niedziela, 24 maja 2015

Rozdział VIII "Czuję się jak więzień. I co z tego, że nie ma krat? Kraty są we mnie, w mojej głowie."

Świeże, dość zimne powietrze uderzyło ze zdwojoną siłą Dracona, który miał wrażenie, że zaraz eksploduje ze złości. A wszystko przez tą cholerną Granger! Może i chciał jej zrobić na złość psując randkę ale w pewnym sensie wyświadczył jej przysługę. Z daleka widział, jak bardzo znudzona była towarzystwem przygłupiego McLagena. Przez chwilę nawet przeszło mu przez  głowę, że zrobił coś dobrego lecz ta dziewczyna doprowadzała go po prostu do szału. Jeszcze nikt nigdy nie wykołował go tak jak ona. Wczorajszy wieczór był błędem. Sam nie wiedział, czemu zdobył się na takie drastyczne wyznanie, w które sam nie chciał uwierzyć. Był pijany - może nie tak bardzo jak Granger, lecz wystarczająco by pleść głupoty . A ona to wykorzystała! „
„Jak rasowa ślizgonka” - ta nieproszona myśl nagle pojawiła się w jego głowie, lecz szybką ją od siebie odgonił. Była szlamą, nic nie wartą mugolaczką i musiał to zrozumieć póki naprawdę tego chciał. Prawdę powiedziawszy powoli zaczął przerażać go fakt, iż mógłby wyzbyć się wszystkich uprzedzeń. Zaśmiał się ze swoich myśli. Nic nigdy nie zmusi go do polubienia Pottera. 
- Malfoy! Malfoy, ty tleniona fretko zaczekaj! - Ledwo co powstrzymał warknięcie. Czego ona jeszcze od niego chciała? Wystarczająco już namieszała. 
Niechętnie odwrócił głowę, widząc przed sobą rozjuszoną Gryfonkę. Narzucony płaszczyk lekko spadał jej z jednego ramienia, a zaróżowione policzki dodawały uroku. Musiał przyznać, że wyglądała dość uroczo. 
- Przykro mi Granger, twój przygłup zapewne siedzi pod świńskim łbem i zapija swoje smutki. Może go jeszcze dogonisz i tym razem on będzie musiał znosić twoje pijaństwo - zakpił uśmiechając się złośliwie. 
- Och przymknij się już - mruknęła widocznie zażenowana. Doskonale widział jak kolejne rumieńce pojawiają się na jej twarzy. Zaśmiał się triumfalnie. On też potrafił wprowadzić ją w zakłopotanie. 
Wzruszył teatralnie ramionami, po czym pewnym krokiem ruszył przed siebie. Nie miał zamiaru wdawać się w dłuższe dyskusje  z Gryfonką. 
Hermiona jednak miała co do blondyna zupełnie inne plany i jednym ruchem pociągnęła go gwałtownie za rękę zaciskając na niej swoją dłoń. 
Oboje gwałtownie wciągnęli powietrze, czując przeszywający ich dreszcz.. przyjemnośći?  Jej (mimo panującego chłodu), dłoń zatknęła się z lodowatą ręką Ślizgona, który nie mógł wykrztusić z siebie żadnego słowa. 
Powietrze nagle stało się cięższe a on ledwo co mógł oddychać. To uczucie było dla niego takie… nowe i przyjemne za razem. Miał ochotę przyciągnąć dziewczynę jeszcze bliżej, a z drugiej odgonić ją od siebie jak najdalej. Ostatnimi czasy, co rusz doświadczał nowych doznań, które nie za bardzo przypadły mu do gustu. Wstrząsnął się lekko pod wpływem impulsu i dreszczy przechodzących przez jego ciało, co oczywiście zostało zauważone przez Hermionę. Jej zapał odrobinkę przygasł, gdy dostrzegła jego reakcję. Myślała, że etap obrzydzenia mają już za sobą. Przeklęła swoją głupotę w myślach. 
- Nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko - syknęła pod wpływem emocji, zanim zdążyła ugryźć się w język. Najgorsze co mogła teraz zrobić to jeszcze bardziej rozjuszyć szarookiego.
Malfoy spojrzał na nią kątem oka, nie ukrywając zniecierpliwienia i złości. Chyba nic się nie stanie, gdy od czasu do czasu da poznać Granger swoje negatywne uczucia wobec niej. 
- Nikt mi nie będzie mówił, jak mam się zachowywać szczególnie szlama - warknął. Poniekąd trochę dziwiła go ta sytuacja. Nie spodziewał się, iż z punktu w którym znaleźli się wczoraj dojdą do teraz. Mógł to nazwać normalnością? Szczersze w to wątpił. 
Hermiona prychnęła głośno. Może i chciała wytłumaczyć sobie wszystko z tlenionym, ale nie będzie się przed nim płaszczyć. Jej gryfońska duma dawała coraz bardziej o sobie znać, więc nie tracąc już czasu  puściła jego rękę. co Ślizgon przyjął z wyraźną ulgą. W duchu odniósł swoje własne zwycięstwo.
Przez dłuższą chwilę, mierzyli się zaciekłym wzrokiem, próbując rozszyfrować myśli swoje zagmatwane myśli.
Draco tym razem nie miał zamiaru uciekać. Szczerze powiedziawszy liczył na to, że uda mu się ponownie speszyć dziewczynę, by znowu móc zobaczyć rumieńce na jej twarzy. Przeklął w myślach. Co się z nim dzieje? 
- Słuchaj Granger, może po prostu zapomnijmy o wszystkim i zachowujmy się jak kiedyś - powiedział z wyraźną nadzieją w głosie. Już sto razy bardziej wolał wyzywać się z Gryfonkę, niż powtórzyć wydarzenia z wczorajszej nocy. Taką przynajmniej miał nadzieję.
Zdawało mu się, że przez moment na twarzy Gryfonki dostrzegł rozczarowanie lecz postanowił zignorować ten fakt. 
Brązowowłosa już otwierała buzię, by wyrazić swoje oburzenie, gdy nagle kilka rzeczy stało się równocześnie.
Potężny grzmot przeszył powietrze na wskroś, ujawniając kilkanaście czarnych smug.
Deszcz lunął wprost  na nich, a z daleka można było już usłyszeć zduszony krzyk Madame Rosmaerty. 
- Cholera - powiedzieli równocześnie. Obojgu bowiem nasuwała się ta sama odpowiedź. Śmierciożercy. 
Serce Dracona przyspieszyło a mroczny znak znowu zaczął dawać o sobie znak. 
Nie mógł nawet powstrzymać głośnego jęknięcia. Ból był nieznośny, ale z całych sił próbował go zignorować, by tylko móc zebrać ze sobą myśli i dać rozsądkowi przejąć kontrolę. 
Co tutaj się dzieje? Przecież z tego co wiedział, Voldemort nie planował w najbliższym czasie napadu na Hogsmeade. A gdyby nawet powinien zostać o tym poinformowany! Należał już przecież do najbliższego grona sprzymierzeńców Czarnego Pana.. prawda? W pewnym sensie poczuł się zawiedziony. 
Deszcz spływał powoli po jego twarzy, przyprawiając go o dreszcze przerażenie. Skoro nie był z nimi, równie dobrze mogli go zabić. Rodzina Malfoy’ów nie miała zbyt dużo sprzymierzeńców, nawet wśród śmierciożerców. Po ostatnim niepowodzeniu Lucjusza, naprawdę wątpił, by któryś z tych przygłupów nie czerpał przyjemności z torturowania jego rodziny. W dodatku był w towarzystwie szlamy, co jeszcze bardziej utrudniało sytuacje. 
W ułamku sekundy przypomniał sobie o obecności Granger, która nie była w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Przed oczami od razu pojawiły jej się sceny sprzed kilku miesięcy. Ministerstwo, śmierć Syriusza, walka z Bellatrix. Nie mogła przeżyć tego drugi raz. Przynajmniej nie w tym momencie z Ślizgonem u boku. 
- Granger do cholery ocknij się. Nie mamy czasy, oni zaraz tu będą. - Warknął Draco, próbując odgonić od siebie czarne scenariusze. Był pewny, że gdyby Carrow zauważyłby Gryfonkę, nie przeżyłaby nawet minuty. 
Nie czekając na jej odpowiedź, pociągnął ją za rękę i pędem ruszył w stronę jedynego bezpiecznego miejsca jakie teraz przychodziło mu na myśl, Cały czas,  sprawdzając, czy Hermiona nadąża za jego tempem, skręcił gwałtownie w prawo, tym samym trafiając na opuszczoną uliczkę.Niestety, okazało się to złym pomysłem.
- O proszę, młody Malfoy również zaszczycił nas  swoją obecnością - Niski chropowaty głos wydobywający się spod złowieszczej maski, uświadomił szarookiego, że jednak nie wszystko pójdzie po jego planie. Miał ochotę wyć z bezradności i niewiedzy. Czy już nikt nie miał zamiaru informować go o poczynaniach Czarnego Pana?
- Zamknij się Dołohow - syknął, kompletnie zapominając o stojącej obok dziewczynie. Całe przerażenie natychmiast opuściło jego ciało a zamiast tego, pojawiła się istna wściekłość. Nie znosił Anotninego odkąd przyłapał go na rzucaniu Cruciatusa na Narcyzie. Doskonale mógł zobaczyć, jak jego matka wtedy cierpiała, a tak bardzo chciał jej tego oszczędzić. 
- Przydałoby ci się utemperować trochę  twój język. I tej szlamie też - zaśmiał się z wyraźną kpiną. 
Zanim którekolwiek z nastolatków zdążyło zareagować, mężczyzna wyciągnął różdżkę, by móc wycelować nią w Hermionę.W następnej chwili czerwona smuga światła pomknęła w stronę młodej czarownicy, która nawet nie była wstanie obronić swojego życia. Była zbyt przerażona, by móc zarejestrować następne wydarzenia. 
Nie wiele myśląc, Draco rzucił się pomiędzy Gryfonką a pędzącym ku niej Cruciatusem. 
- Protego! - Krzyknął natychmiast, powodując, że mała niewidoczna dla oka tarcza wystrzeliła wprost z jego różdżki, tym samym ratując życie dziewczyny. 
Dołohow przekręcił z niedowierzaniem głową. 
- Twój ojciec będzie zawiedziony twoim postępowaniem, Draco.. A w szczególności twoja matka - syknął z jadowitym uśmiechem. Tego było już za wiele dla Ślizgona. Wściekłość buzowała w każdym milimetrze ciała, co oczywiście dodało mu odwagi na dalsze postępowanie.
- Sectumsempra! - Kolejne zaklęcie padło z jego ust, tym samym zbliżając do końca cały pojedynek. 
Z ciemnej szaty powoli można było zobaczyć pojawiające się ogromne plamy krwi, która powoli mieszała się z spływającym deszczem. Czarodziej krzyknął z bólu. 
- Zapłacisz mi za to Malfoy! - Zawył, po czym w następnej chwili aportował się z miejsca wypadku. 
Blondyn odetchnął z ulgą. Przynajmniej na pewien czas miał spokój z tym parszywcem. Wiedział, iż teraz musi działać w ekspresowym tempie. Każda sekunda mogła zbliżać ich do kolejnego śmierciożercy, z którym nie poradziłby sobie tak łatwo. Przynajmniej nie teraz, gdy na karku miał Granger. 
Próbując opanować przyspieszone bicia serca, na krótką chwilę zamknął oczy, by móc się skupić.
Na oślep, przejechał delikatnie dłonią po szorstkiej ścianie.Nie używał tej kryjówki od lat. Pewnego czasu wydawała mu się nawet bezużyteczna, lecz właśnie teraz podziękował za nadopiekuńczość swojej matki. 
Po pewnym czasie, która wydawała mu się wiecznością, uśmiechnął się pod nosem.
- Aha - mruknął do siebie, wyciągając jedną z wystających cegiełek. Przekręcił ją kilka razy w drżącej z emocji ręce, szukając odpowiedniej dziurki, przypominającej klucz. Na jego szczęście, dość szybko ją zauważył. 
- Alohomora - powiedział. 
Jak na zawołanie cały mur zaczął powoli zmieniać się w staromodne z lekka zaniedbane drzwi. Bez żadnych wstępów, kopnął w nie z cały sił, by tym samym wpuścić  skołowaną Hermionę do środka. 
Gdy brązowowłosa w końcu odzyskała trochę swojego wigoru i rozsądku, jednym zwabnym krokiem przekroczyła przez próg pomieszczenia, rozglądając się na wszystkie strony.
Sam Draco jednak wydawał się być odrobinę bardziej zrelaksowany. Znał to miejsce jak drugą kieszeń, więc nie dziwił go widok starych skrzyń z winami, niefunkcjonujących już gramofonów, czy zardzewiałej maszyny do pisania. Wiedział jednak, że nie byli jeszcze całkiem bezpieczni. Znając Lucjusza zapewne musiał zdradzić starą pracownie jego pradziadka Voldemortowi. 
- Rusz się Granger - szepnął półtonem, wskazując na ubogie lustro w kącie.  Zafascynowana Gryfonka, nie odzywając się ani słowem podążyła za tlenionym, tym samym podziwiając każdy skrawek tego miejsca. 
Gdy w lustrze zamiast swojego odbicia zauważyła tylko resztę pomieszczenia, uniosła jedną brew do góry. 
Pod wpływem impulsu wyciągnęła rękę przed siebie, próbując dotknąć tajemniczego szkła, lecz Draco stanowczo odgonił ją od tego pomysłu. 
- Dotkniesz, a rozpadnie sie na milion kawałeczków - ostrzegł, na co dziewczyna od razu cofnęła dłoń. 
Szarooki westchnął cicho, ponownie wyciągając różdżkę i szepcząc tylko sobie znaną formułkę. 
W następnej chwili, świat w okół nich zawirował, a cały pokój przeistoczył się w jeszcze mniejszą i dość wąską winiarnie. 
Nie mógł powstrzymać małego prawdziwego uśmiechu na widok tego miejsca. Uwielbiał tu przychodzić. Zazwyczaj jego pradziadek zabierał go tutaj tylko wtedy gdy był pewny, iż Lucjusza nie ma w pobliżu. 
Kochał spędzać czas z nim czas, jako dziecko. Oprócz Blaise’a, to właśnie jemu najbardziej ufał. Teraz jednak, gdy Abraxas umarł, a cały swój majątek przepisał właśnie Draconowi, nie miał serca przychodzić do tego miejsca częściej niż to było konieczne.
- Jesteśmy bezpieczni - odparł w końcu.
Dopiero teraz spojrzał na brązowowłosą. Jej całe ubranie było przesiąknięte wodą, przez co dokładnie mógł lustrować zarys sylwetki Gryfonki. W myślach przyznał, iż miała całkiem niezłą figurę. Granger, jakby czytając w jego myślach spłonęła soczystym rumieńcem, przy tym próbując zakryć się letnim płaszczykiem. 
Malfoy przekręcił wymownie oczami. 
- Wszystko w porządku? - spytał, by odwrócić uwagę Hermiony od zaistniałej sytuacji. 
- Można tak powiedzieć - wykrztusiła, wypuszczając głośno powietrze. Zakręciło jej się w głowie, pod wpływem wszystkich emocji, spływającej na nią jak kubeł zimnej wody. 
Lekko zachwiała się na swoich nogach. W następnych chwili Ślizgon był już przy niej, trzymając ją za ramię. 
- Trafił Cię jakimś zaklęciem? - Spytał niedowierzając, iż mógł przegapić coś takiego. 
- Nie - uśmiechnęła się uspokajająco. Podpierając się o swojego byłego wroga oparła się o zimną ścianę. Dopiero teraz zaczęły docierać do niej istotne fakty. Śmierciożercy w Hogsmede, Malfoy ratujący jej życie, ucieczka.. 
- Co to miało być? - spytała, gdy już trochę odzyskała równowagę i stabilność. Nie mogła zebrać myśli w jedną całość. Czy Czarny Pan naprawdę byłby tak głupi by wysyłać swoich sługusów prosto w ręce auororów? 
- Nie mam pojęcia, ale Drops zapewne nie źle się wkurzy - mruknął w odpowiedzi. Prawda była taka, iż sam czuł się ogłupiony przez tą całą sytuacje. 
Na chwilę zamilkli, analizując w głowie wszystkie wydarzenia. To wydawało się tak cholernie niewiarygodne zarówno dla blondyna jak i brązowookiej. Pomyśleć, że jeszcze godzinę temu kłócili się o przygodę we Wrzeszczącej Chacie. 
- Dziękuję - cichy głos Gryfonki przerwał panującą wokół cisze.  Draco natychmiast spoważniał. 
- Nie masz za co Granger, Dołohow słynie z okrutności dla sz…mugolaków - poprawił się szybko. Jego towarzyszka spojrzała na niego zszokowana, nie umiejąc powstrzymać lekkiego uśmiechu. 
Musiała przyznać, iż zrobiło jej się miło na sercu. 
"Zapewne powiedział to tylko dlatego, gdyż nie chciał kolejny raz kłócić się o głupotę"- zgoniła się w myślach, chociaż wewnątrz nadzieja na to, że Draco Malfoy nie jest do końca złym człowiekiem wzrastała z każdą minutą. 
- Jak odkryłeś to miejsce? - szybko zmieniła temat. Nie chciała naciskać na blondyna i zmusić go do tłumaczenia się przed nią. Mimo szoku którego doznała, doskonale mogła zobaczyć wtedy gniew malujący się na jego twarzy na wzmiankę o Narcyzie. 
- Należała do mojego dziadka - odparł wzruszając lekko ramionami. - Po śmierci przepisał ją na mnie. - dodał po chwili namysłu. Mógł zauważyć jak jej mina znowu przybiera markotny wyraz. 
- Przykro mi - burknęła, sama nie wiedząc co powiedzieć. Czy naprawdę jego rodzina musi być aż tak pogmatwana i nie może mieć jednego normalnego członka? 
- Przywykłem do tego, że ważne dla mnie osoby zostają mi odebrane - powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język. 
Sam nie wiedział, czemu mówił o tym Granger właśnie teraz. Po tym wszystkim co się stało, naprawdę wydawało mu się to dość pogmatwane. 
Hermiona wytrzeszczyła w jego stronę oczy. Czy to możliwe, by on słynny dręczyciel szlam powiedział coś tak bardzo… prywatnego? Przekręciła lekko głową, niedowierzając. 
- To co jest dla ciebie ważne, zawsze zostaje w twoim sercu - odrzekła z pełną powagą, przyglądając się z obawą jego przeklętym szarym oczom. 
Czuł się, jakby przez ułamek sekundy mogła zajrzeć do skrawka jego duszy. Te słowa dały mu wiele na myślenie, lecz nie mógł powstrzymać cichego ironicznego śmiechu. 
- W normalnych warunkach zaproponowałbym Ci któreś z tych win ale po ostatnim razie wolę nie ryzykować - zagadał, przybierając na siebie znowu maskę obojętności. 
Gryfonka zarumieniła się lekko, przypominając sobie swój bojowy taniec na stole i fakt, że na swój sposób okłamała swojego towarzysza. 
- Przepraszam, że Cię okłamałam - wydusiła z siebie, zadziwiając przy tym samą siebie - Po prostu chciałam… - nie dane jej było nawet skończyć zdania, gdyż Draco przyparł jej rękę do buzi, napierając przy tym całym swoim ciałem tak, że teraz była wręcz przyciśnięta do ściany. 
- Ćśśśś - mruknął wprost do jej ucha, wskazując na ścianę, za którą zapewne znajdowała się reszta pomieszczenia. 
Doskonale mógł usłyszeć, jak kilka śmierciożerców właśnie siłuje się z zaklęciem obronnym rzuconym na to miejsce.
- Gdzie oni są Dołohow? - warknął jeden z nich. Po głosie swierdził, iż ma do czynienia z Carrowem. 
- Przysięgam, że smarkacz wchodził tutaj z tą plugawą szlamą - odparł Antonin. Na sam dźwięk głosu mężczyzny, Malfoy miał ochotę wyjść z kryjówki i zabić go gołymi rękami.
Jedyne co go od tego powstrzymywało była Granger, która, jakby czytając w jego myślach. Spięła całe swoje ciało, patrząc na niego błagalnie. 
I wtedy dopiero zdał sobie sprawę w jakiej sytuacji się znajdują. Powietrze nagle stało się ciężkie a ich mokre ciała zdawały przylegać do siebie, jakby były specjalne dopasowane. Jego serce wywinęło fikołka wokół własnej osi. Nie mógł zrozumieć co się z nim działo, ale obecność tej dziewczyny w jego życiu nie wpływała na niego dobrze. 
Chciał przerwać ten moment - naprawdę w głębi serca miał taki zamiar, ale… nie potrafił oderwać oczu od jej pięknych brązowych tęczówek i elektryzującego ciała. Boleśnie odczuwał coraz większe budzące się w nim pożądanie i był pewny, iż jego źrenice były rozszerzone do granic możliwości.Czuł się jak po dobrej dawce mugolskich narkotyków, które miał już okazje zażyć podczas jednej z dzikich imprez u Zabiniego. 
Sam nawet nie mógł zrozumieć, swoich sprzecznych uczuć, skrywających się w nim tak głęboko, że nawet sam Czarny Pan nie mógłby ich dostrzec. Lecz teraz nie potrafił już bronić się przed czymkolwiek. 
W jednej chwili, postanowił poddać się temu nowemu i zupełnie odmiennemu uczuciu, jakie zagościło w jego sercu, by choćby przez chwilę poczuć coś więcej niż zwykłą pustkę czy cierpienie. 
Mimo panującej sytuacji uśmiechnął się pocieszająco do siebie jak i Hermiony, nieświadomie zjeżdżając wzrokiem na malinowe usta dziewczyny. Wydawało mu się to niewiarygodne z jakim tempem ich relacje zmieniały się z dnia na dzień. Kilka godzin później, gdy analizował już tą sytuacje na spokojnie, był pewny, iż po prostu go poniosło, ale właśnie w tym momencie nie potrafił już dłużej panować nad sobą. Adrenalina buzowała zarówno w nim, jak i Gryfonce, co nieznacznie dodawało im więcej odwagi, a zarazem odbierało resztę zdrowego rozsądku. 
Czy ktoś mógłby nawet o tym pomyśleć, że tuż za ścianą dwóch śmierciożerców czeka tylko i wyłącznie na ich śmierć? 
Mimo iż znajdowali się oni tuż za ścianą, czuli się, jakby byli oddaleni setki kilometrów od tego miejsca. Bo tutaj… tutaj było inaczej.Nie było podziałów, nie było zagrożenia.. przynajmniej nie w momencie, gdy znajdowali się tak blisko siebie. 
Zarówno Granger jak i Malfoy mogli wyczuć w powietrzu panujące napięcie, ale także i bezpieczeństwo. 
- Dołohow, następny razem lepiej zabij tego szczeniaka, i nie każ mi tracić mojego wolnego czasu! 
- Nie martw się Carrow. Cyzia zapłaci za nieposłuszność swojego bachora - krótka wymiana zdań dwójki sługusów  Voldemorta sprawiła, że cały czar zdarzenia prysł, tak szybko jak się pojawił. Donośny trzask zamykających się drzwi, powinien przywrócić ich do poprzedniego stanu spokoju lecz tak się nie stało. 
Draco bowiem, nie mógł nawet poruszyć się ani o milimetr. Mimo że ponownie wracała do niego świadomość zaistniałej sytuacji, nagle cały jego optymizm i pozytywne myślenie  swojej kary i matki wyparowały. Lekko rozluźnił ucisk, w którym trzymał Gryfonkę, tym samym dając jej odrobinę przestrzeni, którą mogła wykorzystać do wyrwania się Ślizgonowi. O dziwo Hermiona nie wykonała żadnych z tych czynności. Zaciekawiona, po prostu przyglądała się Draconowi, próbując odczytać jakiekolwiek objawy uczuć ilustrujących się na jego twarzy. 
Nie było to dość trudne, gdyż blondyn nie miał nawet siły ich ukryć. Strach, bezsilność a przede wszystkim troska o matkę wstrząsnęła całym jego ciałem, a w głowie kłębiło się tysiąc myśli, 
Przecież jej nie zabiją prawda? Była jego matką..Żoną Lucjusza, do cholery jasnej! Nie należała nawet do śmierciożerców, ale..to siostra Bellatrix! Nie mogą ją ukarać ponownie. Przynajmniej nie z jego winy. 
Nie panując nad sobą, gwałtownie cofnął się do tyłu, próbując opanować wzrastający w nim niepokój. Musi jak najszybciej znaleźć się w Malfoy Manor. Teraz miał okazję..dopóki wszyscy śmierciożercy znajdowali się w Hogsmede, może uda mu się… no właśnie co? Uciec? Dobre sobie. Przecież dobrowolnie poddał się Czarnemu Panu. Oczywiście zrobił to również ze względu na swoją rodzinę, lecz jakaś cząstka jego pragnęła tego z całej siły, gdy w tym samym druga, odganiała go od tego pomysły jak najdalej. Czuł buzujące w nim sprzeczne myśli, których nie mógł się pozbyć. Jęknął cicho, nie tylko z podirytowania, ale także i z bólu. Miał wrażenie, iż Mroczny Znak wypalał mu skórę. 
- Draco…Spójrz na mnie.Wszystko będzie dobrze  - niemym wzrokiem skierował swój wzrok prosto na Hermionę. W pierwszej chwili chciał przygarnąć ją do siebie, i móc poczuć w kimś wsparcie, lecz w następnej w końcu udało mu się wyrwać z opętania. 
- Nie dotykaj mnie - szepnął spokojnym, dość groźnym głosem w stronę swojej towarzyszki.  Nie miał zamiaru wciągać jej w to całe zamieszanie, a ponadto poniekąd przez nią właśnie miał kolejny problem na głowie. 
- Przepraszam. - mruknęła cofając z zażenowaniem rękę. - Chciałam cię po prostu zrozumieć. - dodała, czym zdziwiła szarookiego. Doskonale zdawał sobie sprawę, iż nawiązuje do wypowiedzi, której nie była w stanie przedtem dokończyć, lecz te słowa równie dobrze opisywały zaistniałą sytuacje. 
Prychnął pod nosem, bardziej zły na siebie niż na nią. Jak mógł dopuścić do tego wszystkiego i sprawić, że w przeciągu 2 tygodni cały jego świat powoli się staczał. 
- Nigdy ci się to nie uda Granger  i nawet nie próbuj, bo skończy się to tragicznie - warknął zirytowany, pocierając się o skronie. - Żeby stąd wyjść wystarczy rzucić Alohomorę. - dodał, po czym machnął reką, w której również i trzymał różdżkę. W następnej chwili oboje znajdowali się w pracowni dziadka Malfoy’a. 
Draco nawet nie zważając na brązowowłosą, ruszył pędem w kierunku drzwi wyjściowych. 
- Uważajna siebie - uniósł ze zdziwieniem jedną brew. Żadnego „gdzie idziesz”, „czemu mnie zostawiasz” tylko proste „uważaj na siebie”? Czy to możliwe, że Hermiona Granger właśnie to powiedziała? 
- Nie obiecuję - odpowiedział, niewiele nad tym myśląc, po czym w następnej chwili wybiegł na opustoszałą ulicę. 
- Chyba jednak podejmę to ryzyko i spróbuję cię zrozumieć, Draconie Malfoy’u.  - gdyby został chodź sekundę dłużej, zapewne usłyszałby słowa, które po cichu wypowiedziała do siebie brązowooka,  i może zrozumiałby, że nie musi w to wszystko brnąć sam.  

~*~
Malfoy Manor. Jak bardzo nienawidził tego miejsca. Zawierało one tyle bolesnych i przerażających  wspomnień, że z domowego domu, stał się salą tortur dla szlam i ludzi nieposłusznym Voldemortowi. 
Ręcę zadrżały mu na samą myśl o tym, iż ponownie spotka Czarnego Pana, lecz w następnej chwili odgonił od siebie te mroczne wizje. 
Nie mógł dopuścić, by znowu stracić kontrolę nad emocjami. Nie teraz gdy potrzebowała go jego matka. 
Znał Dołohowa, aż za dobrze i doskonale zdawał sobie sprawę jak bardzo potrafi znęcać się nad innymi. 
Prychnął pod nosem. Złość buzowała w nim niczym amfetamina, odganiając tym samym resztę zbędnych uczuć. Pewnym siebie krokiem przekroczył bramę swojego rodzinnego domu. Skrzywił się lekko, gdy z daleka usłyszał już donośny śmiech Bellatrix. Zaśmiał się cicho. Sceneria doskonale pasowała do przerażających obrazów z zakazanych ksiąg, które miał okazje przeczytać. 
Piorun strzelił tuż nad najbliższym  drzewem, a deszcz wydawał się być jeszcze gęstszy niż sprzed kilkoma minutami. 
Miał wrażenie, iż niebo zdawało się ubolewać tak samo nad tą sytuacją, jak on. 
Pomimo to nie miał zamiaru się wycofać. Dość szybko pokonał główny dziedziniec, by następnie szyfrem skomplikowanych zaklęć ( nie pomijając pokazania Mrocznego Znaku) otworzyć wielkie marmurowe drzwi. Teraz już nie było odwrotu. Musiał zrobić wszystko, by tylko nie dopuścić Antoniego do Narcyzy. Na szczęście jako dzieciak potrafił godzinami szwendać się po posiadłości, więc bez problemu znalazł skrót do prywatnej komnaty swojej matki. 
Niepewnie postawił kilka kroków, ostrożnie wchodząc do jej pokoju, który wyglądał dokładnie tak, jak kilka tygodni temu, gdy był tu ostatnim razem. 
Płótno z niedokończonym obrazem tajemniczej postaci, leżało niesfornie na biurku a porozwalane pędzle walały się po ziemi. Nie mógł powstrzymać ironicznego uśmiechu. 
Jego matka uwielbiała malować. Czasami nawet potrafiła siedzieć cały dniami i oddawać się swojej pasji. Kiedyś próbowała przekonać i Dracona, by próbował rozwijać swoje umiejętności, lecz nigdy nie kończyło się to dobrze. 
Lucjusz bowiem nie popierał tego pomysły. Ba! Uważał go wręcz za absurdalny i prostacki. Tolerował pasję żony tylko i wyłącznie dlatego, iż chciał pozbyć się jej na tak długo, jak się dało. 
Młody Malfoy natomiast, lubił podziwiać sztukę jaką tworzyła jego rodzicielka. Niektóre obrazy pod wpływem czarów ruszały się i żyły własnym życiem, inne jednak pozostawały nieruchome, oddając swoją perfekcyjność poprzez idealny dobór kolorów. O dziwo wolał czasami te zwykłe portrety, gdyż bywały bardziej realistyczne niż reszta.. Gdy spojrzeć na to z pryzmatu upływających lat, powoli zaczął mu się udzielać zapał matki, lecz ostatnimi czasy, wolał trzymać się z dala od wszystkich rzeczy, które sprawiały mu przyjemność. 
Rozglądnął się po pomieszczeniu powoli wracając do rzeczywistości. Po Narcyzie nie było śladu a z doświadczenia wiedział, iż nigdy nie zostawiała niedokończonego dzieła. 
Serce ponownie zaczęło bić mu w szaleńczym tempie. Skoro nie było jej tutaj, a Lucjusz dalej znajdował się w Hogsmede, w żadnym wypadku nie było to dobrym omenem. 
Przeklął siarczyście pod nosem. Czy chociaż teraz los nie może mu pomóc odkręcić tej sytuacji? Nie chciał, by jego matka musiała przechodzić przez katusze, bo on stanął w obronie szlamy. 
Dopiero teraz zaczął uświadamiać sobie, jak cholernie lekkomyślnie się zachował. Przecież doskonale wiedział, jak bardzo Czarny Pan nienawidził mugolaków ani osób wspierające ich powinność czarowania, tak więc żadna wymówka nie będzie wystarczająca, by wybrnąć z tego bez szwanku. Wiedział, że dzięki Dołohowi na długo zapamięta swoje bluźnierstwo. 
Nie mógł zrozumieć, dlaczego akurat się tak zachował. Przecież to Granger. Jedno zaklęcie by jej nie zaszkodziło…tak przynajmniej pomyślałby tydzień temu. Teraz miał co do tego lekkie wątpliwości, co nie zmienia faktu, że dalej był na nią zły. Nie dość, iż dziewczyna miesza w jego życiu, to na dodatek, nie umie się sama porządnie bronić. I na co jej było spędzenie 6 lat z samym Potterem, skoro nie potrafiła odeprzeć drętwoty? 
Przekręcił z niedowierzaniem głową i powolnym krokiem ponownie zszedł schodami na dół tym razem nie używając żadnych skrótów. 
Nerwowa i dość nieprzyjemna cisza, nie polepszała jego nastroju, a wręcz stresowała go jeszcze bardziej,aczkolwiek próbował zachować pełną powagę i opanowanie. Był pewien, iż nie jest tu sam, a z doświadczenia wiedział, że szalona ciotka Bellatrix lubiła zaskakiwać swoim pojawieniem się w najmniej niespodziewanej chwili. 
Jak na zawołanie burza czarnych jak smoła włosów przemknęła kilka milimetrów przed nim, skacząc i śmiejąc się dziko. 
Draco stanął jak sparaliżowany,patrząc na ciotkę z wyraźną irytacją. Losy jego matki wahały się na włosku a ta wariatka nie ma nic lepszego do roboty niż ganianie po JEGO domu? 
- Dobrze, że jesteś - powiedziała, co odrobinę skołowało blondyna , który nie był przyzwyczajony do takich zagadnień ze strony Bellatrix. Rzadkością bowiem było, by odzywała się do niego bez potrzeby. 
Skinął sztywno głową w jej stronę, próbując zachować spokój. - Na szczęście nie przegapisz całego przedstawienia - dodała, uśmiechając się szyderczo. W czarnych oczach mógł zauważyć szaleństwo jakie gościło w Lastrenge, co spowodowało, iż serce ponownie zaczęło bić w przyspieszonym tempie. 
Nie tracąc ani minuty dużej, wyminął śmierciożerczynię i pędem wpadł do salonu, gdzie zazwyczaj odbywały się główne tortury, mające na celu dostarczania rozrywki sługom Voldemorta. 
Widok jaki zastał, przyprawił go o ciarki na plecach. Zazwyczaj biała koszula Narcyzy teraz wręcz była przesiąknięta czerwoną substancją która mogła okazać się tylko i wyłącznie krwią spływającą leniwie z jej ciała. Jej łzy zaczęły mieszać się z kropelkami potu a wyraz twarzy wskazywał tylko i wyłącznie jedno; ból.. 
- Draco… - wyszeptała cicho, jakby całe siły uchodziły z nie każdym nabranym oddechem. 
Mimo iż fizycznie nic nie dolegało młodemu śmierciożercy miał wrażenie, że zaraz jego jak dotąd skamieniałe serce wyrwie się z klatki piersiowej. W jednej sekundzie miał ochotę znowu uciec byle by tylko jak najdalej stąd. Ten widok za bardzo go bolał. Wywoływał w nim tak dużo sprzecznych emocji. Od złości aż do głębokiego smutku i wyrzutów sumienia. 
To JEGO wina… tylko i wyłącznie jego. Nie musiał bronić tej cholernej Granger, nie musiał wdawać się w jej towarzystwo, ratować jej życia. Przecież nie była tego warta…prawda? A teraz jego matka, najmniej winna osoba z wszystkich tu zebranych miała na tym ucierpieć? 
Doskonale zdawał sobie z powagi sytuacji, w jakiej się znajdował. Nie mógł przecież bez namysłu rzucić się na Dołohowa, który jak gdyby nigdy nic stał nad kobietą z szyderczym uśmiechem na twarzy z uniesioną różdżką do góry. Może doszłoby do wymiany kilku zaklęć, ale koniec końców padłby martwy już po kilku minutach. Musiał myśleć trzeźwo, mimo, iż przychodziło mu to z nie lada wyzwaniem. Jego stalowe tęczówki były rozszerzone do granic możliwości a ręce trzęsły mu się niemiłosiernie pod wpływem dopadających go emocji. 
Tego właśnie nienawidził w uczuciach. Brak opamiętania ani rozumu.Działanie pod wpływem chwili. Ale…czy to czasami nie wychodziło na dobre? Czy nie powinien zaryzykować i w końcu przyjąć odpowiedzialność za swoje czyny wprost na siebie a nie obarczać nimi innych? Oczywiście, że tak. Mimo przekonania, iż Ślizgoni to nic nie warci tchórze w następnej chwili jak błyskawica wystrzelił na sam środek wielkiego salonu stając z zaciekłą miną pomiędzy Narcyzą a Dołohowem, który na wybryk młodego śmierciożercy zaśmiał się tylko parszywie. 
- Taki dobroduszny z ciebie synalek Malfoy? Najpierw szlama teraz plugawa matka? - Spytał z wyraźną kpiną w głosie. 
Do Dracona jednak ledwie co dotarły słowa wypowiedziane przez Antoniego. Wściekłość jak i adrenalina przejęła kontrolę na jego ciałem i zanim zdążył się zastanowić wypowiedział już pierwsze zaklęcie kierując różdżkę na przeciwnika. 
Krew trysnęła niczym fontanna z lewego ramienia  sprzymierzeńca Czarnego Pana, na co ten wrzasnął przeraźliwie. 
- Ty zdrajco! - ryknął, by w następnie przejąć inicjatywę pojedynku. 
Zaklęcia sypały się z każdej strony. Każdy z mężczyzn walczył zaciekle i miał na celu tylko jedno zadanie ; zabić bez litości. Blondyn całkowicie zapomniał o kontroli, zapomniał, iż tym zachowaniem jeszcze bardziej rozwścieczy Voldemorta, Lucjusza i wszystkich innych. W jego oczach liczyła się tylko i wyłącznie zemsta. Zemsta za tyle lat poniżania jego rodziny, za  używanie Cruciatusa  na Narcyzie, za próbowanie zabicia Granger… Ta ostatnia myśl jeszcze bardziej motywowała go do działania, chociaż sam nie wiedział czemu.  Pierwszy raz miał aż taka ochotę zrobić komuś krzywdę; zakończyć i tak dosyć marny żywot marionetki Sam-Wiesz-Kogo. być górą i pokazać, że JEGO zdanie też się może w jakiś sposób liczyć. 
- Avada Kedavra - Dołohow nie miał zamiaru mu odpuszczać, lecz na szczęście blondyn wykonał szybki skok w bok, tym samym unikając niewybaczalnego zaklęcia. Zaśmiał się krótko. Nie będzie zniżał się do poziomy tego gnojka. Wolał pokonać go, zdając się na dedukcję i spryt. Po chwili namysłu wycelował w wielki żyrandol mieszczący się nad nimi. 
- Bombarda Maxima - mruknął w myślach. Nagle, kiedyś bardzo drogocenny zabytek, runął z głośnym hukiem wprost na Antoniego. Draco nie zwlekając ani chwili ponownie machnął różdżką, tym samym sprawiając iż wokół śmierciożercy pojawił się ogień.
Nie zwlekając podszedł do niego i zaśmiał się szyderczo. 
Gdyby ktoś z obserwowanych mógł zobaczyć wyraz twarzy młodego Ślizgona pewnie uznałby go za szalonego i opętanego. Bellatrix mogłaby być dumna ze swojego bratanka. W tym momencie wydawał się być jej idealną kopią, służącą do zabijania i znęcania się nad innymi…. Ale czy tego właśnie chciał? Chciał być taki jak ONI? Niszczyć i krzywdzić? 
- Oczywiście, że chcesz Draco - cichy, piskliwy, ale też zarazem przerażający głos samego Lorda Voldemorta powoli przywracał go na ziemie - Zrób to… zabij go. Zasłużył sobie. Przecież znęcał się nad twoją matką… - kusił.  Pierwsze kropelki potu spowodowanym przerażeniem i paniką pojawiły się na czole chłopaka. Naprawdę chce go zabić? 
- Panie… - Antoni nie zważając na bezlitosny wzrok Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać błagał o swoje życie próbując wydostać się z płomieni, które otaczały go z każdej strony. Malfoy doskonale mógł dostrzec jak bardzo śmierciożerca boi się o własną skórę, więc odzyskując odrobinę rozumu, prychnął cicho, po czym jednym machnięciem różdżki usunął płomienie z całego pomieszczenia. 
Dołohow odetchnął z ulgą, padając na kolana przed swoim mistrzem. 
-  Ten smarkacz próbował uratować szlamowatą przyjaciółkę Pottera - warknął. Blondyn miał ochotę zaśmiać mu się w twarz. Mógł się spodziewać, iż tak to się właśnie potoczy i doskonale zdawał sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec. 
- Doszły mnie o tym już słuchy… - Voldemort westchnął głęboko, udając dogłębnie zmartwionego - Nie tolerujemy litości dla szlam, Draco - odparł w końcu, a wąskie szparki, które bardziej przypominały oczy węża zabłysły złowrogo. 
Następne co pamiętał była tylko ogarniająca go ciemność. 


~~~~

Krzyczał… Krzyczał tak głośno jak tylko potrafił. Ból rozsadzał każdą komórkę jego ciała od środka. Miał wrażenie, że płonie a wraz z nim reszta zdrowego rozsądku. Chciał poczuć… poczuć cokolwiek oprócz agonii w jakiej się znajdował. Coś, co przypomniało by mu o uczuciach innych niż strach i bezradność lecz jedyne co mu towarzyszyło była głucha pustka i własne jęki, które powoli zlewały się w ciche skomlenia. 
Wytrzyma… musi wytrzymać. Przecież go nie zabiją tak? Nie miał pojęcia ile godzin spędził tutaj próbując uporać się z bólem odczuwalnym przy nawet najmniejszym ruchu, ale kiedyś MUSZĄ go wypuścić. Nie umrze. 
”Jesteś nikim Draco” - nieproszony głos pojawił się w jego głowie - „nikim…zwykłym sługą, tak bardzo słabym” - nie mógł już wytrzymać. Chciał wrzasnąć, uciec jak najdalej ale jedyne co wydobyło się z jego gardła to krew… ciepła, lepiąca się krew, tamująca dopływ powietrza. Powoli zaczynał panikować. Brakowało mu sił, chęci, motywacji, by móc walczyć. 
Czuł, że wszystko zmierza ku końcowi. A wszystko przez…przez kogo? 
Nie mógł sobie przypomnieć. Przed oczami miał tylko parę czerwonych ślepi, przeszywające go na wskroś. Czy to wszystko działo się naprawdę? Obrazy przelatywały mu jeden za drugim, tak, iż nie umiał już odróżnić fikcji od prawdziwych wydarzeń.
Hogsmeade, Śmierciożercy, Narcyza…Granger… zaraz... Granger? Co ona ma w tym wspólnego? Nie miał przecież z nią nic do czynienia… prawda? Ostatnie wspomnienie jakie z nią miał zawierało pobyt we Wrzeszczącej Chacie. Gdy tylko próbował sobie przypomnieć dokładniejsze szczegóły, fala bólu zalewała go od nowa. Jęknął z wycieńczenia, lecz nie poddawał się. Musiał w końcu odrobinę zrozumieć daną sytuacje, w jakiej się znajdował. Poczuł jak serca zaczyna gwałtownie łomotać mu w klatce piersiowej. Jak do tego wszystkiego doszło? Czy to on zawinił? 
Oczywiście, że tak…. Chciał obronić…kogoś. Jakąś dziewczynę o przepięknych czekoladowych oczach, które doskonale zapadły mu w pamięć. Niestety nic więcej nie przychodziło mu na myśl. 
„Nie walcz, poddaj się… i tak umrzesz!”  - kolejny wrzask ponownie przywołał go na ziemię. Ten ktoś miał rację. Umrze, nie zostanie po nim nawet najmniejszy ślad. Słynny Draco Malfoy przystojny, zimny i arogancki arystokrata w końcu zakończy swój żywot, mając przed oczami tylko obraz nieznajomej, szepczącej kojącym głosem, że wszystko będzie dobrze. Wystarczy w to tylko uwierzyć. Z wysiłkiem zdobył się na krótki smutny uśmiech… a potem nie było już nic.





No to jestem! Z tej strony wasza kochana Skyler Tak jak obiecałam, nowy rozdział się ukazał i mam nadzieję, że was nie zawiodłam :) 
Chciałabym wam serdecznie podziękować za komentarze poprzednim postem. Jestem pod wrażeniem, że jeszcze ktoś tu wchodził. Z całego serca liczę na to, że będziecie nam ( dobrze słyszycie, Pola również chce wrócić na bloga ) dalej tak wytrwale towarzyszyć. 
Zmieniłam również szablon, by dodać trochę świeżości na tym blogu. 
Do szybkiego napisania :) 






6 komentarzy:

  1. Świetny wpis. :D miniaturka też będzie kontynuowana? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. GENIALNY rozdział :D Brak mi słów

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przyjemny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Miniaturka też będzie? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podobał mi się ten rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nieźle się czyta :D

    OdpowiedzUsuń