~Draco~
(Skyler)
Była północ. Draco Malfoy znajdował się w centrum Zakazanego Lasu zupełnie sam, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, co tu robi.
Wyciągnął obie ręce przed siebie, po czym rozglądnął się nerwowo po otoczeniu.
Szukał czegoś…a dokładniej kogoś. Jedyny problem w tym, że nie mógł sobie przypomnieć, czemu pragnął by ta osoba znajdowała się teraz z nim.
- Gdzie jesteś? - krzyknął o dziwo bardzo srogim lecz także i niepewnym głosem. Powoli zaczynał panikować.
Przeczesał palcami swoje platynowe włosy by po chwili sięgnąć po swoją różdżkę. Jakież było jego zdziwienie, gdy nie mógł ruszyć swoją dłonią ani o milimetr.
Serce zabiło mu szybciej, powodując, iż młody Ślizgon poczuł pierwszą falę strachu.
Nagle przed nim pojawiła się postać, odziana tylko i wyłącznie w czerń. Jedyne co różniło ją od nocy było to, że powoli zaczęła zbliżać się w stronę Blodyna.
Chciał krzyknąć, tak jak przed chwilą. Wykonać jakikolwiek ruch ręką. Przegonić poczwarę, byle dalej od siebie.
Niestety jedyne co mógł zrobić, to obserwować, jak nieznana mu osoba coraz bardziej zbliża się do niego, by w końcu stanąć z nim oko w oko.
Dopiero wtedy Draco zdał sobie sprawę, z kim ma do czynienia. Voldemort. A jakże by inaczej! Podświadomie jęknął ze strachu, a małe kropelki potu pojawiły się na jego czole, sygnalizując panikę.
- Zawiodłeś Draco… - szepnął Czarny Pan tuż nad uchem młodego śmierciożercy. - I poniesiesz za to karę. - kontynuował, tym samym wyciągając swoją różdżkę, która tak bardzo wyróżniała się posród tej czarnej nocy.
- Błagam… - szepnął w końcu odzyskując umiejętność mówienia. - Panie, tylko nie ona! - zaraz, zaraz. Jaka Ona? Malfoy sam nie rozumiał, co właśnie mówił do Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Kogo miał na myśli?
Tom Riddle zaśmiał się gorzko, powoli wymierzając w tlenionego swoją bronią.
Czuł…wiedział, że to jego koniec. Nie wypełnił zadania. Nie zabił, tak jak mu kazano, a teraz zarówno on i ona będą cierpieć.
- Avada…. - Voldemort powoli zaczął wypowiadać klątwę, która siała już przez tyle lat chaos w świecie czarodziejskim.
- NIE! - krzyknął jakiś nieznany głos zza pleców Dracona. - Nie, nie, nie! Zostaw go! - przez moment, zastanawiał się, kto chce go uratować. JEGO? Mordercą i śmierciożercę? Przecież to bez sensu. Nie ma przyjaciół i osób, które umiałyby stanąć w jego obronie. Był zdany tylko i wyłącznie na siebie.
- Kedavra - podczas gdy on tak rozmyślał, Czarny Pan dokończył rzucać zaklęcie. Zielone światło przeleciało mu przed oczami, trafiając go tym samym w pierś. Poczuł jak każda, nawet ta najmniejsza komórka umiera wewnątrz jego. Serce wydawało ostatnie bicia, coraz to słabsze…coraz wolniejsze.
Bum, bum.
Jego ciało opadło bezwładnie na ziemię. Jeszcze chwila..
Bum bum.
Widział jak ktoś podbiega w jego kierunku i pochyla się nad nim.
Bum,bum.
Ostatni raz uniósł oczy ku górze, natrafiając spojrzenie pięknych czekoladowych tęczówek . Uśmiechnął się słabo, a jedna maluteńka łza zaczęła leniwie sunąć po twarzy.
Bum.
Pozowolił by jego powieki się zamknęły. Pozwolił, by ciemność go pochłonęła. To już koniec.
Bum.
~koniec snu~
- NIE! - krzyknął, zrywając się na równe nogi.
Dopiero po chwili doszło do niego, że to wszystko było tylko i wyłącznie kolejnym koszmarem.
Przeklął głośno, próbując uspokoić swój przyspieszony oddech. Nic mu nie jest. Żyje i ma się dobrze.
Cholera jasna, czemu te sny nawiedzają go prawie codziennie? I kim była ta tajemnicza osoba, o przepięknych czekoladowych oczach?
Nie wiedział i prawdopodobnie nigdy się nie dowie, ponieważ był przekonany, iż to wyobraźnia płata mu takie figle.
Z resztą… chyba nawet nie chciał się przekonać, kto próbuje za każdym razem uratować jego skórę.
Uśmiechnął się pod nosem. Musiał wziąć się w garść. W końcu Czarnny Pan nie przydzielił mu na razie żadnego zadania, więc nie miał najmniejszego powodu do zmartwień.
Odganiając od siebie na dobre mroczne myśli, rozglądnął się po swoim pokoju, który o dziwo był opustoszały.
Był pewny, iż Diabeł przenocuje w swoim prywatnym dormitorium, ale ta głupia Chang? Czyżby już się zmyła? W głębi serca, właśnie na to liczył, ponieważ na samo wspomnienie Krukonki, miał ochotę zaśmiać się z politowaniem.
Nie spodziewał się, że okaże się być aż tak łatwa. Miał już kilka…naście dziewczyn, ale żadna… naprawdę ŻADNA nie dawała się tak szybko omotać.
No cóż. Przez Cho, utwierdził się w przekonaniu, że Potter jednak ma cholernie zły gust do kobiet.
Westchnął teatralnie, po czym udał się w stronę łazienki, by doprowadzić się do porządku.
~.~
Lekcje minęły uczniom Slytherinu nadzwyczaj spokojnie. No może nie licząc małej wpadki na obronie przed czarną magią, gdy Blaise, walcząc przeciwko Pansy, zamienił jej ręce w dwie obślizgłe macki. Dziewczyna wybiegła z klasy z płaczem, a reszta klasy wiła się ze śmiechu, włączając w to Dracona.
Cieszył się, że w końcu wszystko wróciło do normy, chociaż jego znak od czasu do czasu dawał o sobie znać, paląc jego lewe ramię.
Mimo to, dzień minął mu dość przyjemnie i nawet Cho, która unikała go jak ognia, nie zepsuła mu humoru. Dopiero gdy nastał wieczór, Diabeł raczył przypomnieć mu o pewnym wydarzeniu.
- Dracusiu, co ty się tak rozsiadasz? - spytał perfekcyjnie naśladując głos Parkinson. Tleniony mimowolnie zaśmiał się słysząc doskonałą parodię ślizgonki, po czym uniósł jedną brew do góry.
- A co ciebie tak to zainteresowało Diabełku? - zakpił, udając przejętego.
- Och no wiesz… - westchnął teatralnie. - Myślałem, że chcesz dopiec Pannie-Ja-Wiem-Wszystko. - to mówiąc wzruszył ramionami.
Gdy do Malfoy'a dotarł sens słów jego kumpla, natychmiast zerwał się z kanapy.
- Cholera! - przeklął głośno tak, że kilka trzecio-klasistek popatrzyło się na niego z wyraźnym uwielbieniem wypisanym na twarzy. Miał ochotę rzucić na nie drętwotę, albo w najgorszym wypadku Cruciatusa. Już od samego początku ich pobytu w Hogwarcie działały mu wyjątkowo na nerwy.
- Nie umiałbym tego lepiej sprecyzować. - skomentował Diabeł, śmiejąc się głośno.
- Zabiję ją, przysięgam. - warczał Smok, próbując się uspokoić. Czemu na Merlina musiał spędzać swój piątkowy wieczór właśnie na tym przeokropnym szlabanie? I to w dodatku z Granger!
Przez chwilę zastanawiał się, czy dzisiaj również nie obejdzie się bez kilku kłótni. Na wszelki wypadek zajrzy jeszcze do książki, którą dostał od Nott'a na urodziny i wybierze najokrutniejsze, a zarazem najzabawniejsze z wszystkich zaklęć, by móc ponownie wyśmiewać do woli Gryfonkę.
- Nie rób nadziei. - odparł Blaise, uśmiechając się kpiąco. - Ale chyba mam coś, co poprawi ci humor podczas pobytu w tej dziurze. - ciągnął, leniwie wstając.
Draco uniósł jedną brew do góry, zaciekawiony zachowaniem swojego przyjaciela. Nie wiele myśląc, podążył za nim do ich dormitorium, po czym kopniakiem zamknął za sobą drzwi.
- Jeżeli zaraz wyskoczysz mi z pomysłem wzięcia Parkinson, to bez wahania rzucę na ciebie Avadę. - ostrzegł siadając się na łóżku.
- Od kiedy to najdroższa ognista whisky ze specjalnego wyrobu mojego wujka jest tą mopsicą? - zapytał retorycznie. Kilka sekund później brązowowłosy trzymał w ręce dużą butelkę ze złotym płynem.
Obydwu Ślizgonom oczy zaświeciły się na widok ich ulubionego trunku.
- Skąd ją masz? - wydusił w końcu tleniony.
- Przedwczesny prezent urodzinowy. - zaśmiał się sarkastycznie. - Jest twoja. - dodał, mimo iż przyszło mu to z trudem.
- Nie wiedziałem, że jesteś taki miłosierny - zakpił Malfoy.
- Dzisiaj mam dzień dobroci dla zwierząt. - zażartował, choć w głębi wiedział, iż jego przyjaciel bez alkoholu nie przeżyje dzisiejszego spotkania.
- Wypiję ją za ciebie w słusznym celu. - przysiągł mu, zachowując udawaną powagę. Nie kłamał. Naprawdę był wdzięczny Diabłowi za ten podarunek. W najgorszym przypadku upije się w najlepsze, a pustą butelkę roztrzaska o głowę Granger. Ta perspektywa spodobała mu się tak bardzo, że gdy 2 godziny późńiej wychodził z zamku, ciągle miał dobry humor.
Nie wiedział jeszcze, jak szybko miało się to zmienić.
~Fleur~
( Skyler)
Pojawiła się jednej z opuszczonych klas, niezwykle punktualnie. Może było to spowodowane tym, iż niezwykle stresowała się na to spotkanie.
Dumbledore powiadomił ją o pierwszej lekcji jej udoskonalania umiejętności, tuż przed obiadem, więc nie miała dość sporo czasu, by przyswoić się z tą myślą. Ponadto dalej nie wiedziała, kto będzie jej nauczycielem, co doprowadzało ją do szału. Od zawsze starała się być niezależna, więc teraz naprawdę musiała się wysilić, by stać tak bezczynnie w starej zakurzonej klasie.
Westchnęła głęboko, odganiając kilka kosmyków z twarzy, zirytowana czekaniem.
Jeżeli ma tu już sterczeć kolejne dwie godziny, to wolałaby, by jej "trener" pojawiał się punktualnie.
Nagle usłyszała, jak stare drewniane drzwi otwierają się z głośnym skrzypnięciem. Serce zabiło jej szybciej a oddech gwałtownie przyspieszył. W duchu modliła się, by żaden członek Zakonu Feniksa nie pojawił się w zamku specjalnie dla niej. Przecież mogła ćwiczyć sama!
- Harry?! - krzyknęła zdumiona, gdy czarna czupryna wreszcie ujawniła się w ciemnym pomieszczeniu. Była zdziwiona, to fakt. Ale chyba bardziej przerażało ją to, iż jakiś nastolatek będzie uczył ją. Fleur Delacour. Aktualnie nie zważała, iż chłopak był Wybrańcem. W jej oczach na daną chwilę był tylko uczniem, który nawet jeszcze nie skończył szkoły. A ona potrzebowała kogoś z doświadczeniem!
- Tak wiem, nie spodziewałaś się mnie tu. - zgadł, czochrając jedną ręką swoje włosy.
- Czekam na kogoś… - mruknęła bardziej do siebie niż do niego. Nie chciała, by właśnie Potter doskonalił jej umiejętność rzucania zaklęć. Owszem ufała mu, ale…no właśnie ale. Po prostu wolała kogoś innego. Przy Wybrańcu nawet nie potrafiła się porządnie skupić a co dopiero szastać czarami.
- Na mnie. - skwitował krótko, uśmiechając się nieśmiało. Prawda była taka, iż Bliznowaty sam nie umiał wyobrazić sobie, by mógł uczyć Fleur. Może i w piątej klasie prowadził Gwardię Dumbledora, ale to było coś innego. Tam nie było blondwłosej. Niestety, był winien przysługę dyrektorowi i żywił do niego ogromny szacunek, więc w żaden sposób nie chciał go zawieść.
- No nie… - jęknęła Francuzka, przeklinając siarczyście.
- Aż takim złym nauczycielem nie jestem, przyrzekam. - zażrtował. Automatycznie jej kąciki ust uniosły się do góry, co Wybraniec uznał za swój własny sukces.
- Po prostu, Dumbledore ma czasami naprawdę dziwne pomysły. - skwitowała a mały uśmieszek pojawił się na jej twarzy.
- Muszę ci przyznać rację, ale ufam mu i spełnię każde jego zadanie. - mruknął. Po chwili wyciągnął swoją różdżkę i jednym machnięciem oczyścił przestarzałą klasę. - No to co, skoro już tu jesteśmy może zaczniemy? - spytał wesoło.
Fleur zaśmiała się lekko, kiwając przy tym twierdząco głową. Może te lekcje nie będą takie złe, jak myślała?
- Na początek zaczniemy od czegoś prostego. - zaproponował bacznie obserwując jej reakcję.
- Jeżeli musimy. - odparła, wzdychając.
- Rzuć na mnie Expeliarmus. - rozkazał. Fleur miała ochotę roześmiać się głośno. Jeżeli myślał, że nie poradzi sobie z takim zaklęciem, to chyba upadł na głowę. Szybko i sprawnie wykonała jeden obrót różdżką, w głowie zawzięcie powtarzając formułkę.
Chwilę potem jedyna broń Pottera leżała na podłodze, kilka metrów od swojego właściciela.
- Wspaniale. - krzyknął naprawdę zadowolony, co blondynka skwitowała złośliwym uśmieszkiem. W końcu…Tiara nie przydzieliła jej do Slytherinu na darmo.
Następnie Harry poprosił ją, by wyczarowała czar "accio", " aquamenti" i "deprimo". Problemy pojawiły sie dopiero przy "drętwocie"
- Na prawdę nie musisz aż tak machać różdżką na lewo i prawo. - powiedział rozbawiony. Niestety Ślizgonce nie było do śmiechu. Czuła się upokorzona, a na dodatek za cholerę nie wiedziała, czemu to przeklęte zaklęcie nie działało. Przecież była skupiona!
- Staram się. - warknęła podirytowana. Wybraniec zachichotał pod nosem . Bardzo bawiła go ta sytuacja. Znał wybuchowy charakter tej dziewczyny, ale nie sądził, że tak szybko wpada w poddenerwowanie.
- Dretwota! - krzyknęła, skupiając się całkowicie na swoim zadaniu. Nagle kilka niewielkich iskier wystrzeliło jak z procy, zderzając się z ścianą. Pisnęła głośno, przy tym odskakując na bok.
Wybraniec spuścił głowę zrezygnowany, lecz kilka sekund później podszedł szybkim krokiem do Francuzki.
Nie zbaczając na jej pytające spojrzenie, złapał ją za rękę i nakierował "patyk" we właściwą pozycję.
- Tak właśnie masz ją trzymać, a czar będzie perfekcyjny. - szepnął jej wprost do ucha. Zarówno Pottera, jak i Delacour przeszły ciarki po plecach. Fleur ledwo powstrzymała się by nie jęknąć z rozkoszy. Jego dotyk działał na nią … przyjemnie. Była zdziwiona , iż chłopak aż tak bardzo pobudza jej zmysły. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek czuła się tak jak teraz.
Natychmiast odwróciła głowę w kierunku Bliznowatego i stanęła oko w oko, z natarczywym, ale również bardzo ciepłym, spojrzeniem spod zielonych tęczówek.
"Ma piękne oczy…" - przeszło jej przez głowę nieświadomie. Zatraciła się w tej chwili kompletnie. To dziwne. jeszcze 2 lata temu, nigdy nie przypuszczałaby, że znajdzie się w Hogwarcie i poczuje się tak wspaniale w ramionach Pottera.
Jej wzrok automatycznie spoczął na jego ustach, które aż kusiły, by je pocałować. Harry miał podobne myśli, lecz był za bardzo otumaniony, by zrobić cokolwiek innego, niż wpatrywanie się w uroczą ślizgonkę. Gdyby miał o sekundę więcej czasu, najpewniej wpoił by się w jej wargi, rozkoszując się ich smakiem. Gdyby tylko myślał szybciej i dał ponieść się emocjom!
Niestety było już za późno, ponieważ blondynka zdążyła ocknąć się z agonii. Zamrugała gwałtownie i niechętnie wyrwała swoją rękę z uścisku Wybrańca.
- Zapamiętam na przyszłość. - syknęła. Była zła na Okularnika. Była pewna, iż specjalnie ją sprowokował, a gdy ona, głupia się nabrała, bezczelnie przypatrywał się jej bezsilności.
- Drętwota! - powiedziała tym razem bardzo pewnie, a czerwona "błyskawica" uderzyła prosto w jej nauczyciela.
~Harry~
( Pola )
Ból był straszny. Rozchodził się po całym ciele. Każda komórka w nim krzyczała, przez silną drętwotę. Niekontrolowanie wrzasnął z bólu. Przed oczami zaszła mgła. Zrobiło mu się niedobrze. Czuł, że powoli odpływa. Przechodził katusze.
Gdzieś, jakby z oddali usłyszał echo czyjegoś krzyku. Po chwili ktoś potrząsał nim z wielką siłą i determinacją. To pozwoliło mu odzyskać panowanie i powoli wracał do przytomności.
Uniósł powieki. Ujrzał zrozpaczoną Fleur, w której oczach kręciły się łezki. Gdy zobaczyła, że Harry zaczął kontaktować, odetchnęła z ulgą. Przyłożyła mu dłoń do czoła, potem do policzków. Rozluźniła się.
- Wreszcie. Zaklęcie rzucone prawidłowo. Brawo, moje gratulacje, panno Delacour. - posłał jej zadowolony uśmieszek.
Francuzka wywróciwszy oczami prychnęła i podała dłoń Harremu pomagając mu się podnieść.
Wybraniec stanął na nogi, choć ciągle czuł się z lekka oniemiały. Nadal dziwnie kręciło mu się w głowie, a mięśnie w większości pozostały napięte. Zachwiał się tracąc równowagę. Prawdopodobnie upadłby, gdyby nie podtrzymała go blondynka.
Zatonął w jej błękitnych oczach. Uwielbiał w nie patrzeć. Wtedy cały świat nabierał… Sensu. Serce waliło mu niczym dzwon. To dziwne, że dziewczyna działała na niego w taki sposób… Nie mógł jednak tym razem pozwolić sobie na stratę kontroli. Myślał logicznie.
- Czemu zareagowałaś tak… Gwałtownie? - spytał zatroskanym tonem.
- Na co? - burknęła zirytowana.
- Właśnie w tym problem, że na nic. - wyjaśnił Harry.
Prychnęła.
- Sprowokowałeś mnie. - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Brew Harrego powędrowała ku górze.
Zbliżył się niebezpiecznie blisko niej. Ich twarze dzieliły dosłownie milimetry. Bliznowaty słyszał przyspieszony oddech towarzyszki. Jego samego przechodziły dreszcze, jednak tym razem nie miał zamiaru się ugiąć.
-Do czego cię sprowokowałem, Fleur?- wyszeptał uroczo wymawiając jej imię.
Zaczął zatracać się w spojrzeniu blondynki. Nie obchodziło go nic poza nią.
Delacour jednakże szybko opamiętała się. Odwróciła głowę zgrabnie wymijając Pottera.
-Myślę, że powinniśmy zakończyć na dzisiaj tę lekcję.- rzekła hardo pomijając odpowiedź na poprzednie pytanie Pottera.
Wzięła swe rzeczy i opuściła pomieszczenie.
Harry pozostał sam z myślami. Ta dziewczyna intrygowała go i niezmiernie fascynowała. Przy niej czuł się inaczej. Nie potrafił dokładnie określić tego, co czuje, jednak wiedział, że coś bardzo mocnego.
~Ron~
(Pola)
Młody Weasley nie czuł się dzisiaj najlepiej. Od rana miał zepsuty humor. W nocy co chwila budził się, gdyż jego myśli męczył ten nonsensowny incydent z Hermioną. Zastanawiał się nad swoim zachowaniem. Nie powinien robić jej awantury o taką błahostkę, jak płaszcz. Lepiej byłoby dziwować się nad hojnym uczynkiem Malfoya. Przecież on wcale nie musiał użyczać jej swojego nakrycia. Jak to leżało w jego zwyczaju - mógł po prostu to olać i zostawić ją bezbronną i przemarzniętą.
Tymczasem on zachował się naprawdę godnie.
Przez to wszystko, nawet śniadanie straciło smak. Co chwila, ukradkiem zerkał na Gryfonkę, która z uporem go ignorowała. Raz odwzajemniła jego spojrzenie, lecz było one przepełnione takim chłodem i taką obojętnością, iż Ron spuścił głowę. Nie mógł pogodzić się z tym, że zachował się jak skończony idiota. Zdawał sobie sprawę z tego, jak mocno ją zranił, lecz nie miał odwagi jej przeprosić. Bał się. Najzwyczajniej bał się tego, że jest w jej oczach zupełnie skreślony i po prostu nie chciał tego usłyszeć.
Oparł głowę na dłoni i podparł się łokciem. Westchnął ciężko. Męczyły go spore wyrzuty sumienia. Takimi zachowaniami serca Hermiony nie podbije. Przez moment poczuł się jak kretyn. Przecież Malfoy to ich największy wróg i logiczne jest, że nic nie mogło między nimi zaiskrzyć. Jego reakcja była więc bezpodstawna.
- Ron - usłyszał cichy szept Ginny, która przysiadła się obok niego. - Powiedz mi wreszcie, coś ty jej zrobił? Ona naprawdę nie chce cię widzieć, ma do ciebie o coś naprawdę duży uraz. - mruknęła zasmucona.
- Zrobiłem jej awanturę…- zaczął.
- A więc to prawda? Jak mogłeś!- wtrąciła z wyrzutem Ginny.- Pokłóciłeś się z nią o głupi płaszcz Malfoya? - nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.
- Skąd o tym wiesz? - burknął zirytowany.
Ginerwa zmroziła go spojrzeniem.
- Pół Hogwartu o tym plotkuje, jednak trudno uwierzyć mi w to, że mój brat okazał się takim głupcem. - odparła z grymasem.
Ron nie zaprzeczył. Miała rację - głupek z niego.
- Co mam teraz zrobić, Ginny? - spytał zrezygnowany.
Weasleyówna wypuściła powietrze wbijając wzrok w nieokreślony punkt w Wielkiej Sali.
- Nie mam pojęcia, Ron. - wymamrotała po krótkim zamyśleniu. - Wiedz jednak, że ona na pewno nie wybaczy ci od razu. Bardzo ją zraniłeś. - stwierdziła ze smutkiem.
Rudzielec zacisnął zęby i złożył dłonie w pięści. Poniósł porażkę na całej linii. Tamten wieczór mógł być piękny. Kupił kwiaty (zgodnie z radą siostry), wystroił się, wyperfumował i gdy dostał szansę umówienia się z Mioną, odstawił taką szopkę.
Prychnął na myśl o własnej głupocie.
Leniwie podniósł się i odszedł od stołu, wychodząc z pomieszczenia. I tak zupełnie stracił apetyt, a Hermiona uparcie go ignorowała. Wolał znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
Myślał, że zazna choć chwili spokoju i ciszy, jednak mylił się. Los okazał się być bardziej złośliwym, niż sądził.
Przed nim ukazała się uśmiechnięta postać dziewczyny, o blond włosach, które odgarnęła za ramię. Ron zaklął w duchu. Luna Lovegood zmierzała w jego kierunku. Stanęła na wprost niego, a uśmiech zszedł jej z twarzy. Zamiast tego przybrała rozżaloną minkę i położyła mu dłoń na ramieniu. Weasley mimowolnie się wzdrygnął. Może i Harry dogadywał się z tą Pomyluną, jednakże on nigdy zbytnio za nią nie przepadał, nie mówiąc już o dogadywaniu się. Srebrno-niebieskie oczka wpatrywały się w chłopaka ze współczuciem.
- Słyszałam, że pokłóciliście się z Hermioną. - zaczęła swym spokojnym i jednocześnie monotonnym głosikiem. - Przykro mi. Pewnie jest ci smutno bez przyjaciółki… - bardziej stwierdziła, niż zapytała.
- Mhm. - wystękał z grymasem na twarzy.
- Pomyślałam, że mogę ci potowarzyszyć. - na te słowa, Ron o mało nie zemdlał - Poopowiadam ci trochę o magicznych stworzeniach. Chcesz? Będzie fajnie. - dodała, przez co nastolatkowi mina totalnie zżęła.
Przełknął głośno ślinę. Spędzenie dnia z Luną zaliczał do najgorszych koszmarów jego życia.
Ona była dla niego, jak pies, od którego kot stroni jak najdalej. Wolał trzymać ją na dystans. Stwierdził, że jeśli to kara za obrażenie Granger, to jest doprawdy okrutna. Co prawda Luna nie była zła, wręcz przeciwnie, miała dobre serduszko, jednak nie potrafił znieść jej gadaniny. Sama myśl o niej go wykańczała.
- Nie musisz, Luna. Dam sobie ra… - chciał odwieść ją od zamiarów.
- Słyszałeś o tym, że ktoś z ministerstwa o mało co, a zabiłby niuchacza? - przerwała mu nagle.
- Serio? - burknął beznamiętnie, przy czym napiął się i pomyślał „za jakie grzechy?”.
Chodziła za nim wszędzie. Nawet, gdy szedł do łazienki, to ona czekała za nim przy drzwiach. Ślizgoni oczywiście wytykali go palcami. Na jego twarzy pojawił się rumieniec. Najchętniej spłonąłby ze wstydu.
Pech dzisiaj go prześladował. Okazało się, że Transumtację mają dziś wspólnie z Ravenclaw. Szła z nim do sali lekcyjnej, opowiadając o różnych niestworzonych istotach. Ron widział, jak Harry z Hermioną również idą na lekcje. Pragnął przebywać w ich gronie. Oddałby wszystko, byleby nie musiał spędzać czasu z Pomyluną.
Prędko przekroczył próg sali. Szukał wzrokiem przyjaciół. Dostrzegł syna Lily. Chciał się przysiąść obok niego, lecz poczuł, że ktoś ujął go pod rękę. Zirytowany przeniósł wzrok na postać. Oczywiście, Luna.
- Popatrz, tam są wolne miejsca. - pisnęła.
Nim zdążył wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, Krukonka pociągnęła go. Już po chwili siedzieli w ławce z Cho Chang. Rudzielca doszły słuchy, że brunetce zaimponował Malfoy. Traktował to jak zdradę, przez wzgląd na Harrego. Bardzo namieszała w życiu bliznowatego. Ron był bardzo lojalnym i oddanym powiernikiem. Wróg przyjaciela, stawał się jego wrogiem, a przyjaciel przyjaciela i jego kolegą.
W jego głowie pojawił się obraz zalanych łzami oczu Miony. Mimowolnie obrócił głowę wbijając w nią wzrok. Żałował tego, co zrobił. Sama kieruje swoim życiem. Ale… Płaszcz Ślizgona na jej ciele? Ciężko było mu pohamować negatywne emocje.
Spostrzegł, że Granger przeniosła na niego wzrok. Serce zabiło mu szybciej. Już miał posłać przepraszający, szczery uśmiech, gdy do pomieszczenia wkroczyła Minerwa, a Lovegood szarpnęła go za szatę, przez co odwrócił się. Zaklął w duchu. Gryfonka mogła źle zinterpretować spojrzenie. A to wszystko przez McGonagall i tę… Pomylunę.
- Moi drodzy - zaczęła profesor. - Dzisiaj, na początek zrobimy małą powtórkę. - wykrzywiła usta w lekkim uśmiechu. - Przemiana ptaszka w kota. Otwórzcie podręczniki… - zaczęła z zapałem.
Ronowi już odechciało się wszystkiego. Nienawidził transmutacji. Praktycznie zawsze nieprawidłowo rzucał zaklęcia, przez co działy się różne cuda.
Zniechęcony podparł ręką głowę. Niby zanurzył wzrok w książce, lecz nie śledził tekstu. Widział tylko masę literek, z których powstawały dziwne wyrazy.
Uczniowie ujęli różdżki w dłonie. Zrezygnowany Weasley zerknął na kanarka w (dość sporej) klatce, który zaraz miał stać się kocurem. Pomachał kilka razy różdżką, po czym wypowiedział zaklęcie. W klatce znalazł się chomik, którego naturalne ząbki zastąpiono kocimi zębiskami. Wyglądał, niczym stworek z horroru.
- Jaki słodki. Może nazwiemy go Kłopuchaty? - dobiegł go monotonny głos Lovegood.
Wywrócił oczami. Stworek mógł być nawet Kanalią, Kociochomikiem, obojętnie. Ważne, byleby Luna w końcu dała mu spokój.
- Taaa, jasne… - mruknął nieprzyjaźnie.
- Nie przejmuj się. Pokażę ci, jak to się robi. - rudzielec zerknął na kota z psim ogonem w klatce blondynki i już nie spodobały mu się jej zamiary..
Zaczęła wypowiadać zaklęcie, lecz Chang w tym samym czasie zadała pytanie Krukonce. Lovegood odwróciła głowę w stronę brunetki wysłuchując słów. Nieświadomie skierowała różdżkę na twarz Rona. Wypowiedziała zaklęcie do końca, po czym odpowiedziała Cho na pytanie.
Blondynka przeniosła wzrok na klatkę, w której nadal tkwił kanarek. Zmrużyła oczy. Coś jej tu nie pasowało. Spojrzała na Weasleya, przez co wrzasnęła głośno.
Uczniowie skierowali spojrzenie na rudzielca, który… Został zmieniony…
Na twarzy rozchodziły się białe, długie włosy, które tworzyły wąsy. Nos nieludzki. Różowy, wilgotny. Kość nosowa wyrazista. A włosy? Nie, nie można nazwać ich włosami. To ruda, z wąskimi, czarnymi pręgami sierść. Zamiast paznokci wyrastały pazury.
W klasie rozległ się donośny śmiech rówieśników.
- Spokój! Cisza! Co się dzieje? - wrzasnęła poirytowana Minerwa.
Nauczycielka wychwyciła wzrokiem kocią wersję Gryfona. Zszokowana westchnęła podchodząc do Weasleya.
- Co to ma znaczyć? - mówiła surowym tonem.
Ron psiknął niezdarnie, niczym kociątko, po czym przetarł nosek dłonią, którą zaczynała pokrywać sierść. Widocznie i myślał po zwierzęcemu.
Zawstydzona Krukonka spuściła głowę rumieniąc się lekko. Zrobiła straszne głupstwo.
- To przeze mnie, pani profesor. Przez nieuwagę źle skierowałam różdżkę.- wydukała płonąc ze wstydu.
Śmiechy w klasie nagłośniły się. Lovegood pragnęła zapaść się pod ziemię.
- Cisza! - wrzasnęła McGonagall.
Krzyk nic nie zdziałał.
- Minus dwadzieścia punktów dla Ravenclaw i Gryffindoru! - dopiero to poskutkowało.
Profesor wypowiedziała zaklęcie. Rudzielec wyglądał na powrót normalnie, jak człowiek. Chyba nie bardzo rozumiał, co się wydarzyło. Jego uszu dobiegły stłumione chichoty nastolatków. Nieświadomy spojrzał na Minerwę, która badała, czy wszystko w porządku z Gryfonem.
- Radzę uważać na przyszłość, panie Wesley. - mruknęła. - Panno Lovegood, proszę bardziej się skupić. - dodała, po czym zaczęła na ponów przemierzać salę.
Chłopak oczekiwał wyjaśnień od Krukonki, która siedziała z zwieszoną głową. Co się tu działo?
Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy wypluł kłaczek.
Naciągnął brwi mrużąc przy tym gniewnie oczy.
- Coś ty narobiła? - warknął nie siląc się na uprzejmość.
Unikała spojrzenia mu w oczy.
- Ja… Tak jakby… Przez przypadek… Tak trochę… Zmieniłam cię… Niezupełnie… W… Kotka… - wydukała.
Wdech.
Wydech.
Twarz Weasleya zaczęła zmieniać barwy. Od różu, do czerwieni, aż po purpurę do sinizny. Naprawdę starał się opanować, lecz nie bardzo mu to wychodziło. Jeszcze moment i eksploduje.
I… Nastąpił wybuch.
- Ty jesteś jakaś nienormalna! Jak mogłaś zmienić mnie w kota? Głupia Pomyluna! Odczep się ode mnie, zostaw mnie w spokoju! - nie hamował emocji.
Dziewczynie zrobiło się przykro. Do jej oczu wezbrały łzy. Pospiesznie wzięła swoje rzeczy i klatkę zmieniając miejsce.
Ronowi jednak nie zrobiło się jej żal. Złość jeszcze mu nie przeszła. Cieszył się, że się przesiadł i wreszcie dała mu spokój.
Chłopak nie widział zrezygnowanej miny Granger, która szepnęła do Harrego, że on nigdy się nie zmieni.
~Hermiona~
( Pola )
Pogoda dopisywała. Powietrze było ciepłe, przyjemne. Leciutki wiaterek gładził policzki Miony. Nie potrzebowała płaszcza Dracona. Starczyła jeansowa kurteczka.
Zauważyła, jak blondyn biegnie truchtem w jej kierunku. Zwolnił bieg, aż przeszedł do marszu. Z gniewną miną podszedł do nastolatki.
- Granger, jakaś ty punktualna. Już się za mną stęskniłaś? - zagadał złośliwie.
Wywróciła oczami.
Jej uwagę przykuła postawa Ślizgona. Ewidentnie coś chował pod starym odzieniem.
Uniosła ku górze jedną brew.
- Co ty tam chowasz, Malfoy? - spytała chłodno.
- Nic, z czego taka ułożona dziewczynka jak ty mogłaby skorzystać. - warknął.
W tym momencie pojawił się Severus. Zlustrował dwójkę spojrzeniem, po czym zaczął prowadzić ich w miejsce szlabanu.
Granger nie zdawała sobie sprawy, że Malfoy zerka na nią kątem oka. Blondyn przyznał w myślach, że Gryfonka wygląda dziś całkiem… Ładnie. Obcisła, czerwona bluzeczka z dekoltem i kurteczka, oraz rurki i trampki - to wszystko dawało świetny efekt. Ponadto, ubiór idealnie pasował do burzy kręconych włosów, które falowały pod wpływem chodu i czekoladowych oczu.
Oczywiście, Draco już po chwili wybił sobie z głowy te „pozytywne” myśli o swoim wrogu. Starał się ją ignorować. Nie wiedział, jak z nią wytrwa. Pocieszała go myśl o prezencie od Blaise’a.
Hermionę natomiast nurtowało, co takiego chowa ta przebiegła fretka. Może coś, co jej zaszkodzi? Nie, na pewno nie. Miałby spore kłopoty. A może coś, co jej dokuczy? Cóż, ta wersja jest bardziej prawdopodobna. Była przekonana, że wszystkiego dowie się w Wrzeszczącej Chacie.
Myśli dziewczyny wbiegły na zupełnie inny tor. Zastanawiała się, co powinna zrobić z Ronem. Wiedziała, że darzy ją głębszym uczuciem, lecz swoją zazdrością i wybuchowością doprowadzał ją do szaleństwa.
Tolerowanie takiego zachowania jest niemożliwością. Ale miałaby zakończyć ich przyjaźń? Ot tak sobie? Przecież tyle razem przeszli. Od początku trzymali się razem, choć często się kłócili przez jego niewyparzony język, a jej przemądrzałość.
Ona z biegiem upływającego czasu zmieniła się. Dostrzegła swoje wady i niedoskonałości. Ciągle nad sobą pracuje. A Weasley nie widzi nic. Ciągle zachowuje się jak małe, rozkapryszone dziecko… I chyba to najbardziej ją irytowało.
Nim zdążyła się zorientować, znaleźli się w Wrzeszczącej Chacie. Snape zostawił ich samych zastrzegając, że mają solidnie przyłożyć się do pracy, bo odejmie punkty domom.
Granger wzięła mop. Zaczęła czyścić podłogę. W życiu nie widziała tyle kurzu. Wolała nie wiedzieć, co stąpało po tym gruncie.
W pewnym momencie coś ją tknęło. Tak właściwie, co porabiał Malfoy?
Stanęła przyglądając się wrogowi. O dziwo pracował. Ścierał kurze. To wydawało jej się tak nieprawdopodobne, że przetarła ze zdziwienia oczy. Jakim cudem on się za to zabrał? Wywołał u niej niemały szok.
- Malfoy. Ty… Sprzątasz. - twarz Gryfonki rozpromienił szczery uśmiech.
- I co w tym takiego dziwnego? - burknął zirytowany.
Wywróciła oczami. Do szczęścia brakowała tylko zmiana charakteru tlenionego.
Zastanowiła się chwilę nad jego zachowaniem. To niemal niemożliwe, aby on zgodził się na sprzątanie po mugolsku. Zmrużyła oczy. Czy nie krył się za tym jakiś podstęp? Pokręciła z dezaprobatą głową. Nie ważne, co stoi za tym, że wziął się do pracy. Ważne, że w ogóle to zrobił.
Postanowiła dać mu spokój. Kontynuowała staranne szorowanie podłogi.
Po jakimś czasie usłyszała dźwięk odstawianej butelki. Zaraz, zaraz… Butelki?
Momentalnie znalazła się przy Draconie. Naciągnęła brwi.
- Co tam chowasz? - spytała hardo.
Syn Luciusza tylko uśmiechnął się złośliwie. Towarzyszył mu bardzo dobry humor, co totalnie zbiło z pantałyku dziewczynę.
- Nie twój, zakichany interesik, Granger. - zagwizdał.
Wybałuszyła oczy. Jej uwagę przykuła butla ognistej, która stała schowana za zegarem.
Wzięła ją do ręki. Obróciła kilka razy, potrząsając nią. Spojrzała na Draco z uniesioną brwią.
- Ognista? Tutaj? Nie przetrwałbyś? - wypaliła zajadliwie.
Zmroził ją zirytowanym spojrzeniem.
- Ooo, Granger, gratuluję, nie wiedziałem, że znasz nazwę tego… Napoju. - zaszydził z niej.
Prychnęła.
Ponownie obadała wzrokiem butlę.
Nigdy nie czuła pociągu do alkoholu. Zawsze stroniła od używek. Rozsądnie kierowała swoim życiem. Abstynentka, wzorowa uczennica, prefekt, ułożona córka. Stanowiła dobry przykład dla innych.
Przez wakacje jej poglądy na świat zmieniły się zupełnie. Zaczęła traktować życie jako prezent, coś wspaniałego, z czego trzeba korzystać. Zrozumiała, że jeśli teraz nie wyluzuje, to potem również nie będzie okazji. Dalsze kształcenie, praca, rodzina, potem starość i wychowywanie wnuków. Czemu nie miałaby się zabawić i poznać uroków tego świata? Po co stale żyć w ograniczeniach, skoro można egzystować z przyjemnością?
Ku zdziwieniu Malfoya, Hermiona otworzyła butlę, po czym upiła z niej solidny łyk. Odstawiła ją z powrotem na półkę, potrząsając lekko głową. A więc tak smakowała umiłowana przez większość ognista. W sumie przypadła jej do gustu. Poczuła się jak nowo narodzona.
Rozweselona po raz kolejny przechyliła naczynie wlewając jego zawartość do swego wnętrza. Wepchnęła je Draconowi. Zaczęło kręcić jej się w głowie, która stała się jakby lżejsza. Oparła się o półkę zaczerpując powietrza.
Ślizgon nadal nie wierzył w to, co ujrzał. Czy to aby na pewno nie sen? Hermiona Jean Granger, powszechnie szanowana, ułożona dziewoja, znana z swoich uprzedzeń do wszelakich używek właśnie pije whiskey? A może alkohol zaczął działać i ma halucynacje?
Pomrugał kilkakrotnie oczami. Liczył, że postać nietrzeźwej Gyfonki rozmyje się, lecz nic takiego nie nastąpiło. A więc to działo się naprawdę…
Zadowolona Miona rozkręciła muzykę na full, po czym wróciła do szorowania podłogi. Podśpiewywała przy tym i tańczyła, a Malfoy ciągle stał w osłupieniu przyglądając się jej osobie.
Gdy dziewczyna zwróciła na niego uwagę wybuchła gromkim śmiechem. Mina tlenionego była bezcenna. Pewnie spodziewał się, że nawrzeszczy na niego za pijactwo na szlabanie, a tym czasem co się stało? Sama Hermiona piła i bawiła się w najlepsze nie zważając na konsekwencje swojego występku.
Tanecznym krokiem podeszła do blondyna. Ponownie upiła ognistą, po czym odstawiła butelkę na meblościankę. Posłała Ślizgonowi łobuzerski uśmieszek.
- Malfoy, no dalej, nie stać cię na żaden sarkazm? Co, zatkało? - nabijała się z niego.- Wiesz, mam pomysł. Zakopmy na moment topór wojenny i bawmy się!- pisnęła zaczynając tańczyć.
Weszła na stół kręcąc biodrami. Nie czuła już żadnych oporów do szaleństwa. Zdrowy rozsądek usunął się w cień. Zdjęła kurtkę, po czym odrzuciła ją w kąt pomieszczenia. Przez to widoczny stał się jej nieco odważniejszy niż zwykle dekolt.
Malfoy zaczął wariować. Nie poznawał swojego największego wroga. Zagorzałej, sztywnej kujonicy, a w dodatku szlamy. Stwierdził, że okazja to wspólnego zabalowania nie nadarzy się prędko, więc w czym problem? I tak nikt się o tym nie dowie. Ona nie piśnie nikomu ani słowa, gdyż wstydziłaby się, że imprezowała na szlabanie z Ślizgonem, największym wrogiem, a on nie pochwali się nikomu upijaniem z wszystkowiedzącą szlamą.
Uśmiechnął się diabolicznie. Wziął haust whiskey, po czym sam zaczął tańczyć. Hermiona zaśmiała się. Chyba nigdy nie czuła się lepiej, bardziej radośnie.
Zeskoczyła ze stolika. Wzięła moplądając się jej osobie.
Gdy dziewczyła i kręciła się wokół kija od narzędzia sprzątającego.
Sam Draco zaczął coraz bardziej pozytywnie podchodzić do tego szlabanu. Gdyby.. tak było za każdym razem, może nawet pomyślałby, chociaż w minimalnym stopniu, pozytywnie o Granger?
- Granger, kotku, może dasz mi jakąś rozrywkę? Zrobisz ładny striptiz, jak poproszę? - wypalił.
O dziwo, w odpowiedzi otrzymał wybuch śmiechu dziewczyny.
- Tak cię kręcę Malfoy? Chciałbyś pooglądać trochę mojego ciała? - śmiała się jak głupia.
Ponownie weszła na stół kręcąc biodrami. Draco obserwował ten widok ze zdumieniem, ale i rosnącym zafascynowaniem. Nigdy nie widział tak wyluzowanej Hermiony, a w dodatku pijanej i tańczącej (przed nim). Jego usta wykrzywiły się w diabolicznym uśmiechu.
Brązowooka śpiewała coś dziko przy tym tańcząc. Po chwili jednak zwolniła, iż zakręciło jej się w głowie. Traciła równowagę. Czuła w głowie niewyobrażalną pustkę. Nie potrafiła rozsądnie pomyśleć.
Zeszła z stołu. Szła tanecznym, lecz bardzo chwiejnym krokiem w stronę Dracona. Na nieszczęście nie dostrzegła leżącego na ziemi mopa, o którego się potknęła. Obraz przed oczami na moment się rozmył. Leciała. Wydawało jej się, że spadała tak bez końca.
Wpadła wprost na skołowanego tlenionego. Nastolatek upadł na podłogę, natomiast Miona na niego samego.
Dziwna mgła przed oczami Granger zniknęła. Ledwo dotarło do niej, że przygniata Malfoya swym ciężarem. Kosmyk włosów opadł na twarz blondyna. Nastolatka spojrzała w stalowo szare oczy tlenionego. Na moment cały świat przestał mieć znaczenie. Nie wiedziała, czy to wina alkoholu, czy umysł płata jej figle, lecz coś przyciągało ją do syna Lucjusza. Przeszedł ją przyjemny dreszcz. Poczuła, że się rumieni. Zupełnie, jakby widziała jego duszę na wylot. Wciągnął ją w swój mały świat. Wszystkie odczucia Ślizgona stały się dla niej zrozumiałe. Ojciec tyran, zastraszana matka, bezbronny on… Tylko Hogwart leżał u stóp Dracona, co wykorzystywał. W tej chwili z całego serca mu współczuła. Zrobiło jej się naprawdę żal swojego największego wroga.
Malfoy natomiast zatracił się w czekoladowych oczach pięknej Gryfonki. Znalazł w nich ukojenie, spokój i… zrozumienie. Coś, czego nie zaznał od dawna. Serce zabiło mu szybciej. Woń kwiatowych perfum Granger przyjemnie drażniła jego nozdrza. Pragnął, aby ten moment nigdy nie dobiegł końca. Najchętniej chwyciłby ją w ramiona i nigdy nie puszczał.
-Masz… Piękne oczy, Granger. - wyszeptał rozmarzony.
Hermiona poczuła, że płonie. Łomoczące serce mógł usłyszeć i Ślizgon.
- Ty również… Draco… - odparła cichutko.
Tleniony przeniósł wzrok na wargi dziewczyny, a ona na jego. Dzieliły ich dosłownie milimetry i tylko ułamek sekundy od pocałunku. W głowie Miony zapaliło się jednakże czerwone światło. Panowanie na powrót wróciło. Gryfonka pospiesznie odwróciła głowę od Dracona, do którego również dotarło, co właśnie mogło się stać. Był wściekły na Granger i siebie, że przyszło mu takie coś na myśl. Miał ochotę pacnąć się w głowę.
- Piękne oczka pięknymi oczkami, ale przestań się w końcu do mnie lepić, Granger i z łaski swojej zejdź ze mnie. - mruknął z jadem.
Syn Lucjusza znowuż stał się pogardliwy i oschły.
Gryfonka ledwo co podniosła się. Nie mogła ustać na nogach. Zmroziła Ślizgona spojrzeniem.
- Bierz się do roboty, Malfoy. Jeśli będziemy się tak obijać, to ten szlaban na pewno nie skończy się do końca roku szkolnego, co byłoby istną katorgą i męką. - warknęła ostatkiem sił schylając się po mop.
Nie zdawała sobie sprawy, że owe słowa wypowiedziane w tak poważny, zimny i nietypowy dla niej sposób z lekka uraziły Malfoya. Oczywiście, nie przyznałby się do tego nawet sam przed sobą, lecz poczuł dziwne ukłucie w sercu, przez co lada moment posmutniał.
Hermiona była zbyt pijana, by zdać sobie sprawę, co mogło się wydarzyć. Fakt, ciągle karciła się w myślach za to, w jaki sposób pomyślała o Draconie, jednakże zwaliła winę na alkohol. Tłumaczyła sobie, że po trzeźwiemu w życiu by coś takiego nie przeszło jej przez głowę.
Kątem oka spojrzała na tlenionego. Intensywnie ścierał kurze przelewając w to wszystkie negatywne uczucia. Zaciekawiło ją, co sobie w tej chwili myśli. Od zawsze pragnęła rozgryźć logikę Malfoy’a, lecz stwierdziła, że to jest n i e w y k o n a l n e. Pokręciła z dezaprobatą głową wracając do pracy.
~Ron~
(Pola)
Rudzielec siedział naburmuszony w pokoju wspólnym Gryfonów. Pech ostatnio go prześladował. Najpierw kłótnie z Hermioną, a teraz jeszcze ta… Pomyluna. Powoli popadał w paranoję. Słyszał, jak uczniowie szemrają między sobą i nabijają się z niego. Wiedziała już o tym cała szkoła. Ślizgoni mieli się teraz z czego nabijać. Ron zaklął w duchu. Najchętniej zapadłby się pod ziemię. Teraz już każdy traktował go jak idiotę.
Nadal miał muchy w nosie. Usiłował się uczyć, lecz nie potrafił się skupić. Jego myśli wracały do nieszczęsnego incydentu z Mionką, po dzisiejszą „przygodę” z Lovegood. Gdyby mógł, zabiłby na miejscu tę zbzikowaną blondynę. Ciężko mu zrozumieć, po co za nim chodziła? To koleżaneczka Pottera, nie jego.
Przyjaciel właśnie stanął przed Weasley’em, patrząc na niego z politowaniem. Naburmuszony chłopak spojrzał na okularnika. Teraz i on chciał prawić mu kazania?
- I jak tam, Ron? Przeszło ci? - zagadał rozbawiony.
Rudowłosy naciągnął brwi mrużąc przy tym gniewnie oczy.
- Odczep się, Harry. Nie widzisz? Każdy ma mnie za idiotę. Głupia Pomyluna… - wysyczał biorąc łyka ognistej.
Rzadko zdarzało mu się uciekać do załatwiania problemów poprzez alkohol, lecz dzisiaj był naprawdę zdeterminowany.
- Daj spokój. Histeryzujesz trochę. - zachichotał bliznowaty.
Ronald przewrócił oczami.
-…a poza tym masz gościa. I dobrze ci radzę, nabierz trochę taktu i przemyśl, zanim wypowiesz jakiekolwiek słowo. - oznajmił Wybraniec.
Przy Ronie stanęła Luna Lovegood. Gdy Weasley ją zobaczył poczuł, jakby dostał białej gorączki. Wściekł się. Po co tu przyszła? Znowu go zadręczać?
Harry opuścił pokój Wspólny. Rudowłosy nadal siedział sztywno w fotelu z nachmurzoną miną. Blondynka nieśmiało zajęła miejsce obok Ronalda, który odsunął się od niej jak oparzony.
- Przepraszam, Ron. Ja naprawdę nie chciałam… - przeprosiła typowym dla niej, nudnym tonem.
-Wypchaj się tymi przeprosinami. Cały Hogwart się ze mnie śmieje.- bąknął.
Krukonka zaczęła nerwowo bawić się palcami u rąk.
- To… Było przez przypadek… Ja… Chciałam dobrze…- dukała podenerwowana.- Tobie nigdy nie zdarzyło się zrobić komuś, czegoś… Głupiego przez… przypadek? - dodała, czym totalnie zbiła go z pantałyku.
Fakt, zrobił wiele głupstw i wolał sobie o tym nie przypominać. Nie raz narobił wstydu Harremu i Hermionie, a przede wszystkim jemu samemu. Jadł jak świnia, niepoprawnie rzucał zaklęcia, zachowywał się jak zbzikowany nieokrzesaniec… Cóż, jakby nie patrzeć troszkę się tego nazbierało.
Blondynka miała rację. Sam narobił wiele świństw i inni mu wybaczyli. On też powinien jej… Darować, co stwierdził z trudem.
-Dobra, dobra, wybaczam. - mruknął niechętnie.
Ze szczęścia Luna aż pocałowała go w policzek. Ronald odskoczył od niej jak oparzony, uśmiechając się kwaśno. Odpuścił jej, co wcale nie znaczyło, że ją polubił, czy coś. Nadal działała mu na nerwy i nadal uważał ją za zbzikowaną Pomylunę, którą wolał trzymać na spory dystans.
- A teraz, jakbyś mogła, podaj mi ognistą. - wypalił.
Dziewczyna pospiesznie wzięła do ręki szklankę. Gdy miała podać ją rudowłosemu, niezdarnie przechyliła ją i wylała wprost na nową koszulę Gryfona.
Ronald zaczął dygotać, niczym czajniczek. Jego twarz zaczęła zmieniać kolory, znowuż od różu, do czerwieni, po purpurę, aż do sinizny. W głowie jednakże wciąż dudniły mu słowa Pottera „I dobrze ci radzę, nabierz trochę taktu i przemyśl, zanim wypowiesz jakiekolwiek słowo”. Nieukrywana sugestia nawiązująca do nieokrzesania rudzielca.
Weasley przełknął głośno ślinę. Z trudem opanował wybuch i cisnące mu się na usta wulgaryzmy. Spiął się wstrzymując oddech.
- Proszę cię, wyjdź już. Mam na dziś dosyć wrażeń. - wypowiedział każde słowo powoli, wkładając wiele trudu w opanowanie.
Krukonka siedziała jak sparaliżowana obawiając się najgorszego, a tymczasem Gryfon zachował się całkiem normalnie. Nie chcąc go rozdrażniać, pospiesznie wybiegła z Pokoju Wspólnego.
Gdy Lovegood zniknęła, Ron zaklął głośno.
- Cholera jasna, nowa koszula! Przez tę głupią Pomylunę muszę dać ją do prania! Niech ją szlag!- wrzasnął dając przy tym nieco większy upust negatywnym emocjom.
Zrezygnowany wrócił do swojego dormitorium.
~Draco~
(Skyler)
Gdy panna Granger zmagała się z myślami, Malfoy próbował uspokoić przyspieszony oddech oraz tętno.
Nie rozumiał swojego zachowania. Gryfonka była pijana, co od razu ją usprawiedliwiało, ale on? Przecież to przechodziło ludzkie pojęcie! Czemu w ogóle wpakował się w takie gówno? Jeszcze by tego brakowało by po tych wszystkich szlabanach polubił szlamę.
Mimo swojego nastawienia i tak czuł się urażony jej zachowaniem. Był pewny, iż dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę , jak bardzo go kusiła, gdy dzieliły ich tylko milimetry. Draco na chwilę zapomniał o jej pochodzeniu. Na szczęście objawy szybko minęły a on odzyskał trzeźwość (w przeciwieństwie do Granger) umysłu.
Mimowolnie uśmiechnął się do siebie diabolicznie. Byli tutaj sami. Tylko on, Ślizgon z krwi i kości, oraz ona - kujonka, w dodatku pijana. Byłby głupcem, gdyby tego nie wykorzystał.
Znając życie brązowowłosa jest teraz na niego nieźle wkurzona. Śmieszyła go jej determinacja. Jeszcze nigdy nie spotkał dziewczyny, która aż tak bardzo broniła się jego urokowi, tak więc Granger będzie musiała za to srogo zapłacić.
W głowie nagle zaświtał mu niecny plan upokorzenia swojego wroga. Na samą myśl zaśmiał się pod nosem.
O dziwo Hermiona, słysząc niezidentyfikowany dźwięk szybko odwróciła się o 180 stopni mierząc go zimnym spojrzeniem, spod zamglonych oczu. Dalej kręciło jej się w głowie , a chłopak stojący przed nią wydawał się być z lekka rozmazany.
Niemniej jednak próbowała za wszelką cenę zachować trzeźwość umysłu.
- Co cię tak śmieszy M…Malfoy? - spytała jąkając się, co blondyn skwitował ponownym ironicznym chichotem.
- Ty, Granger. Po pijanemu wydajesz się jeszcze bardziej wkurzająca i szlamowata niż zwykle. - zakpił. Tak jak się spodziewał, brązowowłosa nie dosłyszała (lub nie zrozumiała, zważając na jej stan) ostatnich słów, ponieważ tylko przekręciła wymownie oczami i ponownie zabrała się do pracy…, a przynajmniej próbowała , gdyż tleniony w następnej sekundzie znalazł się koło niej mrucząc.
- Nie bierz tego do siebie złotko. W końcu wasza Gryfońska odwaga jest tylko na pokaz nieprawdaż? Nigdy więcej nie napiłabyś się w moim towarzystwie. - Hermiona podskoczyła lekko słysząc jego głos, lecz zignorowała to i prychnęła pod nosem.
Dziarsko odepchnęła Malfoy'a od siebie, po czym po raz kolejny napiła się ognistej whisky.
Aktualnie potrzebowała jej bardziej niż Draco. W dodatku pokochała to ciepło, które po każdym łyku rozchodziło się po jej ciele.Jeszcze nigdy w życiu tak się czuła i nawet obecność Ślizgona za bardzo nie robiła różnicy. Alkohol był czymś, czego ona, Panna Ja Wiem Wszystko, nie znała.Po raz pierwszy od dłuższego czasu musiała improwizować u dać ponieść się przeczuciu.
Natomiast Blondyn właśnie odnosił swoje małe zwycięstwo. Udało mu się po raz kolejny sprowokować wzorową uczennicę. W duchu wyśmiewał ją za taką naiwność i "gryfońską odwagę" co on zazwyczaj nazywał po prostu głupotą.
Ciekawiło go, jak zareaguje Slughorn, gdy zobaczy dziewczynę w takim stanie.
Na samą myśl zaśmiał się głośno i zmierzył Hermionę wzrokiem. Wyglądała dość uroczo jak na daną chwilę, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał.
- Draco, zaśpiewaj ze mną! - krzyknęła z szalonym uśmieszkiem na twarzy, pogłaśniając muzykę wydobywającą się z przestarzałego "telewizora". Przekręcił ledwo zauważalnie oczami.Już drugi raz nie da się omotać takiej szlamie, jak ona. Przynajmniej nie teraz.
- Szalej sama, będę miał co podziwiać. Wiesz słyszałem, że najlepiej śpiewa się bez koszulki, tak by struny głosowe były wolne. Może przetestujesz? - zażartował sarkastycznie.
Granger przekręciła tylko niepewnie głową oraz zaczęła kręcić się w okół własnej osi, śpiewając jakąś mugolską piosenkę.
Nie trwało to jednak długo, ponieważ kilka minut później zahaczyła nogą o krzesło i straciła równowagę.
Tym razem jednak Draco nawet nie miał zamiaru ratować ją z tarapatów. Chciał nacieszyć się tym widokiem, póki tylko mógł, zważając na fakt, iż Slughorn zjawi się tu lada chwila. Śmiał stwierdzić, iż Horacy nawet się spóźnia.
Popatrzył na swój srebrny zegarek, który był jedynym normlanym prezentem od rodziców, jaki w życiu dostał. Było kilka minut po północy. Z szoku zakrztusił się własną śliną. Siedzieli tu już ponad 4 godziny? Jak to możliwe?
Nagle, jak na zawołanie do pomieszczenia wparował mały lśniący rudzik. Od razu rozpoznał w nim patronusa nauczyciela eliksirów.
- Ptaszek! - krzyknęła Hermiona, skacząc niczym mała dziewczynka. Na szczęścia szybko umilkła, gdyż zwierzę zaczęło przemawiać.
- Moi kochani, niestety ani ja, ani Profesor Snape nie jest w stanie was odebrać. Mam nadzieję, że dacie radę dojść do zamku sami. Gdyby coś się stało natychmiast wyślijcie patronusa do Profesor McGonagal. Miłej nocy! - po tych słowach jasna smuga światła rozmyła się, pozostawiając dwójką ponownie na pastwę losu.
Draco nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Był w szoku. Jego plan, choć taki doskonały, legł w gruzach, tak szybko, jak się pojawił. Specjalnie doprowadził Granger do takiego stanu, a teraz co? Stanie się jej osobistą niańką? Przez chwilę przeszło mu przez głowę, że może powinien ją zostawić tutaj, we Wrzeszczącej Chacie, tak jak radził mu Blaise?
Ale co jeśli Potter i Wieprzlej będą o nią wypytywać i oskarżą jego o porwanie lub tym podobne? Nie chciał mieć kolejnych problemów, przynajmniej nie w tej sprawie.
Westchnął głęboko, przeczesując swoje włosy.
- Idziemy na wycieczkę Granger. - warknął w końcu. Nie miał innego wyjścia. Musiał zabrać ją ze sobą, nie ważne jak bardzo nie podobała mu się ta perspektywa.
Pociągnął ją brutalnie za rękę i zaczął powoli iść po schodach w dół. Oczywiście znał tajne przejście, które wyprowadzało ich z Wrzeszczącej Chatu wprost do Bijącej Wierzby i teraz miał zamiar je wykorzystać. Miał tylko nadzieję, że drzewo nie zdąży ich zabić, zanim nie wydostanie się z brązowowłosą u boku.
Hermiona nie stawiała żadnych sprzeciwów. Wręcz przeciwnie, szła radosnym krokiem co chwilę nucąc jakieś przeboje.
Malfoy już po pierwszej minucie miał ochotę się zabić. Nie to, żeby Gryfonka nie miała ładnego głosu, ale jej towarzystwo i zachowanie doprowadzało go do szału. Nigdy wcześniej nie musiał nikogo niańczyć, a co dopiero dbać o kogoś. Było to dla niego tak obce, jak dla Granger ród arystokratyczny.
- Bolą mnie…Hik... Nogi! Daleko jeszcze?! - spytała czkając, gdy akurat powoli wychodzili ze swojego miejsca szlabanu.
Draco nie wytrzymał. Nabrał duży haust powietrza, po czym bez żadnych wstępów wziął swoją towarzyszkę na ręce i przerzucił ją do tyłu. Miał dość jej jęków i wolnego tempa, w którym szła. Może i czuł się jak idiotka, ale jego charakter nie pozwalał znosić mu kazań dziewczyny.
Jedną wolną ręką, wyciągnął swoją różdżkę i za pomocą "lumos" oświetlił drogę.
Gdy byli już przy wyjściu, wstrzymał oddech i rzucił na nich zaklęcie kameleona, by potem najszybciej jak potrafił uciec przed paskudnym i agresywnym drzewem. Miał szczęście. Udało mu się w porę uciec. Teraz tylko dzieliło go kilkanaście kroków od upragnionej wolności.
Natychmiast zaczął biec truchtem w stronę Hogwartu, a dokładniej cieplarni, do której można było wejść od tyłu.
Hermiona o dziwo nie odezwała się do tej pory ani razu. Była za bardzo przerażona, a zawroty głowy nie ułatwiały złapania orientacji.
Nagle poczuła, jak chłopak przechyla ją do przodu, powodując, że kompletnie straciła równowagę. Wydawało jej się, że spada, więc nic dziwnego, iż zaczęła panikować.
- Malfoy! Co ty robisz?! Puszczaj mnie! Puszczaj ty fretko! - krzyczała jak opętana.
- Zamknij się do cholery jasnej! Chcesz, żeby FIlch nas przyłapał?! Ja nie mam ochoty na kolejny szlaban z tobą. - syknął, otwierając zaklęciem drzwi do pomieszczenia w którym przerabiali zielarstwo.
Granger prychnęła dziko, lecz natychmiast przestała się wyrywać i w miarę zaczęła się uspokajać.
Draco za to, podszedł do jednych z sadzonek, po czym wyszeptał.
- "Ostium Aperire! - nagle z roślin zaczęły ukształcać się niewielkie drzwi. Nie zważając na zdumienie Hermiony, przeszedł przez nie pewnie i odetchnął głośno.
W tamtej chwili cholernie się cieszył, iż w 4 klasie znalazł z Blaisem to przejście. W sumie, podsłuchali rozmowę Mcgonagal z Weasley'ami i przez to również mogli korzystać z takich przywilejów.
Dzięki temu, aktualnie znajdował się na 4 piętrze i teraz do pokonania zostały mu tylko 2 pozostałe oraz przejście przez portret grubej Damy.
Na szczęście wiedział, gdzie znajduje się ich pokój wspólny. Czasami naprawdę cieszył się, iż przeczytał "Historię Hogwartu".
Nie tracąc ani chwili, ponownie zaczął iść przez zamek, uważając by nie trafić na Filcha lub co gorzej Irytka, którego z całego serca nienawidził, jeszcze bardziej niż woźnego i Pottera.
Niestety szczęście nie było dla niego zbyt hojne, ponieważ usłyszał, jak ktoś otwiera klasę znajdującą się dosłownie przed nim.
Nawet nie miał szansy, by rzucić jakiekolwiek zaklęcie, gdyż nieznajoma postać wybiegła z pomieszczenia jak oparzona, poczym odwróciła się w jego stronę.
Draco po raz kolejny dziękował w duchu za swojego farta. Otóż przed nim stał nowy nabytek Slytherinu, czyli Fleur Delacour.
- Co tu robisz? - spytali jednocześnie, co sprawiło, iż Malfoy uśmiechnął się drwiąco.
- F…Fleur?! - chwilę niezręcznej ciszy przerwał nie kto inny jak Hermiona, która zaczęła się wiercić.
- Uspokój się Granger. - nakazał, lecz to nic nie dało.
- Co ty jej zrobiłeś?! - szepnęła przerażona Francuzka. Miała na szczęście tyle rozumu, by wiedzieć, że musi zachowywać się cicho. Nie zmienia to jednak faktu, iż była zdziwiona tym, co ujrzała. Nigdy nie miała nic do tej Gryfonki, więc widok jej w ramionach blondyna, nieźle ją zaskoczył.
- Nie twoja sprawa Delacour. - warknął podirytowany. Może i była Ślizgonką, ale nie zamierzał być dla niej z tego powodu miły. Musi jak najszybciej stąd zniknąć.
- Jeżeli coś jej zrobiłeś… - zaczęła, ale Draco tylko machnął ręką podirytowany.
- Jest pijana. Jak chcesz możesz ją wziąć i sama się nią zająć. Naprawdę nie będę miał nic przeciwko temu. Dam ci nawet parę knutów. - przekonywał. Fleur zaśmiała się cicho.
- Doprowadź ją do porządku. - mruknęła. - Uważaj na Pottera. - ostrzegła jeszcze. Sama nawet nie wiedziała, czemu to powiedziała. Mimo, iż była tu dopiero kilka dni, zauważyła, że ani Bliznowaty, ani Tleniony nie przepadają za sobą, więc wolała uniknąć tego spotkania.
Syn Lucjusza uniósł jedną brew do góry na wiadomość o tym, że Okularnik również szwenda się po zamku, ale nie odezwał się ani słowem. Uśmiechnął się krótko w jej stronę i ruszył dalej, nawet nie dziękując.
5 minut później stał już przed portretem Grubej Damy.
Chrząknął głośno, by ją obudzić.
- Na brodę merlina! Co wy tu robicie o tej porze! - fuknęła, zamiast przywitania.
- Wpuść nas. - nakazał. Nie miał zamiaru słuchać kolejnego kazania, w dodatku od portretu.
- Z tego co wiem, chłopcze nie jesteś z Gryffindoru, a hasła nie znasz. - powiedziała przekonana swoich racji.
- Dzielny Lew! - pisnęła Hermiona, o dziwo całkiem poważnie.
Kobieta nie miała innego wyjścia, jak po prostu wpuścić dwójkę do środka, co blondyn skwitował złośliwym uśmieszkiem.
W końcu znalazł się w dormitorium Gryfonów, które wyglądało tak jak to sobie wyobrażał.
Wszędzie dominowała czerwień i złoto, a ogień w kominku wesoło iskrzył. Na środku pomieszczenia zauważył dużą kanapę.
Nie wiele myśląc położył na niej pół przytomną Hermionę, po czym odetchnął z ulgą. W końcu udało mu się doprowadzić Granger do "porządku".
Przykrył ją jeszcze tylko kocem, po czym już miał zamiar wychodzić, gdy usłyszał jej cichy i słaby głos.
- Draco? - serce zaczęło mu bić szybciej. Po raz kolejny tego dnia nazwała go po imieniu. Szybko spojrzał w jej kierunku. Dziewczyna uśmiechała się smutno w jego stronę, a on poczuł jak coś w jego sercu każe wrócić do niej i nigdy nie wypuścić jej z ramion.
- Co jest Granger? - spytał przybierając nawet miły ton głosu. Usiadł leniwie na jednym z fotelów i wpatrywał się w swojego wroga.
- Czemu mnie tak nienawidzisz? - mruknęła ze łzami w oczach.
O mało co nie zakrztusił się śliną. Spodziewał się wszystkiego… ale to, co uznał za niemożliwe akurat go przytrafiło.
- Porozmawiamy o tym później. - powiedział uśmiechając się łagodnie.
- Ale ja chcę wiedzieć… - odparła całkiem trzeźwo. Chłopak wetschnął ledwo zauważalnie. Nie miał pojęcia jak odpowiedzieć jej na to jakże proste pytanie. Lepiej powiedzieć prawdę, czy po raz kolejny skłamać? W sumie i tak Gryfonka była pijana, więc zapewne nie będzie pamiętać nic z tego wydarzenia. Może by tak zaryzykować? Przecież nikt się nie dowie…
Przybliżył się do niej tak ,iż ponownie dzieliło ich tylko kilka milimetrów, lecz tym razem próbował nad sobą panować.
Hermiona patrzyła się jak zahipnotyzowana w szare tęczówki chłopaka, ale uważnie czekała na odpowiedź ślizgona.
- Bo…- zaczął zachrypniętym z emocji głosem.- Bo czasami wydaje mi się, że jesteś lepsza w swoich czynach ode mnie. - dokończył, czekając na jej reakcję. Czuł się tak, jakby ktoś zdjął z jego pleców wielki ciężar,który nosił już od ponad kilku lat. Sam nie wiedział, czemu jej to powiedział. Odrobinę bał się, iż brązowowłosa za bardzo weźmie sobie jego słowa do serca, lecz ona tylko obdarzyła go słabym uśmiechem i wtuliła się w jego ramię. - To dlatego mnie uratowałeś przed Bellatrix. -szepnęła, a chwilę potem oddała się we władania morfeusza.
~Zabini~
( Skyler)
Było już grubo po północy, a korytarze wydawały się opustoszałe, choć okazało się to mylne. Otóż młody Ślizgon, o imieniu Blaise Zabini szedł bardzo szybki, lecz zarazem ostrożnym krokiem w kierunku Lochów.
Mimo tego, iż już od dawna trwała cisza nocna, przez co mógł zostać złapany przez filcha, na twarzy chłopaka gościł wielki triumfujący uśmieszek.
Dopiero przed chwilą udało mu się wyjść z dormitorium Marriety, która aż błagała by został choćby chwilkę dłużej.
Zaśmiał się cicho pod nosem. Już od dawna wiedział jak dziewczyny reagują na jego obecność, ale zachowanie Krukonki przechodziło ludzkie pojęcie. Mając takie towarzystwo, nie dziwne, iż posiadał o sobie tak wysokie mniemanie. Cieszył się już na myśl wypicia z tej okazji swojej ulubionej whisky. Ale zaraz! Przecież Smok mu ją zabrał! A niech to szlag! Przeklął siarczyście pod nosem, na chwilę zamyślając się. Teoretycznie, może przecież jeszcze zakraść się do kuchni i skraść kilka butelek ognistej. Znając życie, Malfoy również będzie potrzebował ich ulubionego trunku, więc jednogłośnie stwierdził, że pomysł wypali.
A skoro już o Draconie mowa. Diabeł zastanawiał się, jak jego kumpel radzi sobie na szlabanie. W sumie śmieszył go fakt, iż wielki arystokratyczny dupek musi spędzać aż tak dużo czasu z kujonicą Granger. Może oboje się od siebie czegoś nauczą?
"Chociaż nie…Smok przecież już nie może nauczyć się niczego, bo jego mózg obumarł jakiś czas temu" - pomyślał, chichocząc cicho.
Po chwili znalazł się już przed obrazem, przedstawiający misę z owocami. Lekko połaskotał znajdującą się na nim gruszkę, która prawie natychmiast zamieniła się w klamkę, po czym pewnym siebie wparował do środka.
Tak jak przypuszczał nikogo tam nie zastał. O tej porze skrzaty albo pałętały się po zamku, sprawdzając czy wszystko jest w porządku lub najzwyczajniej w świecie spały.
Doskonale pamiętał jak w 3 klasie odkrył tajemnicze przejście razem z Malfo'yem i przerażenie wypisane w oczach tych małych stworzeń. Mieli niezły ubaw, gdy kazali im spełniać ich każde zachcianki.
Odgonił od siebie te wspomnienie i otworzył pierwszą szafkę z lewej strony, bowiem stał tam cały asortyment alkoholi, jaki był mu potrzebny. Nie żeby coś, ale czasami od ognistej lepsza jest zwykła czysta mocna wódka.
Nie myśląc za wiele, jednym zaklęciem pomniejszył kilka butelek i wsadził je do kieszeni. Rozglądnął się jeszcze dla pewności, czy na pewno nikt go nie widział, a zaraz potem wyszedł jak gdyby nigdy nic.
Musiał przyznać, że miał szczęścia. Ostatnio coraz częściej spotykał tego cholernego potwora Filcha. Od zawsze uważał, że ten stwór nadawał się bardziej do cyrku niż jako zwierzę domowe.
Nagle, usłyszał donośny stukot butów, który zmierzał właśnie w jego kierunku.
Cholera. Jednak ma pecha. Ale..przecież nie jest ślizgonem na darmo! Natychmiast rzucił na siebie zaklęcie kameleona. Niestety czar również miał skutki uboczne*.. Od razu zrobiło mu się nie dobrze. Wiedział, iż długo tak nie pociągnie, więc nerwowo zaczął wypatrywać jakiejś kryjówki.
Kilka kroków od niego znajdował się schowek na miotły. Może niezbyt przyjemne miejsce by spędzić kawałek nocy, ale lepsze to niż szlaban.
Westchnął w duchu i postawił niepewnie kilka kroków.
- Ktoś tu jest?! - usłyszał znienawidzony głos Snape'a. Zaraz, zaraz. Co nietoperz robił o tej porze na drugim piętrze? Z resztą nie ważne! Tym bardziej musiał się jakoś doczłapać do pomieszczenia.
Nabrał duży haust powietrze i pędem ruszył do swojej kryjówki.
Gdy drzwi za nim zamknęły się z cichym skrzypieniem, odetchnął głośno, zrzucając z siebie zaklęcie. Uśmiechnął się do siebie i po chwili przekręcił głowę.
Dopiero wtedy dotarło do niego, że nie jest sam. Serce zabiło mu szybciej na widok pięknej brązowo-włosej dziewczyny, która patrzyła na niego tajemniczym spojrzeniem. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji a hipnotyzujące piwne oczy błyszczały pośród ciemności.
Już otwierał buzię, by wyrazić swoją fascynację, ale nieznajoma szybko podeszła do niego tanecznym krokiem i położyła dłoń na jego ustach.
Dreszcze przeszły go po całym ciele, lecz postanowił zignorować ten fakt. Nigdy w życiu jeszcze nie czuł się tak przy nikim innym.
- Nie odzywaj się. - nakazała szeptem, tym samym nasłuchując, czy Snape zdążył już przejść koło ich kryjówki.
Sekundy dłużyły się w nieskończoność. Zabini w szczególności odczuwał ten dyskomfort. Było to dla niego dziwne, że ktokolwiek nim dyryguje. przekręcił wymownie oczami.
Gdy w końcu kroki Severusa ucichły na dobre, brunetka puściła zszokowanego Ślizgona i nic nie mówiąc udała się w stronę wyjścia.
- Powiesz mi chociaż jak się nazywasz? - spytał, uśmiechając się szarmancko.
Nieznajoma przygryzła dolną wargę nerwowo.
- Lucy. - mruknęła, po czym nim się obejrzał, zniknęła mu z pola widzenia.
Witajcie kochane!
A więc w końcu dodajemy wyczekiwaną notkę. Zwróćcie uwagę na to, iż tym razem nie musiałyście czekać miesiąc. :) Cóż, mamy nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu, a przede wszystkim choć trochę rozbawił. My osobiście miałyśmy niezły ubaw pisząc tę notkę ^_^ Ah zobaczyłyście dziś rozrywkową Hermionę. Ktoś przypuszczał, że nasza Mionka tak da ponieść się chwili?
Dziękujemy za bardzo miłe komentarze, które pojawiły się pod poprzednim rozdziałem i cudowną miniaturką kochanej Skyler :* (podsumowanie pisze Polaa). Ściskamy Was mocno ^_^ Do NN :*
Bardzo fajny rozdział. Hahaha, pijana Hermiona xdd. Czekam na nową notkę ;)
OdpowiedzUsuńsuper! ♥ zapraszam na moje blogi! co to za Lucy? czekam na następną notkę! ;*** Wenyyy
OdpowiedzUsuńNareszcie:) Nie mogłam poczekać do jutra i musiałam ją dzisiaj przeczytać, nawet kosztem pisania :) Muszę powiedzieć, że uzależniłam się od waszej wersji Dramione. Uczucia Dracona i Hermiony są tak genialnie skonstruowane. Oczywiście poboczne postacie są także ciekawie zarysowane i nie są tylko tłem. Bardzo fajnie czytały mi się umizgi Rona i Luny. Pękałam ze śmiechu jak go zamieniła w tego kotopodobnego stwora. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że Ron się jeszcze do niej przekona. Wątek Harry'ego i Fleur rozwija się też w całkiem ciekawym kierunku. Wyczuwam chemię na kilometr. Już nie mogę się odczekać kolejnych spotkań.
OdpowiedzUsuńPomysł z ognistą był genialny. Nigdy się nie spodziewałam, że sprawa się tak potoczy. Hermionę bardzo szybko wzięło, a Draco miał niezły ubaw. Pierwsze lody nienawiści zostały przełamane. Zostało jeszcze z pół kilometra :) Najlepsze było to, że zamiast nauczyciela pojawił się tylko patronus. Plan Dracona nie wypalił. Tekst o wycieczce mnie nieźle rozśmieszył. Macie naprawdę ciekawe pomysły jak ten o tajemniczym przejściu. Najbardziej mi się spodobał ten dialog, w którym Hermiona zapytała o powód do nienawiści.
No i na końcu zaintrygowała mnie postać tajemniczej dziewczyny, która wpadła w oko Zabiniemu. No jestem ciekawa :)
Dziewczyny piszcie szybciutko nowy rozdział.
HA!
OdpowiedzUsuńHAHA!
HAHAHAHA!
*Vilene tańczy taniec zwycięstwa*
Nowy rozdział? Cudownie. Nie ma jak miłe rozpoczęcie weekendu. ^^
Mam nadzieję, że sen Draco nie był snem proroczym. Jeżeli zakończenie tego opowiadania będzie smutne, to osobiście pojadę do tych Niemiec i skopię Ci dupę, Sky. ;3
Tańcząca na stole Hermiona? Chciałabym to widzieć. Serio, padłam czytając to. Moja mina - jedno wielkie WTF. :D
Ostatni dialog Hermi z Draco był przecudowny. "Za co ty mnie nienawidzisz?" - poważnie, na miejscu Granger też chciałabym znać odpowiedź na to pytanie.
Wspaniałe, cudowne, urocze, słodkie i w ogóle. :3
Całusy ;*
Vilene
Hej , przepraszam że dopiero teraz wpadam .
OdpowiedzUsuńahh , jak ja uwielbiam te długie rozdziały <33
Hermiona *_*
Zapraszam do mnie :
http://kiedy-hobby-zamienia-sie-w-nalog.blogspot.de/
- mam nadzieję że ci się spodoba <3
Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Award.
OdpowiedzUsuńWięcej informacji u mnie:
dramione-ever.blogspot.com
jejciu jejciu!
OdpowiedzUsuńBosko i tyle! :D dlaczego trzeba czeekać aż miesiąc na notke? ;___;
nie lubie czekac :x
Hejka!
OdpowiedzUsuńChciałam was powiadomić, że zostałyście przeze mnie nominowane do nagrody Liebster Award.
http://lovetheorginals.blogspot.com/
Boże, świetnie piszecie!
OdpowiedzUsuńdzisiaj odnalazła waszego bloga i pochłonęłam na raz wszystkie rozdziały :D
kiedy nowa notka ? :D
tik tak tik tak..
OdpowiedzUsuńmiesiąc już minął a notki brak :c
ej już minęło 5 tygodni :| miałyście co miesiąc wstawić...
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział na www.bezdfinicji.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że jestem mile zaskoczona! :) Przeczytałam wszystkie notki i bardzo, ale to bardzo podoba mi się to jak piszesz. Te więzi, które tworzą się między Harrym i Fleur, oraz Ronem i Luną, są bardzo ciekawe i nie mogę się doczekać, co z nich wyniknie! :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i jeżeli nie masz nic przeciwko to dodam Cię do blogów, które śledzę! :)
pozdrawiam, Zou.
http://hermionyswiat.blogspot.com/
super i ten tekst uratowałes mnie przed belatrix cudne
OdpowiedzUsuń