, MALFOY- odgryzła się, dając nacisk na niektóre słowa. - O wilku mowa! Właśnie tu idzie! - dodała, widząc zmierzającą postać Pansy. 
Tym zgasiła blondyna. Obserwowała, jak na jego twarzy malowały się różne emocje - złość, zdziwienie, pogarda, szok, nienawiść i… Gniew.
 Jego oczy kipiały od gniewu. Posłał jej pełne wrogości spojrzenie. Wiedziała, że gdyby mógł, zabiłby ją na miejscu. 
- Uważaj na słowa, Granger! Nie wiesz, z kim rozmawiasz?! Jestem arystokratą, a ty… zwykłą, plugawą szlamą! Nie masz prawa mnie obrażać! - wrzeszczał Draco. - Chcesz wojny? To będziesz ją miała! - wycedził przez zaciśnięte zęby obserwując ignorującą go postać Granger i jej adoratora, którzy oddalali się od niego. 
- Uspokój się, ślizgonie, bo ci jeszcze żyłka pęknie.- rzuciła na odchodne Gryfonka. Dziewczyna usłyszała jeszcze tylko wątek rozmowy: 
-Dracusiu, tu jesteś! Wszędzie cię szukałam. - zapiszczała Pansy, która chciała go przytulać. 
-Nie…mów…do…mnie …D R A C U S I U! - wrzasnął już naprawdę wkurzony Draco, odpychając od siebie postać Parkinson. - I odwalsię w końcu ode mnie, idiotko!- dodał, odchodząc od dziewczyny. 
-Ale Dracusiu…! - ciągnęła, lecz jego już nie było. 
Hermiona uśmiechnęła się do siebie pod nosem. „2:1 dla mnie, Malfoy”.
 Triumf malował się na jej twarzy. Była z siebie dumna i to bardzo. Nie jest już tą samą kujonką, która bała się odszczeknąć. O nie. Teraz jest znacznie silniejsza. I jeśli Draco miał zamiar ciągle jej tak dogryzać, to postanowiła, że pokona go jego własną bronią. Zemsta za te wszystkie lata - to dość kusząca oferta. Dawno nie odczuwała takiego zadowolenia z siebie, jak teraz. 
- Wow, Hermiona… Ale mu pocisnęłaś!- odezwał się wreszcie rudzielec. 
- Zasłużył sobie.- Miona nie chciała się pysznić swoim występkiem, więc zachowała spokój, chowając głęboko w sercu swą ekscytację. 
- A tak w ogóle, to o jakim szlabanie on mówił? - zagadał przyjaciel, nie rozumiejąc, o co chodziło ślizgonowi. 
- Szlaban? Kto ma szlaban? - wtrącił Harry, który podbiegł do przyjaciół. 
- Wyobraźcie sobie, że ja. Slughorn wlepił mi i Malfoyowi szlaban - powiedziała, po czym opowiedziała chłopakom całą historię. 
Teraz, gdy tak sobie to wszystko przemyślała, to ten szlaban może nie będzie taki całkiem najgorszy? Może zdoła odgryźć się Malfoyowi za te wszystkie lata? Może doprowadzi go do zawału? Na tę myśl zaśmiała się w duchu. Och, ile by dała, za to, by Draco zniknął z jej życia! Ale cóż - marzenia to tylko marzenia, a nadzieja matką głupich. Trzeba było żyć z tym… Czymś. 
- I nic nie da się już zrobić?- ciągnął zszokowany Potter. 
- Wygląda na to, że nie. Próby przebłagania Slughorna poszły na marne - burknęła niechętnie. 
- Współczuję ci- wydukał na koniec Wybraniec. 
Ona też sobie współczuła. Jeśli wytrzyma ten rok, można będzie przyznać jej miano świętej. Na samą myśl o Malfoyu, zrobiło jej się niedobrze. A co, jeśli nie da rady się zemścić? A co, jeśli nie wytrzyma tego nerwowo? Z tymi wątpliwościami przemierzała korytarze Hogwartu.

~Draco~ 

- Głupia, bezwartościowa, mała nieznośna szlama! - krzyknął Draco, wchodząc do wspólnego salonu Ślizgonów. 
Na jego nieszczęście, połowa uczniów znajdowała się już w pomieszczeniu, więc teraz wpatrywali się na niego z przerażeniem.
 O tak... po tylu latach z Malfoyem pod jednym dachem, zdali sobie sprawę, że w takich momentach jest naprawdę niebezpieczny. Zazwyczaj, gdy miewał "kiepskie" dni, zamykał się w swoim dormitorium i nie rozmawiał z nikim przez kilka godzin.
Ale teraz młody Ślizgon nie miał zamiaru nigdzie się wybierać. Dalej cały przepełniony negatywnymi emocjami, usiadł w jednym ze skórzanych fotelów, przedtem nalewając sobie do szklanki dużą ilość whisky. Gdy tylko napój trafił do jego gardła, blondyn zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, próbując się uspokoić. 
Jak to możliwe, że Granger już po raz drugi wyprowadziła mnie w tak szybkim tempie z rówowagi? -myślał gorączkowo. Znał ją już tyle lat, ale nigdy nie spodziewałby się po niej, czegoś takiego. Przecież do tej pory, zawsze wydawała się być prostą głupią zdrajczynią krwi o niewyparzonej gębie. Lecz w jednej sekundzie, jego wyobrażenie o Gryfonce legło w gruzach. Nawet w pociągu nie wydawała się być taka pewna swoich racji. 
Draco musiał przyznać przed sobą, że Hermiona Granger się zmieniła. Skrzywił się nieznacznie, podczas tej myśli. Nie podobało mu się, że mała kujonka mogła w końcu mu się przeciwstawić i powiedzieć parę słów za dużo .Prychnął pod nosem. 
- Zapłacisz mi za to, Granger - syknął, wypijając, jednym duszkiem złoty płyn. Musiał się uspokoić, a alkohol był jednym z nierozłącznych przyjaciół Dracona, który pomagał mu przetrwać ciężkie chwile.
Zgonił się za swoją głupotę. Jeszcze tego by brakowało, żeby przez Gryfonkę stał się prawdziwym alkoholikiem. Otóż był prawie pewny, że po każdym szlabanie z brązowowłosą, kilka butelek zostanie opróżnionych, w nadnaturalnym tempie. 
- Smoku, co jest? - zagadał do niego ostrożnie Blaise, klepiąc rozdrażnionego chłopaka po plecach. 
- Nic -mruknął pod nosem,. Jeszcze by tego brakowało, żeby przy wszystkich spowiadał się Zabiniemu o swoich problemach. Z resztą... był Ślizgonem! Czysta krew płynęła w jego żyłach, czym nie każdy mógł się poszczycić nawet jeżeli należał do domu Salazara Slytherina. 
Draco zdawał sobie sprawę, iż jest egoistycznym skurczybykiem i nie przeszkadzało mu to. Lubił swoją naturę i nie pozwoli, by jedna dziewczyna niszczyła jego nerwy. 
- Gdzie Pansy? -spytał Zabini, rozsiadając się wygodnie na kanapie. Blaise doskonale zdawał sobie sprawę, że za chiny ludowe nie wyciągnie nic z Dracona, nawet gdyby użył siły, więc jedynym rozsądnym rozwiązaniem było szybkie i skuteczne zmienienie tematu. 
- Merlin wie. Na pewno ryczy w soim pokoju - Malfoy mówiąc to przekręcił jednoznacznie oczami. 
Ta dziewczyna z każdą chwilą coraz bardziej go wkurzała swoim dziwacznym zachowaniem wobec niego. Nigdy w życiu nie ruszyłby jej, nawet kijem. 
Owszem była dobrą kumpelą do picia, ale jako rozrywkę do łóżka się nie nadawała. Kiedyś może miał z nią jakiś mały nic nie znaczący epizod, lecz żadne z nich (a przynajmniej do teraz tak mu się wydawało) nie chciało do tego wracać. 
Bo jak by to wyglądało? On? Popularny, przystojny, z gronem wielbicielek, miałby zostać usidlony przez taką ropuchę jak Pansy? Nigdy w życiu!
- Pokłóciliście się? -zgadł brązowowłosy, uśmiechając się złośliwie.
- Nic na to nie poradzę,że jej zaczepki działają mi na nerwy - warknął w odpowiedzi. 
- Dracusiu nie denerwuj się - Blaise zaczął nagle przedrzeźniać swojego przyjaciela, naśladując prawie perfekcyjnie głos Ślizgonki. 
Parę uczniów, którzy siedzieli nie daleko nich, zachichotali głupokowato z poczynań Zabiniego. 
- Z kim ja się zadaję  -mruknął tylko do siebie Smok i po chwili posłał swojemu wspóllokatoroiw pobłażliwe spojrzenie, aczkolwiek na jego twarzy pojawił się cień egoistycznego uśmiechu. - Ciesz się,że Parkisnon tego nie widzi - dodał po namyśle. 
- Uwierz mi, co jak co, ale tej małej pijawki  się nie boję - wyszczerzył do niego rząd białych zębów. 
Zabini chciał, by ten rok był po prostu w jakimś stopniu normalny. Miał dość, tych wszystkich bitew i wojen. Swoją szóstą klasę chciał spędzić na bawieniu się i imprezowaniu, a to nie uda mu się gdy Draco będzie miał taki humor. Musiał go jakoś zmotywować. 
- A powinieneś! -nagle przed nimi pojawiła się rozwścieczona do granic możliwości Pansy. Gdy tylko spojrzała na Dracoa, jej twarz pokrył czerwony rumieniec. 
Mimo wszystkiego bolały ją słowa swojego punktu westchnień, lecz mogła się przecież tego spodziewać. Draco zawsze ją zaskakiwał i to właśnie w nim kochała. Nawet jeżeli miała na tym ucierpieć.  W tamtym momencie postanowiła udawać, że nic nie miało miejsca, byleby tylko zatrzymać młodego śmierciożercę przy sobie. 
Tak więc, dosiadła się do zszokowanego Blaise'a, podziwiając jego minę z rozbawieniem. 
- Jeszcze mi za to zapłacisz -szepnęła mu tylko do ucha, a chwilę potem zachichotała głupio. 
Draco wzdrygnął się ledwo zauważalnie. Ta dziewczyna najpierw upokorzyła go na oczach swoich śmiertelnych wrogów i  teraz musiała przerwać jeszcze jego chwilę swobody w towarzystwie Zabniego. 
- Wynoś się Parkinson - wysyczał w jej stronę brunet, krzywiąc się.
 No tak... Malfoy zdołał już przywyknąć do zagrywek  tej dwójki. Ich przyjaźń już taka była. Najpierw wyzywają się od najgorszych, lecz na drugi dzień,  jak gdyby nigdy nic, idą dumnie przez korytarze Hogwartu ramię w ramię. 
Tym razem, miał zamiar trzymać się z dala od takich paskud jak Pansy (przynajmniej w sensie, łóżkowych) a wolał zająć się bardziej pożytecznymi rzeczami. 
W końcu to jego przedostatni rok w tym zamku i nie będzie go marnował nad użalaniem się nad sobą. Wróci do starych nawyków. Musi nabrać siły, by w razie czego, w każdej chwili być gotowym na zadanie od Czarnego Pana. Lecz na razie, postanowił nacieszyć się tym co ma.
 A na pierwszym celu, postawił sobie, odpłacenie się Potterowi  i tej niewdzięcznicy Granger. Co jak co, ale tej szlamie nie odpuści. Kim ona była, żeby go pouczać?  Wierna fanka Pottera, już w pierwszym dniu nie źle namieszała i musi za to zapłacić.
Podczas gdy jego towarzystwo kłóciło się w najlepsze, on leniwie udał się na górę, miażdżąc spojrzeniem każdego napotkanego ucznia. 
Może i miał przez chwilę cień fałszywego uśmiechu na twarzy ale to nie zmienia faktu, iż dalej był wściekły na cały świat. 
Gdy w końcu doczołgał się do własnego dormitorium, nie patrząc na zdziwionych Crabbe'a i Goyla, opadł bezwładnie na łózko, tym samym zapadając w głęboki sen. 

~.~

Ciemność...z każdej strony otaczała go ciemność, która w nie wiadomo jaki sposób, co chwilę wydawała się coraz większa. 
 Za wszelką cenę próbował się z niej uwolnić, ale jego wysiłki prowadziły do marnego końca i przegranej. 
 Sam nawet nie wiedział, czemu aż tak walczył z mrokiem. Miał wrażenie, że jeżeli tego nie zobi straci wszystko na czym mu tak naprawdę zależało. Potrzebował motywacji i właśnie ją znalazł. 
- Draco! -krzyknął nieznajomy głos przepełniony nienawiścią. Szarooki jak na komendę, zaprzestał swoich poczynań i poczuł pierwszy raz w życiu to piekielne uczucie, jakim był strach. Nie wiedział czemu, ale mężczyzna, który go wzywał, wydawał mu się cholernie niebezpieczny oraz przerażający.
-Zostaw go w spokoju! -odezwała się druga osoba. Ta jednak, miała kojący dla uszu głos, a dźwięki z gardła uspokajały chłopaka.Był w kropce. Nie wiedział,czy posłuchać mężczyzny czy raczej dziewczyny, która tak się o niego troszczyła. 
W tym czasie, ciemność znów dała o sobie znać i teraz przygniatała go swoim ciężarem. Musiał się zdecydować, inaczej zginie. Mrok go pochłonie, nie zważając na jego słowa. 
- Jesteś nikim Draco- kolejny dźwięk dotarł do jego uszu, powodując ból większy niż klątwa Cruciatus. Mimo wszystkiego chłopak poczuł, jak ciemność go opuszcza a zamiast tego pojawia się nieskazitelna biel. Zapanował spokój.
Po kilku chwilach, głuchą ciszę przeszył krzyk dziewczyny. Malfoy za wszelką cenę chciał jej pomóc, ale nie potrafił. Pragnął ruszyć się chociaż o milimetr, lecz nawet to przychodziło mu z trudnością. 
Nagle, wszystko co go otaczało zniknęło, natomiast on sam znalazł się na urwisku, a dokładniej na krawędzi. Jego ręka machinalnie wciągała kogoś do góry. Niestety nie potrafił rozpoznać, kogo tak natarczywie chciał uratować.
- Mówiłem,że za to zapłacisz -te słowa pojawiły się w umyśle chłopaka sprawiając, że nieświadomie puścił dłoń osoby, którą pragnął uratować. Jęknął podświadomie a gorzkie łzy spłynęły po jego twarzy.
- Obiecałeś- szepnęła ta sama dziewczyna z ciemności - Obiecałeś! -tym razem jej krzyk był tak donośny, iż Draco poczuł, jak nieznana mu siła unosi go do góry, aż na końcu pochłania go całkowicie.
~.~


Obudził się zlany potem, z bólem wypisanym na twarzy. 
Myśli krążyły mu jak szalone, lecz za wszelką cenę próbował je uspokoić. Co to miało do cholery znaczyć? Ten sen, ten głos? To urwisko! Wszystko wydawało mu się takie znajome, a jednocześnie niezwykłe. 
- Wariuję - mruknął do siebie, nawet nie  fatygując się by być cicho. W tym momencie mało co go to obchodziło. 
Szybko wyszedł se swojego dormitorium trzaskając drzwiami,po czym udał się do łazienki. 
Po chwili zimna woda obmywała jego twarz.
Popatrzył w lustro. Chłopak z odbicia wyglądał na przemęczonego, jak i bardzo zaniedbanego. Blond włosy, zazwyczaj ułożone w artystycznym nieładzie, teraz stały na wszystkie strony i niefortunnie opadały na czoło. Oczy Malfoya  były podkrążone, jakby te kilka godzin snu, tylko go bardziej zmęczyły, niż pobudziły. Dopiero po kilku sekundach, Draco uświadomił sobie, że przypatruje się sobie. 
Na codzień tak przecież nie wyglądał. Zazwyczaj nienagannie ubrany, zabójczo przystojny w żadnym wypadku nie przypominał chłopaka, który własnie stał przed nim. 
"Co sie tobą stało, Smoku?"- pomyślał,  po czym zaśmiał się nerwowo. Kolejny raz nie wiedział co się znim dzieje.
 Wszystko nagle wydawało mu się bezsensu. Co z tego, że był z powrotem w Hogwarcie? Co z tego, że próbował wykluczyć myślenie o Czarnym Panu jak i o śmierciożercach, skoro Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać prześladuje go w snach? Sprawia ,że on..Draco Malfoy budzi się przerażony, niczym małe dziecko. To było absurdalne i zapewne, gdyby jego ojciec się o tym dowiedział, dostał by jak nic Cruciatusem z trzynaście razy. Nie miła perspektywa, ale niestety jedyna realistyczna .
Podczas, gdy on właśnie tak dumał, jego nogi same zaprowadziły go sprawnie poza granice zamku, czyli na błonia. 
Nie wiedział jakim cudem mu się to udało, ale ani razu nie natrafił się na Filcha czy też Irytka. A może świat po prostu wyczuł jego paskudny humor i postanowił się nad nim zlitować? Jeżeli tak, to był losowi niesamowicie wdzięczny. Potrzebował chwili sam na sam.
Kilka minut później, siedział już pod jednym z wielkich drzew, oddychając miarowo.
Nie był dumny ze swojego zachowania i najchętniej dałby sobie za to w twarz. Niestety nie mógł tego zrobić, więc postanowił jak najszybciej zebrać się w sobie i wrócić do swojego stylu bycia, co nie było wcale takie łatwe.
 Był sam. Sam jak palec, a co najgorsze, nikt nie potrafił mu nawet pomóc. Co z tego, że Blaise coś podejrzewał? Na pewno myśli, iż Czarny Pan po prostu testuje Dracona, by dopiero za kilka lat powierzyć mu jakieś istotne zadanie. 
Zabini nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się mylił. Nawet Draco dziwił się, jakim zaufaniem Voldemort go darzył. 
To było przecież nierealne! Zapewne jego wpływowy ojciec wkupił się w łaski Tego, którego imienia nie wolno wymawiać i przekonał go by młody Malfoy wykazał się. 
Arystokrata przekręcił głową.
Bolało go,że Luciusz wykorzystuje młody wiek i naiwność swego syna. Chciał, by rodzina, która z pozoru była perfekcyjna, wykonywała wszystkie najmniejsze polecenia, największego czarnoksiężnika na ziemi i zawsze polegała na samych sobie. 
Jeżeli to były główne cechy, rodziny Malfoyów, można było powiedzieć, że jedyny syn Narcyzy, prawie wychodził po za normę. 
Przecież nawet on, miał nie raz potrzebę wygadania się komuś, komu bezgranicznie ufał. Ale dzięki swoim artystokratycznym korzeniom, nie było to możliwe. Owszem miał swoich przyjaciół", lecz nigdy w życiu nie powiedziałby im, co go tak naprawdę trapi. 
Rzadko bywały takie chwile, by nad tym rozmyślał, nie licząc dzisiejszego dnia. Na dany moment, po prostu mógł usprawiedliwić się koszmarem, który go trapił.
Wolałby już żeby ta plugawa Granger wyzwała go tysiąc razy, niż by sen znów się powtórzył. 
Prychnął cicho. 
Jego dzisiejsze rozmyślania prowadzą do nikłego końca. Miał dość, to prawda, ale życie nauczyło go, by się tak łatwo nie poddawać. Nie zdradzać uczuć. Po prostu być zimnym i obojętnym. Tylko dzięki tej zasadzie jeszcze nie zwariował. 
Nie wiedział, ile czasu minęło, gdy postanowił zebrać się w sobie i wrócić do dormitorium. Na szczęście nocne przechadzanie się pomogło, ponieważ jego negatywne myśli opuściły go na dobre. 
Nagle usłyszał dźwięk łamanej gałązki. Swoje wpojone nawyki, dały o sobie znać, więc automatycznie sięgnął po różdżke, by kilka chwil później stać wyprostowany z miną godną prawdziwego Śmierciożercy. Był przygotowany na najgorsze, ponieważ jak to mówiła mu Bellatrix "Każdy dźwięk może oznaczać zagrożenie!"
 Przez te wakacje, jego ukochana "ciotka" często gościła w Malfoy Manor, więc miała naprawdę duże pole do popisu, które oczywiście wykorzystała, ucząc Dracona oklumencji i zaklęć niewerbalnych, co skłoniło Lucjusza do polubienie Belli. 
- Ktoś tu jest? -warknął złowrogo, modląc się w duchu, by nieznaną osobą, nie okazał się Filch. Odpowiedziała mu jedynie głucha cisza. 
Pokręcił głową z niedowierzaniem. Czy był naprawdę tak głupi i myślał, że ktoś o czwartej nad ranem będzie go śledził? Przecież to absurd. Na pewno jego chora wyobraźnia dała się we znaki, przyprawiając go o przyspieszone bicie serca. 
Sfrustrowany popatrzył się na zamek, który w nocnym świetle prawie zrównał się z nocą. Jedynie w kilku dormitoriach paliło się nikłe światło. Nikt normlany o tej porze, nie wałęsał się po Hogwarcie. No, może z wyjątkiem Malfoya. 
Gdy już miał odwracać wzrok i również udać się do pokoju wspólnego Ślizgonów, coś przykuło jego uwagę. A dokładniej, burza brązowych włosów znikająca szybko za głównymi drzwiami. 

~Hermiona~



Nie mogłam dzisiaj spać. 
Co chwilę budziłam się, przez kocioł myśli w mojej głowie. Wyleżeć w tym łóżku. - to dziś dla mnie wprost wyczyn. 
Męczyłam się tak przez długi czas. Wierciłam się jak małe dziecko. Przewracałam się z jednego boku na drugi, a potem na plecy, wzdychając ciężko. W końcu straciłam cierpliwość. Odgarnęłam kosmyk włosów opadających na me czoło i podniosłam się z łóżka. Nałożyłam na nogi moje ciepłe kapcie, zarzuciłam na siebie porannik i po cichu wykradłam się z dormitorium. 
Czułam się strasznie. Niewyspanie dawało mi się we znaki. - Ból głowy i opadające powieki. 
Dreptałam po korytarzach Hogwartu. Udało mi się jednak niepostrzeżenie wyjść za drzwi szkoły. Mogłam wreszcie zaczerpnąć świeżego powietrza. Wypełniło ono me płuca, dzięki czemu poczułam się o wiele lepiej. 
Postanowiłam, że pójdę na błonia. Naprawdę lubię to miejse. Zawsze mogę tam w spokoju przemyśleć sobie ważne dla mnie sprawy. 
Szłam więc tam, myśląc o moim dotymczasowym życiu. A szczególnie o tym, jak wdzięczna jestem losowi za moich przyjaciół. Pewnie dzisiaj nie byłabym tym, kim jestem. Siedziałabym co dzień sama, w bibliotece, patrząc przez okna na szczęśliwych uczniów Hogwartu, którzy cieszą się swym towarzystwem. Nadal uchodziłabym za przemądrzałą kujonicę, czego bardzo bym nie chciała. W tym roku szkolnym pragnę to zmienić. 
Pokażę im wszystkim, jak się zmieniłam. Że mnie przecież też można lubić, że nie jestem jakąś tam szlamą… Większość uważa mnie za kogoś, z kim nie idzie zamienić nawet słowa. Doskonale wiem o tym, jakie po szkole chodziły plotki. Mam nadzieję, że uda mi się to zmienić. 
W końcu doszłam na błonie. Zdecydowanie, to jedno z moich najulubieńszych miejsc w Hogwarcie. Stanęłam na moment, opierając się o jedno z drzew. Patrzyłam, jak liście pozostałych są poruszane przez delikatny podmuch wiatru. Trawa powolutku bujała się w tę i we w tę. 
Nawet nie zdążyłam się spostrzec, kiedy na czubku mojego nosa usiadł dość okazały motyl. Oczywiste, nie taki, jak w mugolskim świecie. Był dużo piękniejszy. Najbardziej zauroczyły mnie jego błękitne skrzydła, którymi tupotał. Na początku wolno, a potem coraz szybciej, aż w końcu odleciał. 
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam dalej przed siebie. 
Stąpałam tak po zielonych trawach, gdy nagle zamurowało mnie. Przed moimi oczami ukazał się obraz siedzącego i głęboko dumającego Malfoya. 
Wytężyłam ze zdumienia oczy. To ta fretka w ogóle myśli? Ten głupi, zarozumiały Ślizgon odwiedza błonia? Czy ja aby na pewno dobrze widzę? A może to przez to zmęczenie? Może mam halucynacje? Albo ktoś zauważył mnie i rzucił jakieś zaklęcie, by dać mi nauczkę i wprowadzić w obłęd? 
To, że zobaczyłam tego parszywca (na dotatek myślącego!) o tak wczesnej porze, w tak pięknym miejscu… Wydawało mi się do tego stopnia nieprawdopodobne , że kilkakrotnie pomrugałam ze zdziwienia oczami. Liczyłam, że za którymś razem, gdy w końcu uniosę powieki, zobaczę przed sobą tylko piękny krajobraz, bez niego, ale przeliczyłam się. 
Nie wiem nawet, dlaczego, ale pomyślałam sobie o walce aurorów z czarnoksiężnikam i. Wtedy, mogłam zginąć, ale… Uratował mnie. On. Draco Malfoy. Jestem pewna, że to on. Wszędzie rozpoznałabym te lśniące blond włosy i staloszare tęczówki, a o wyrazie twarzy nawet nie wspomnę.
 Ciekawe, dlaczego to zrobił? Czy jego marzeniem nie było, abym wreszcie zginęła? Przecież to wprost katusze, by na co dzień oglądać tak „plugawą szlamę”, którą jestem. Czyżby znienawidzony przeze mnie ślizgon miał jakiekolwiek uczucia? Czyżby się nade mną zlitował? 
Nie, to przecież niemożliwe. Malfoy, ani żaden inny ślizgon, nie ma litości dla Gryfonów, a tym bardziej dla mieszańców. Pewnie uratował mnie tylko dlatego, by móc przez resztę życia się ze mnie nabijać, lub by w końcu usiłować zabić mnie samemu. W końcu, to wielka przyjemność pozbyć się wroga. 
Mimo wszystko, czuję się mu odrobinkę wdzięczna, za to, że mnie ocalił. Był, jest i zawsze będzie zboczoną, arogancką, złą, niewyżytą, złośliwą… (I tak można by było wymieniać bez końca) fretką, ale nie pozwolił mi zginąć. 
Obiecałam sobie, że jeżeli nadarzy się kiedyś okazja, podziękuję mu. Automatycznie, w mojej głowie zaśmiałam się bardzo głośno. Jednogłośnie stwierdziłam, że w 99,9%, taka okazja nigdy się nie zdarzy. Ale cóż, nadzieja ponoć zawsze umiera jako ostatnia. 
Na moment przeniosłam wzrok na stojące kilka metrów dalej, z mojej prawej strony drzewo. Pomyślałam, że schowam się za nim i pooglądam jeszczę chwilę „myślącą” fretkę. Zaczęłam się po cichutku skradać. Bezszelestnie dałam pierwszy krok, potem drugi, trzeci i… Hrup. Za czwartym razem niestety nie udało mi się. Przez przypadek nadepnęłam na gałęzie. Chrzęst dobiegł do uszu Malfoya. 
Nim nawet zdążyłam się zorientować, ten zerwał się jak oparzony z różdżką w ręku, warcząc złowrogo „ktoś tu jest?”. 
Fala gorąca oblała moje ciało. Nie mógł mnie tu zobaczyć. Idiota. Czy on musi mieć taki dobry słuch? 

Z lekka przestraszona zaczęłam uciekać, jak najszybciej mogłam. Dopiero gdy stanęłam przed murami szkoły, odetchnęłam z ulgą.



Witam ;) 
No więc tak. Dobrnęliśmy do 2 rozdziału;) Przepraszamy za opóźnienia, ale Pola chciała jeszcze dopisać coś z perspektywy Hermiony, co całkowicie popieram ( tym razem całe posumowanie pisze sama) a do tego trzeba było popoprawiać masę błędów. Mam nadzieję, że chociaż trochę rozdział wam się podobał ;) 
Chciałyśmy jeszcze podziękować za komentarze, które niezmiernie nas motywują. Wtedy od razu przyjemniej się pisze następne rozdziały. 
Co do akcji w opowiadaniu, wszystkiego dowiecie się w swoim czasie, ponieważ jest już ona zaplanowana i to w dość drastyczny sposób ;)
A i pojawiają się nowi bohaterowie! Co myślicie o Fleur i Harrym? A tak a pro po, trochę pozmieniałyśmy plany i teraz nasza fracuska należy do Slytherinu, by wszystko jeszcze bardziej skomplikować. ;)
  To na razie wszystko. 

Do napisania! 


11 komentarzy:

  1. Witam !

    Wpadłam tutaj nadrobić drugi rozdział, który jest strasznie obszerny, ale.. Im więcej, tym lepiej ^^

    Kocham opisy ostatnio, a tutaj ich strasznie dużo. Przemyślenia i charakterystyka bohaterów wypadły u Was genialnie! W ogóle cała historia bohaterów jest niebanalna i bardzo szybko się ją czyta. Zastanawiam się dlaczego Fleur trafiła do Slitherinu, pewnie szybko się tego nie dowiemy ;D
    Rozwalił mnie tekst : "Nie mów do mnie Dracusiu!" :) Prawie spadłam z krzesła ze śmiechu^^
    Podoba mi się Draco w wersji arystokratycznej! Naprawdę, nie które autorki przesładzają jego osobę do granic możliwości, co jest niedorzeczne, bo on przecież taki nie był! Wielki plus ode mnie za jego butny charakter ;D
    Czyżby Czarny Pan sterował nawet snami swoich podwładnych? Bardzo tajemniczy i intrygujący był ten sen. Ciekawy pomysł ^^
    To straszne, że urwałyście w takim momencie! Myślałam, że chociaż na koniec porozmawiają, a tu nic :( Liczę, że nowa notka pojawi się szybciej i będzie jeszcze lepsza niż ta ^^

    Życzę weny i pozdrawiam serdecznie,
    Liley

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :D
    Cieszę się że już jest nowy rozdział. Bardzo mi brakowało tego bloga chociaż to dopiero początek. Akcja jest świetna, bohaterowie też. Ale najlepsze macie poczucie humoru " Nie mów do mnie DRACUSIU ! " ;D To było boskie. Myślałam że padnę. Mam nadzieję że NN pojawi się już w najbliższym czasie. Jestem ciekawa co będzie kiedy Draco złapie Hermionę na błoniach.
    Mam nadzieję, że zajrzycie do mnie na love-is-not-a-color.blogspot.com
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. !C U D O W N A! Jak zwykle niesamowicie udania :D <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Nawet ja nie piszę takich rozległych przemyśleń :) No i mamy kilka nowych wątków i pojawia się Fleur. To naprawdę pomieszałyście z tym wrzuceniem do Slytherinu. Jesteście naprawdę bardzo zgrane. Właściwie to nie różnicie się zbytnio od siebie stylem i dlatego mam wrażenie jakby pisała to jedna osoba, co oczywiście oceniam na duży plus. Nie mogę się już doczekać do kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominuję was do Liebster Award. Szczegóły macie tu: http://dracohermiona.blogspot.com/2013/01/liebster-award.html
      Oczywiście każdą oddzielnie ;)

      Usuń
  5. Świetna notka. Pomysł z wprowadzeniem Fleur i Harrego wprost idealny. Bardzo fajnie ujęłyście charaktery bohaterów. Widać sporą różnice pomiędzy wypowiedziami bohaterów, nie tylko jeśli chodzi o same słowa ale też styl bardzo się rożni. Opłacało się czekać;) Chociaż mogłybyście dodawać częściej;) No cóż ja niezbyt potrafię pisać długie notki, tak samo jak i komentarze. Wiec pozdrawiam i czekam na następną ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No muszę przyznać że rozdział cudowny . Przepraszam że komętarz dodaje tak puzno jednak nie miałam neta . Jestem ciekawa jak zareaguje Draco i czy powie że ją rozpoznał. No ni czekam ... Ahhh zapomniała bym rozdział 2 już jest zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej. Na początku dziękuje za komentarz na moim blogu oraz za pozostawienie linka do tego, dzięki temu mogłam przeczytać wasze publikacje i szczerze przyznam, że mi się podobało! Obie fajnie piszecie i wspólnie wygląda to naprawdę dobrze, macie podobny styl choć oczywiście widać różnice, ale obie jesteście świetne w tym co robicie. Na pewno jeszcze tu zerknę bo zaintrygowała mnie fabuła. Pozdrawiam serdecznie
    Venetiia Noks
    http://dramione-dwa-swiaty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć, cześć. ^^ Bardzo dziękuję za komentarze na moim blogu.

    Wasze Dramione jest niesamowite. Od pierwszej linijki trzyma w napięciu. Historia jest genialna. Rozdziały są bardzo długie, więc dobrze się czyta.


    Prolog - niesamowity, w skali od 1-10 daję mu 11.

    Pierwszy rozdział bardzo mi się spodobał - bójka z Draco na korytarzu pociągu, później szlaban.. - palce lizać. ^^
    Chapter 2 też jest świetny, mimo, że niewiele się w nim dzieje, to jest bardzo ważny, bo wyjaśnia mnóstwo spraw.

    Poinformujecie mnie, dziewczyny, o nowej notce? ;)

    Pozdrawiam, duuużo weny. ;3
    Vilene (nie-pytaj-mnie-o-jutro.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  9. Podoba mi się, fajnie piszecie ;)
    Wyłapałam jednak błędy...

    Po pierwsze nazywacie Hermionę "zdrajczynią krwi" co jest niepoprawnym określeniem wobec niej. Ona jest po prostu mugolem, ma nieczystą krew. Żeby nie było wątpliwości:
    "Zdrajcy krwi – pogardliwe określenie używane przez starożytne magiczne rody czarodziejów czystej krwi. Odnosi się najczęściej do innych czarodziejów czystej krwi, czasem również półkrwi, którzy otwarcie sympatyzują z mugolami i mugolakami." (zaczerpnięte z Harry Potter Wiki)

    Po drugie:
    "Zapewne, gdyby nie interwencja Dumblerodra, francuska dawno byłaby już martwa."
    -literówka w nazwisku dyrektora
    -"francuska" to przymiotnik, "Francuzka" - obywatelka Francji. Jak mniemam miałyście tu na myśli Fleur jako FRANCUZKĘ.

    To takie drobne błędy jakie wyłapałam, nie miejcie mi za złe :)
    Ogólnie to mi się podoba, czekam na kolejne rozdziały i życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo fajna i ciekawa historia. Podziwiam to, w jaki sposób z łatwością tworzycie charaktery postaci. Są naprawdę magiczne, i czuję jakbym tam była!
    Ale zauważyłam jeden mały błąd; a mianowicie to, że gdzieś był fragment, że Hermiona jest na szóstym roku, a Draco na ostatnim, czyli siódmym, a oni byli tego samego wieku. I jeszcze jedno... Fleur jest starsza od Harry'ego o trzy lata, czyli ma gdzieś 19-20 lat, a naukę w Hogwarcie kończy się w wieku 17.
    Ale to tylko takie małe błędy, ledwie zauważalne.
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny,
    Pomylunka ;*

    OdpowiedzUsuń